Mówiły one o jego rzekomej współpracy z SB. Dziennikarze telefonowali w tej sprawie także do mnie. Odmawiałem im komentarza ze względu na brak jakiejkolwiek wiedzy na ten temat. Pod koniec grudnia ub. r. dotarłem jednak do odpowiednich materiałów archiwalnych w Bydgoskiej Delegaturze IPN, odbyłem także rozmowę z samym Bogdanem Majorem. Na podstawie tego mogę powiedzieć jedno: wszelkie pogłoski mówiące o rzekomej współpracy radnego z SB są nieprawdziwe.
Teczka o sygnaturze IPN BY 001/55, założona przez SB dla Bogdana Majora ma oznaczenie: "KTW", tzn. "kandydat na tajnego współpracownika". Inwentarz archiwalny (z którego zapewne plotka wypłynęła) nie odróżnia kandydatów od rzeczywistych współpracowników. Nazwisko Majora figuruje tam obok ludzi niekiedy głęboko zaangażowanych we współpracę. Fakt, że teczka Majora pozostała na wieki teczką z oznaczeniem "KTW" świadczy po prostu o tym, że próba jego werbunku nie powiodła się.
Kombinacja operacyjna
W 1976 roku likwidowano Instytut Technologii Elektronowej, w którym Bogdan Major był zatrudniony. Przyszły przewodniczący Rady Miasta obszedł kilka toruńskich zakładów pracy, ale nigdzie nie chciano go zatrudnić, wyraźnie wpływ miało na to zaangażowanie inżyniera w pracę Klubu Inteligencji Katolickiej (był jego wiceprezesem). Trudna sytuacja Majora nasunęła toruńskiej Służbie Bezpieczeństwa pomysł, aby spróbować zwerbować go na tajnego współpracownika. Starszy inspektor Wydziału IV toruńskiej SB (zajmującego się m. in. Kościołem katolickim) podporucznik Mirosław Lewandowski rozpoczął więc rutynowe czynności wstępne. Dokonał wszelkich możliwych ustaleń na temat spraw osobistych i zawodowych Majora, ściągnął z Kielc informacje na temat jego rodziny, a z Politechniki Warszawskiej dane na temat przebiegu jego studiów. Następnie zaś 16 X 1976 roku złożył "Wniosek o opracowanie kandydata na tajnego współpracownika", w którym stwierdził, że Bogdan Major posiada "bardzo szerokie możliwości informowania nas o pozastatutowej - społecznie szkodliwej działalności członków zarządu Klubu oraz o planach i zamierzeniach jego kierownictwa". Wniosek ten został zaakceptowany przez naczelnika Wydziału IV ppłk. E. Molendę. W opracowanej 12 X 1976 r. "Kombinacji operacyjnej" Mirosław Lewandowski i jego bezpośredni przełożony por. Bogdan Ścisłek stwierdzili:
Wymieniony w chwili obecnej w związku z rozwiązaniem zakładu, w którym pracuje pozostał bez pracy i posiada znikome możliwości podjęcia pracy w swoim zawodzie - elektronik. Wykorzystując jego trudną sytuację materialną (na utrzymaniu posiada żonę, dwoje dzieci i matkę w podeszłym wieku) planuję podjąć z nim dialog operacyjny mający na celu wiązanie go z naszą służbą i w efekcie udzielenie pomocy w otrzymaniu zatrudnienia w zakładzie zlokalizowanym na terenie miasta Torunia - zgodnie z posiadanym wykształceniem.
Efektem owego "dialogu operacyjnego" miało być zwerbowanie Bogdana Majora na tajnego współpracownika w celu dostarczania informacji na temat toruńskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, a zwłaszcza jego prezesa Andrzeja Tyca i kapelana Klubu o. Władysława Wołoszyna.
