Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdą piosenkę Zenka można by muzycznie "uratować", ale nie po to one powstawały

Adam Willma
Adam Willma
Zenek Martyniuk
Zenek Martyniuk Sylwia Dąbrowa
Rozmowa z JAKUBEM BURZYŃSKIM, kontratenorem, dyrygentem, założycielem zespołu La Tempesta o fenomenie disco polo i o tym co tego fenomenu wynika dla pozostałych muzyków

Tryumfalny pochód disco polo jest faktem. Jaka metoda tkwi w tym szaleństwie?

Metoda jest z założenia jak najprostsza. Omijamy przemysł rozrywkowy, z jego koteriami, elitarnością, systemem przesłuchań, dopuszczeń, łaskawością rozgłośni radiowych, znajomościami, układami, omijamy drogie studia nagraniowe i zadzierających nosa aranżerów i reżyserów dźwięku, omijamy oficjalną dystrybucję i wszelkich pośredników, omijamy wreszcie zbyt drogie i trudne w obsłudze instrumentarium. Skupiamy się na sobie, na przekonaniu, że mamy coś do przekazania w sztuce muzycznej i rzucamy to wszystko pod osąd zwykłych ludzi, takich jak my, bezpośrednio, face to face, na zasadzie: popatrzcie, każdy z was mógłby robić to co ja, jestem swojak. Oczywiście przedstawiony schemat dotyczy tylko impulsu początkowego dla całego zjawiska. Gdy w grę zaczęły wchodzić pieniądze, duże pieniądze, na scenę wkracza wyrachowane operowanie tymże schematem na zasadzie gotowej recepty na sukces, bez większego utożsamiania się z oryginalną ideologią zjawiska.

Jako zawodowy muzyk słucha pan Zenka Martyniuka i co słyszy?

Słyszę słabe teksty, naiwną melodykę, prymitywną aranżację oraz specyficzny wokal. Czyli coś, co zdarza się przecież również w produkcjach pop - i jest w nich także napiętnowane. Nie słyszę ponadprzeciętnych umiejętności, nie słyszę aspiracji do wychodzenia poza schemat, nie słyszę powodu do zachwytu nad profesjonalizmem produkcji. Bez tych elementów trudno mówić o satysfakcjonującej ofercie muzycznej w świecie pełnym wspaniałych talentów, poszukiwań nowych sposobów przekazywania nieśmiertelnych treści, dopracowanych do perfekcji brylantów - niezależnie od stylu. Słabe teksty mieli też Beatlesi, naiwną melodykę proponuje Krajewski, prymitywne aranżacje ma Kuba Sienkiewicz, a specyficzny wokal znajdziemy choćby w duecie Universe. Lecz żadnego z nich nie nazwiemy słabym produktem jako całość, u żadnego przeciętne nie są wszystkie te elementy naraz, każdy z nich zaś miał coś jeszcze: charyzmę. Twórczą i wykonawczą. Tego mi brak u Zenka i nie jest to jego wina - zjawisko disco polo zakłada z góry eliminację charyzmy jako elementu dzieła muzycznego. Każdą jego piosenkę można by "uratować" - przearanżować, podrasować, wykonać poruszająco. Tylko nie po to one powstawały.

A może disco-polo to po prostu rodzime italo-disco i Heimat-Melodie?

W kategorii "narodowa muzyka popularna" - można na siłę przychylić się do takiego porównania. Z zaznaczeniem, że oba wspomniane zjawiska wykazują się daleko lepszym efektem produkcyjnym, to są po prostu profesjonalnie zmajstrowane pastisze. Nie zauważyłem u producentów disco polo wystarczającego dystansu do samych siebie, by porwać się na stworzenie pastiszu. Nie mam danych, na ile Heimat-Melodie współistnieją w przestrzeni medialnej z muzyką rozrywkową i klasyczną, wydaje mi się jednak, że to nisze o osobnej widowni, nikt nie porównuje twórców szlagierów w krótkich spodenkach i kapelusiku z piórkiem do Stockhausena czy Sznitkego, a już na pewno nie ośmieliłby się uczynić tego prezes tamtejszej publicznej TV.

Reakcją branży muzycznej jest podwinięcie ogona....

Na spektakularną reakcję bym nie liczył. To tendencja światowa, że wykonawcy-celebryci trzymają ze sobą i szanują się wzajemnie za to, że dotarli, gdzie dotarli. Nie ich interes, oceniać kolegów z estrady. Pomniejszych, bardziej bojowych nikt o zdanie nie pyta. Zaś producenci i właściciele wytwórni oraz rozgłośni reagują - jak dotąd nikt nie otworzył na oścież drzwi gatunkowi tak rzekomo popularnemu. A przecież nic prostszego, to czysta recepta na zysk i sukces medialny: zrobić badania, czego słuchają Polacy i po prostu im to dać. Jakoś się na to nie decydują, jakoś jeszcze zależy im czasem na wychowaniu sobie odbiorcy o aspiracji do produktu wyższej jakości. Nie łudźmy się, pieniądze też grają tu rolę - produkt wyższej jakości kosztuje więcej, a więc można na nim więcej zarobić, więcej osób-specjalistów jest również zaangażowanych w jego powstanie.

