Po 1989r. każde przejawy dyskryminacji, ksenofobii i zwyczajnego chamstwa wobec „obcych” w Polsce były piętnowane przez ekipy rządzące. Jeśli oburzenie nie wypływało z bezpośrednich przekonań polityków, wymuszała je opinia publiczna. Tym razem jest inaczej. - Nie będzie żadnej nadzwyczajnej reakcji, bo te sytuacje to jedynie margines - powiedział Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji po ksenofobicznych atakach w Warszawie. Kilka dni temu pobity został historyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego - tylko dlatego że ze swoim kolegą rozmawiał po niemiecku. Później w metrze zaatakowane zostały dwie Azjatki. Niedawno kierowca w Ossowie (gmina Lubraniec) splunął w twarz młodego Holendra tylko dlatego, że ten był śniady.
Do podobnych zdarzeń dochodzi kilkanaście razy dziennie - alarmują stowarzyszenia antyrasistowskie. O działanie apelują posłowie i Kongres Polonii Niemieckiej. Przypominają też, że gdy chodziło o Polaków za granicą - reakcja rządu PiS była natychmiastowa - do Wielkiej Brytanii pojechali ministrowie, którzy żądali zapewnień, że Polacy mogą na Wyspach czuć się bezpieczni. W Polsce nie wstawiają się za tolerancją, jakby zasada Kalego była ich maksymą na zachowanie władzy jak najdłużej.
Przeczytaj także: Wpadło 500 plus. "Te pieniądze przywróciły nam godność"
Co by się takiego stało, gdyby minister Mariusz Błaszczak albo premier czy prezydent powiedzieli: tak nie wolno, to niedopuszczalne, te incydenty nie świadczą o tym, że Polacy tacy są?
Nic nie powiedzieli.
- Minister Błaszczak i pozostali ministrowie PiS chronią chuliganów, licząc na ich wdzięczność przy urnach wyborczych - mówi posłanka Agnieszka Pomaska z PO, która sądownie walczy z mową nienawiści. - To niedopuszczalne, bo prowadzi do sytuacji, że ulicą będą rządzić bandyci, a normalni, uczciwi ludzie nie będą mogli czuć się bezpiecznie. Najgorsze jest to, że ta postawa rządzących wynika też ze strachu. To kompromitacja tego rządu.
Ministrowie z PiS nie reagują być może również ze względu na nastroje społeczne, które wybrzmiewają w duchu: nie chcemy tu obcych i dawnych oprawców. Gdy ostatnio posłanka Joanna Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej domagała się reakcji rządu na pobicie w tramwaju prof. Kochanowskiego i atak słowny na dwie Azjatki, usłyszała w odpowiedzi hejt zwolenników milczenia PiS. „Po tym, co Niemcy zrobili w Warszawie, fakt, że DOPIERO teraz ktoś dostał w twarz za mówienie po niemiecku, bardzo dobrze świadczy o Polakach” - skomentował na Twitterze Grzegorz Wierzchołowski, redaktor naczelny serwisu niezależna.pl
Dr Adriana Bartnik, prawniczka i socjolożka z Politechniki Warszawskiej uważa, że Polacy mają w ogóle problem z reagowaniem na to, gdy komuś dzieje się krzywda. - PiS nie reaguje, bo pewnie ważniejszą kwestią są pieniądze na projekt 500plus - mówi ironicznie. - Być może ten brak pieniędzy przełoży się na legalizację marihuany. A poważniej - czy my jesteśmy społeczeństwem które reaguje? Kiedy jako studentka reagowałam na próby kradzieży współpasażerów w autobusach, to nie wyzwiska złodziei były upokarzające, a reakcja ludzi, że po co się wtrącam. PiS-owi sypie się trochę koncepcja piarowa. O ile w czasie wyborów miał jeden sztab, o tyle obecnie ministerstwa, ministrowie mają własnych rzeczników i pomysł na wizerunek nie jest już tak spójny.
Z socjologicznego punktu widzenia dr Bartnik uważa, że ważne są nasze reakcje codzienne, zwykłych ludzi, bo tak naprawdę to my kształtujemy klimat pomocy i to my budujemy wspólnotę. - Czy potrzebna nam reakcja ministra sprawiedliwości, prezydenta, gdy sąsiad bije żonę?
Więcej języka agresji
Jednak znieczulica sąsiadów, zwykłych gapiów jest w Polsce wciąż jeszcze tak duża, że krzywda, jakiej doświadczają nie tylko obcokrajowcy, ale też sami obywatele Polski nie może być uważana za incydentalną. Przykłady? 7-miesięczny Milan z Kamiennej Góry, który kilka dni leżał martwy. Matkę za niedopilnowanie dziecka i ukrywanie śmierci zatrzymano. Ojciec mówi, że nie wiedział. A sąsiedzi?
Dr Michał Wróblewski, socjolog z UMK przypomina, że politycy są grupą, która w większej mierze kształtuje debatę publiczną niż inni członkowie społeczeństwa. Mają oni uprzywilejowany dostęp do mediów, często są obdarzani autorytetem przez swoich wyborców.
- Niektórzy polscy politycy nie zdają sobie jednak sprawy z tej zależności i czasami, być może nie do końca świadomie, przyczyniają się swoim językiem do pojawienia się agresywnych postaw - mówi socjolog. - Ostatnimi czasy w debacie publicznej więcej jest języka agresji i mowy nienawiści, co odbija się w sferze publicznej. Stąd moim zdaniem akty przemocy, których liczba ciągle rośnie.
Info z Polski - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Krawczyk wylądował w sądzie przez Anetę Zając! Mecenasi wytoczyli ciężkie działa
- Siostra Kurzajewskiego zeznawała przeciwko Smaszcz! Nazwała go "obślizgłym szczurem"
- Piękność sprzed lat próbowała wyjaśnić śmierć dziennikarza. Co ją potem spotkało?
- Córka Moniki Richardson musiała wziąć kredyt na życie! Co słychać u Zofii Malcolm?