Pani Sabina, mama naszej Czytelniczki, zmarła w sobotę. Swoje ostatnie dni przeżyła w hospicjum. Pochodziła spod Ciechocinka, więc rodzina zgłosiła się do toruńskiego zakładu pogrzebowego "Sotor" tylko z prośbą o przechowanie ciała. - Wczoraj rano miał po moją mamę podjechać samochód z zakładu ze Złocieńca - opowiada pani Jolanta. - Mieli odebrać ciało z prosektorium przy ul. Batorego w Toruniu.
Zobacz także: Ratownicy uczczą pamięć tragicznie zmarłych kolegów. W południe zawyją syreny karetek
Kiedy jednak pani Jolanta pojawiła się tam, usłyszała, że trzeba jeszcze dopełnić formalności. A to wiązało się z wyprawą na Bydgoskie Przedmieście. - Gdy wróciliśmy do prosektorium, okazało się, że ciała mojej mamy tam nie ma - opowiada. - Usłyszeliśmy, że jest na Rubinkowie.
Nasza Czytelniczka ruszyła więc na drugi koniec Torunia. Ale gdy tam dojechała, ciała jej mamy znów nie było. - Usłyszałam, że jest już na Batorego! - opowiada nasza Czytelniczka. - Wróciliśmy więc do prosektorium, a tam nadal nikogo. Powiedziano nam, że karawan pojechał na Rubinkowo.
Na szczęście pani Jolanta nie musiała już tam jechać - karawan zawrócono, a ciało pani Sabiny dotarło w końcu do prosektorium. - Wniesiono je do wąskiego korytarzyka i postawiono na podłodze w obskurnym worku - opowiada nasza Czytelniczka. - To uwłacza godności. Poza tym poproszono mnie o identyfikacje zwłok, czego w takich wypadkach się nie robi. Na koniec okazało się, że karawan miał stłuczkę z innym samochodem.
Więcej w dzisiejszym (5 sierpnia) papierowym wydaniu gazety lub w e-wydaniu.
Czytaj e-wydanie »