-Śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci Kamila Galczaka prowadziła Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Północ. Zakończyła je decyzją o umorzeniu postępowania wobec braku znamion czynu zabronionego. Co oznacza, że nie znalazła dowodów na to, by zgon mężczyzny nastąpił wskutek działania innej osoby czy osób - mówi "Nowościom" prokuratura Agnieszka Okońska, rzeczniczka bydgoskiej prokuratury.
Chory na porażenie mózgowe Kamil zaginął 4 lutego 2024 roku w Toruniu. 30 czerwca br. jego zwłoki wyłowiono z Wisły pod Bydgoszczą. Były w takim stanie, że opiniowanie było bardzo trudne. Nie znaleziono na nich takich obrażeń, które wskazywałyby na to, że zgon był wynikiem przestępstwa.
Co się zatem z Kamilem działo? Jak i dlaczego zmarł czy zginął? Z tymi pytaniami jego matka, pani Bożena z osiedla Mokre w Toruniu, pozostaje już sama...
Kamil wyszedł wieczorem do "Żabki" tylko po starter do telefonu...
Ponad cztery miesiące trwały poszukiwania chorego na porażenie mózgowe Kamila Galczaka z Torunia. Ten 32-letni mężczyzna w niedzielę, 4 lutego br., wyszedł wieczorem z domu przy ul. Batorego i ślad po nim zaginął. Mamie powiedział, że idzie tylko do "Żabki" po starter do telefonu.
Młodego torunianina nagrały kamery monitoringu. Policja upubliczniła nagranie. W połowie maja natomiast, prowadząc intensywne poszukiwania na Wiśle, toruńscy policjanci między innymi poszukiwali Kamila właśnie. Nie znaleźli...
Aspirant Dominika Bocian, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Toruniu przez cały ten czas poszukiwań zapewniała, że funkcjonariusze intensywnie pracują nad sprawą i robią, co mogą. Ciągle też czekali na sygnały od osób, które mogą pomóc ustalić miejsce pobytu zaginionego lub - po prostu - jego losy.
Przez ten trudny czas "Nowości" były w kontakcie z panią Bożeną, matką zaginionego. Torunianka w tamtym czasie była w ciężkim stanie psychicznym, godziła się już nawet z tym, że syn np. mógł targnąć się na życie. -Ja już jestem gotowa na wszystko, na każdy scenariusz. Tylko niech policja znajdzie mojego syna: żywego lub martwego. Najgorsza jest ta niepewność, ona mnie dobija - mówiła nam na oczątku czerwca.
Dramat całej rodziny. Matka, chory od urodzenia syn i śmierć ojca
Pani Bożena i jej najbliższa rodzina w ostatnich latach wiele przeszli. A przecież kobietę dawno już doświadczył los - życie torunianki przez 32 lata koncentrowała się na opiece nad Kamilem, który urodził się z porażeniem mózgowym. Ostatni czas był jednak wyjątkowo tragiczny.
-Najpierw zmarł ma Covid mój mąż, ojciec Kamila. To był rok 2021. Także wtedy okazało się, że zaraził się od niego Kamil. Miał zajętych 95 procent płuc, siedem tygodni walczyli o jego życie w szpitalu. Dwukrotnie był pod respiratorem, wprowadzany był w śpiączkę farmakologiczną. Cudem uszedł śmierci...
Po powrocie do domu ze szpitala Kamil przez miesiąc był przykuty do łózka. Nie był w stanie się ruszać. Pani Bożena zajmowała się nim prawie sama. Gdy wyszedł z tej choroby, po jakimś czasie znów trafił do szpitala z zapaleniem trzustki. I znów matka drżała o jego życie. A potem zaginął...
Zwłoki wyłowiony z Wisły pod koniec czerwca
Poszukiwania Kamila Galczaka zostały formalnie zakończone 30 czerwca br. z uwagi na wyłowienie tego dnia z Wisły pod Bydgoszczą ciała mężczyzny, którego ubiór, dokument tożsamości i cechy charakterystyczne wskazywały na zaginionego. -Również rozpoznanie go przez członka rodziny wskazywały, że to właśnie ta osoba - przekazywała wówczas asp. Dominika Bocian, rzeczniczka toruńskiej policji.
Aby mieć całkowitą pewność, policjanci zabezpieczyli próbki DNA do badań. Wcześniej takie próbki pobrano już od matki zaginionego Kamila. Analiza porównawcza i opinia biegłego ostatecznie potwierdziły tożsamość mężczyzny.
Śledztwo poprowadzone w Bydgoszczy - jak piszemy na wstępie - zakończone zostało umorzeniem i stwierdzeniem, że brak dowodów na "udział osób trzecich" w tragedii. Decyzja umarzająca postępowanie nie została zaskarżona.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
