- Nie, nie jest mi wstyd - odpowiada burmistrz Arseniusz Finster.
I powtarza jak mantrę, że to nie jest tylko kwestia przeniesienia aparatury, ale też dostosowanie sali, a to już setki tysięcy złotych...
Przeczytaj koniecznie: To wątpliwe, że kino w Chojnicach będzie opłacalne
Tymczasem od Julity Maciaszek, dyrektorki Centrum Kultury i Sztuki w Sępólnie dowiadujemy się, że dystrybutor „Wołynia” miał własną aparaturę, więc nie było nawet potrzeby wykorzystania kinowej z miasta. Czyli co? Chojniczanie nie zgodziliby się posiedzieć na seansie na krzesełkach, może nie do końca wygodnych, wypożyczonych z Promocji Regionu Chojnickiego? Albo na jakichkolwiek innych? Mamy aulę w Zespole Szkół, jest aula w Szkole Podstawowej nr 1 - czy to taki duży wysiłek, by wieczorami rozstawić tam krzesła i zaprosić na seans?
- My chcemy, żeby mieszkańcy oglądali u nas nowości - mówi nam Julita Maciaszek. - W listopadzie pokażemy „Smoleńsk”, w dniach ogólnopolskiej premiery będziemy u nas grać „Pitbulla” i „Sztukę kochania”... Waszemu dyrektorowi dałam namiary na dystrybutora, więc może starania zakończą się pozytywnym finałem...
Przypominamy, kino to też jest biznes. Dyrekcja Chojnickiego Centrum Kultury o tym wie, bo dobrze zarabiała na cyfrowych projekcjach. Może więc jednak i tam, i w ratuszu ruszą jednak głową i coś wymyślą. Naprawdę warto, chyba że chcemy oddać pole innym...