- Przedświąteczny tydzień to gorący czas dla listonoszy. O ile pana torba jest cięższa od kartek?
- Mniej więcej o cztery kilogramy.
- Czyli tradycja świątecznych kartek nie ginie? Mimo SMS-ów i e-maili?
- Na pewno nie. Karta to tradycja. Chociaż na Wielkanoc przesyłamy mniej życzeń, niż na Boże Narodzenie, wciąż są domy, i ja takie znam, gdzie dociera na święta na przykład szesnaście kartek.
- Obsługuje pan rejon w śródmieściu. Ilu to mniej więcej mieszkańców?
- Około trzech tysięcy. Pracuję już czternaście lat, więc znam każdy kąt, wydeptałem niejedne schody.
- Zdarza się, że mówią do pana "panie Wiesiu"?
- Zdarza. W wielu domach doręczam listy już drugiemu pokoleniu lokatorów. Najprzyjemniej jest właśnie w okolicach świąt, ludzie składają życzenia, ja też im życzę wszystkiego najlepszego.
- Ma pan dużo stresów w pracy?
- Raczej nie. Rejon mam spokojny, choć ta praca jest też niebezpieczna. Czasem się śmieję, że codziennie mam zagwarantowany spacer, świeże powietrze.
- Wyrobił pan sobie kondycję na tych setkach schodów, które trzeba przemierzać?
- Rzeczywiście, nie każdą przesyłkę można zostawić w skrzynce. Pozostają schody. Dzięki temu żadne inne ćwiczenia, żadna siłownia nie są mi już potrzebne!