Co fenomen disco polo mówi o nas, jako społeczeństwie? Ogłuchliśmy? A może nigdy nie byliśmy muzykalni?

Nie ma żadnego powodu do paniki. Jak świat światem, badania pokazują, iż stały odsetek społeczeństw preferuje konkretne sposoby zaspokajania podstawowych i tych mniej ważnych potrzeb. Jeżeli ktoś lubi nosić ubrania słabej jakości, chodzić w crocsach, jeść parówki i tani pasztet, prawdopodobnie nigdy nie doceni smaku ostryg, a cena porządnie wykonanych trzewików wzbudzi u niego zdecydowany sprzeciw. W zakresie muzyki i wszelkiej twórczości kulturalnej padliśmy ofiarą zgubnej maksymy, że o gustach się nie dyskutuje. Tymczasem reguła jest dokładnie ta sama, jak powyżej: są wyroby wysokiej, średniej i niskiej jakości. Na bardzo rozległej skali mamy na jednym biegunie muzyczny plastik na drugim muzyczne Rolls-Royce'y. Od twórcy zależy, czy będzie aspirował bliżej tej pierwszej kategorii czy raczej drugiej. Od odbiorcy zależy, czy wystarcza mu plastik, czy potrzebuje czegoś więcej. Im dalej od plastiku, tym większą rolę u wykonawcy odgrywają umiejętności, a u odbiorcy magiczne słowo "wysiłek". Bez zadania sobie choć odrobiny wysiłku, nie jest możliwe wyjście ponad plastik w kulturze, tak jak i w odżywianiu czy ubiorze. I spora część społeczeństwa z ochotą sobie ten wysiłek zadaje, słuchają naprawdę analitycznie, świadomie dostrzegają cechy wyróżniające wykonawców i ich utwory. Sęk w tym, że w Polsce ten odsetek jest znacznie niższy, niż w Niemczech czy Czechach. Ta sytuacja jest do lekkiego poprawienia przy świetnej polityce edukacyjno-medialnej oraz do znacznego pogorszenia przy propagandowym przyzwoleniu na plastik. Sam nie mam powodów do narzekań, od lat nie byłem na ani jednym weselu czy innej dużej imprezie towarzyskiej, na której grano by disco polo. A w gronie bliższych i dalszych znajomych nie znam nikogo, komu "chodziłaby nóżka" do przebojów Zenka. Nie sądzę, bym żył w jakiejś bańce.

W kogo uderza ten fenomen disco polo? I czy na pewno w kulturę wyższą?

 A w kogo uderza zamiłowanie do tanich produktów? Wysoka jakość nie zniknie, może trzeba jej będzie trochę dłużej poszukać. Jeżeli w marketach z elektroniką nie kupimy już dobrego zestawu Hi-Fi, musimy przejść się do któregoś z salonów specjalizujących się w sprzęcie wysokiej jakości. Rynek nie znosi próżni. Szkoda tylko, że nie korzystamy z wszelkich możliwych okazji, by promować modę na dobrze wykonane produkty. Że publiczne media stawiają na populizm również w kulturze. Im akurat wolno zaburzyć proporcje wynikające z badań socjologicznych bez obawy, że ignorują potrzeby ludu. Potrzeby ludu miały się świetnie w latach 50, 60 , 70 i 80, gdy publiczna TV i radio lansowały Starszych Panów, polski jazz i big beat, piosenkę aktorską czy autorską i rocka lat 80.

Dobrej jakości "produkt muzyczny" jest w stanie przebić się bez wsparcia polityki kulturalnej?

W rozrywce tak, w klasyce nie. Dawid Podsiadło i Taco Hemingway sprzedali na swój koncert w mgnieniu oka Stadion Narodowy. To daje potężny zastrzyk nadziei. Oczywiście o istnieniu setek znakomitych zespołów niszowych, klubowych, garażowych prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, jeżeli nie wiemy gdzie szukać. Na szczęście jest Youtube, Facebook i inne platformy darmowego dzielenia się swoją twórczością. Przykłady sukcesu Patointeligencji, Chleba _czy _Hery Koki mówią same za siebie.

Muzyka klasyczna, w której się pan specjalizuje, wydaje się stać w tej kulturowej bitwie na pozycji z góry straconej.

Muzyka klasyczna, przy całej swej niszowości, wymaga ogromnych nakładów bez nadziei na zysk. I to jest prawdziwa misja. Nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że jakiekolwiek społeczeństwo może się obyć bez oper, filharmonii, zespołów i orkiestr, które generując straty finansowe, przynoszą per saldo kolosalne korzyści wizerunkowe dla poszczególnych państw, a w wymiarze indywidualnym wprowadzają niezbędny pierwiastek kultury wysokiej do krwiobiegu zadających sobie stosowny wysiłek poznawczy odbiorców. Zrównywanie Martyniuka z Lutosławskim i Pendereckim jest wyrachowanym, cynicznym rujnowaniem tej misji, z czego rujnujący doskonale zdaje sobie sprawę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska