Więcej informacji z Torunia znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/torun
M óc, to chcieć. Ale nie w urzędzie. Bo, wydawałoby się, banalne zaświadczenie jest dopiero początkiem tego, co w przyszłości nas czeka. Myślę tu choćby o posłaniu dziecka do przedszkola. To dopiero jest koszmar, również papierkowy.
Katarzyna Fus
- Lekarz w rubryce terminu wpisał, że wizyty były regularne - opowiada torunian. - Jestem wściekły, bo okazało się, że taki wpis nie wystarczy. Teraz muszę ponownie prosić ginekologa o wypełnienie zaświadczenia, gdyż w urzędzie mojego wniosku nie przyjmą. Strata czasu!
Takich sytuacji w toruńskim wydziale świadczeń rodzinnych jest codziennie kilkanaście. Każdy, kto ma "błędy" w zaświadczeniu, jest odsyłany z kwitkiem.
W Urządzie Miasta tłumaczą, że zgodnie z rozporządzeniem do ustawy o świadczeniach rodzinnych w rubryce "termin wizyty" powinna być wpisana jej data, bo definicja słowa termin jest precyzyjnie okreslona i chodzi w niej o konkretny dzień. Tyle, że w ustawie jest tylko mowa o tym, że potrzebne jest zaświadczenie, iż matka przebywała pod opieką medyczną co najmniej od 10 tygodnia ciąży. A Ministerswto Zdrowia i Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przerzuca na siebie pytania o kwestię lekarskich zaświadczeń. Zdaniem rodziców odsyłanie ich w urzędzie po kolejne papierki, to tylko i wyłącznie zła wola urzędników, a całe to zamieszanie z zaświaczeniami jest kolejnym utrudnianiem życia. - Pracownicy muszą dbać o to, aby wniosek był kompletny - mówi Bogusława Lewandowska, z wydziału świadczeń rodzinnych. - W urzędzie są kontrole i błędnie wypełnione zaświadczenie może zostać zakwestionowane.
W innych miastach jest podobnie. Wszędzie żąda się wpisania konkretnych terminów wizyt. Tyle że pracownicy wykazują więcej zrozumienia i są gotowi przyjąć wniosek pod warunkiem doniesienia kompletnego dokumentu. Tak na przykład proponowały urzędniczki z Bydgoszczy i Włocławka.