Kilogramy kokainy, drogie alkohole, taksówkarze występujący w roli narkotykowych kurierów, przywódca kiboli żądający haraczu od prostytutek i goście, którzy byli nagrywani w lokalu - to kulisy śledztwa w nocnym klubie na bydgoskim osiedlu.
- Materiałami, których badanie obecnie trwa, są między innymi zapisy z kamer monitoringu zainstalowanego w hallu klubu - mówi prok. Jan Bednarek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
Na nagraniach mieli zostać zarejestrowani klienci odwiedzający przybytek przy ulicy Tuwima na bydgoskim osiedlu Jary. W piątek poinformowała o tym Gazeta Wyborcza. Bezpośredni nadzór nad śledztwem w tej sprawie sprawuje prokurator Cezary Nawrocki, z piątego wydziału śledczego: - Plików z nagraniami kamer zamontowanych w hallu i barze agencji jest mnóstwo - podkreśla śledczy. - Wizyty klientów były rejestrowane, jako swego rodzaju zabezpieczenie ze strony zarządzających klubem.
Postępowanie w sprawie bydgoskiej agencji trwa od marca tego roku. Wtedy za kraty trafiła Agnieszka L., właścicielka lokalu. Wraz z nią zatrzymani zostali dwaj taksówkarze. Mieli pecha, bo przyjechali na miejsce właśnie w momencie, kiedy policjanci CBŚ przeszukiwali budynek nocnego klubu. W ich samochodach mundurowi znaleźli narkotyki.
W samej agencji natomiast policjanci znaleźli blisko 1,5 mln zł w gotówce. Pieniądze zostały zabezpieczone na poczet trwającego śledztwa.
Miesiąc wcześniej, w lutym tego roku, po raz pierwszy za kraty trafił natomiast Dariusz L., znany też pod pseudonimem „Legia”. Ten nieformalny przywódca bydgoskich pseudokibiców próbował wymusić na Agnieszce L. haracz za tak zwaną ochronę klubu. Groził jej podpaleniem.
Za kratami spędził jednak niedużo czasu. Wyszedł na wolność również za poręczeniem. I pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie kolejne uderzenie policji. 23 czerwca kryminalni - tym razem z komendy wojewódzkiej - weszli do kilku mieszkań w Bydgoszczy. Oprócz „Legii” zatrzymano sześciu innych kiboli.
Śledczy mają dowody na to, że podejrzani mogli sprzedać 23 kg amfetaminy i 30 kg marihuany.
Więcej o sprawie w poniedziałkowej "Gazecie Pomorskiej".