Liga Polskich Rodzin zaoferowała sojusz wyborczy Prawu i Sprawiedliwości, namawiając je jednocześnie do zerwania koalicji z Platformą Obywatelską. Pomysł należy więc do kanonu postępowania prawicy - trzeba najpierw kogoś podzielić, aby potem go z kimś połączyć. Przed tegorocznymi wyborami samorządowymi Liga nie jest pierwszym ugrupowaniem, które taki scenariusz chce wprowadzić w życie. Dokładnie to samo zrobił na przykład Artur Balazs ze swoimi resztkami SKL, który najpierw oddzielił się od Platformy, a potem zjednoczył się z Unią Wolności, z którą już kilka lat temu próbował się jednoczyć, ale oczywiście szybko tej czynności zaniechał, by pomknąć w kierunku AWS. Ponieważ w przeszłości polityk ten zachowywał zdrowy instynkt samozachowawczy, to kto wie, czy teraz też nie wyjdzie na swoje. Sytuacja zdaje się mu sprzyjać.
Tak się bowiem dzieje, że przedwyborcze prawicowe koalicje, które w ostatnich tygodniach powstają, budzą więcej wątpliwości niż nadziei, że coś z tego się urodzi. Najbardziej dziwaczna jest oczywiście koalicja PO i PiS, które tak naprawdę o wiele więcej dzieli niż łączy, zwłaszcza w kwestiach gospodarczych, gdzie tak naprawdę jest po prostu przepaść. Zresztą jest to koalicja, którą skonsumować trudno, jeśli w wyborach na prezydenta stolicy potykać się mają Andrzej Olechowski i Lech Kaczyński. W innych dużych miastach uzgodnienie wspólnych kandydatów też idzie jak po grudzie, a przecież wydawać by się mogło, że jeśli tak bardzo dzieli program, to chociaż- w kwestii wspólnych kandydatów wypadałoby się porozumieć. Okazuje się, że nic z tego, a więc sfrustrowanych koalicją, zwłaszcza po stronie PO przybywa. Być może jest więc coś w pomyśle LPR, by PiS przyłączył się do niej, zwłaszcza że wzmocniona została podobno Zjednoczeniem Chrześcijańsko - Narodowym, aczkolwiek nie wiadomo czy całym, bowiem dla ZChN Liga była jeszcze niedawno nie do przyjęcia. Jeżeli wszystkim do wszystkich daleko, to właściwie koalicje można byłoby ustalać w drodze losowania. Na kogo wypadnie, na tego bęc i zamiast długiego korowodu negocjacji mamy nie podlegający dyskusjom wynik.
Na tym tle jako niezwykle zwarta programowo jawi się właśnie koalicja Unii Wolności z resztkami AWS (są wśród nich bardzo doświadczeni politycy regionalni, z większymi talentami niż wielu polityków centralnych) oraz resztówką Artura Balazsa, którego siła polega ponoć na wpływach w środowisku sołtysów, co akurat w wyborach do rad gmin bardzo się przydaje. Tak więc dość nieoczekiwanie wśród koalicyjnej egzotyki pojawiło się coś rozsądnego. Inna rzecz, czy będzie miało wyborczą siłę przebicia, w czasie, gdy wyborcy zdają się preferować brak rozsądku. Jaskółką nadziei może być to, że w tym gronie pojawił się poseł Balazs, który bardzo nie lubi stawiać na przegrane sprawy.
Koalicje z losowania
Janina Paradowska, "Polityka"