Pierwsza wizyta smutnych panów
Jeszcze przed całkowitym zlikwidowaniem Instytutu Elektronowego, w godzinach pracy, poproszono Majora do gabinetu dyrektora Zakładu Doświadczalnego, gdzie czekało na niego dwóch funkcjonariuszy SB. Zaproponowali mu spotkanie, na co przystał. Powstaje pytanie: dlaczego się zgodził? Major po latach wspomina, że nie miał wówczas pojęcia o metodach SB, a o istnieniu tajnych współpracowników tej instytucji po prostu nie wiedział. Musimy pamiętać, że dopiero rok później ukazał się w "drugim obiegu" informator, pióra Jana Olszewskiego pt. "Obywatel a Służba Bezpieczeństwa". Wiedza o tym, że ze smutnymi panami nie należy w ogóle rozmawiać, nie była jeszcze powszechna. Poza tym inżynier bał się, że odmowa spotkania spowoduje wrogie działania i represje esbeków przeciwko niemu. Funkcjonariusze użyli też mocnych argumentów. Stwierdzili, że chcą wyjaśnić sprawy dotyczące bytu rodziny Majora i zadeklarowali pomoc w znalezieniu mu pracy w zawodzie. Dziś z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że Major postąpił nierozważnie, co spowodowane było przede wszystkim brakiem doświadczenia w radzeniu sobie w podobnych sytuacjach.
Podczas pierwszej rozmowy, która odbyła się w restauracji hotelu "Helios", esbecy Ścisłek i Lewandowski obiecywali Majorowi pomoc w uzyskaniu pracy w zawodzie elektronika, ten ostatni zaś na wysokim stopniu ogólności mówił trochę o sobie, a na jeszcze wyższym o Klubie Inteligencji Katolickiej. W czasie spotkania Major zapłacił chyłkiem za konsumpcję, co uraziło esbeków. Jeden z nich z oburzeniem wykrzyknął: "Pan nami gardzi!".
Kolejne rozmowy
Na następne spotkania Major zgodził się tylko pod warunkiem, że będą się one odbywały w samochodzie w drodze z dworca do domu. Pracował wtedy bowiem faktycznie w Warszawie, pilnując przekazywania sprzętu ze swojego likwidowanego zakładu do innych jednostek. Często jeździł pociągiem do stolicy i z powrotem. Major oświadczył więc esbekom, że nie ma czasu na rozmowy w innych okolicznościach. Rzecz ciekawa, że w teczce "kandydata na tajnego współpracownika" jest odnotowane, że rozmowy miały miejsce w restauracjach hotelu "Kosmos" lub "Helios". Jest to z pewnością nieprawda (z jednym, opisanym wyżej, wyjątkiem), być może funkcjonariusze SB udawali się do restauracji po spotkaniach, aby pobiesiadować nieco na koszt resortu. W aktach znajduje się zresztą podanie o zezwolenie na wydatkowanie kwoty 400 zł w celu opłacenia poczęstunku "kandydata na t. w." w hotelu "Helios" w styczniu 1977 roku.
Druga rozmowa odbyła się 4 listopada 1976 roku. Ponownie brali w niej udział Ścisłek i Lewandowski. I tym razem stopień ogólności był bardzo wysoki. Major pytany o działaczy Klubu Inteligencji Katolickiej - Andrzeja Tyca i Sylwestra Kabata wypowiedział się na ich temat w samych superlatywach, podkreślając, że prywatnie zna ich słabo (co w przypadku Tyca nie było prawdą)
Kolejna rozmowa Majora, tym razem tylko z podporucznikiem Lewandowskim odbyła się 23 XII 1976 roku. Podczas rozmowy inżynier wyjaśnił, że otrzymał już pracę w toruńskim "Metronie". Dodajmy, że Major tej pracy nie podjął, gdyż dyrektor "Metronu" szczerze oświadczył mu, że elektronika po prostu nie potrzebuje. Esbecy zasługę załatwienia tej posady przypisali sobie (co nie było prawdą). Rozmawiano też na temat Klubu Inteligencji Katolickiej - wypowiedzi Majora były ponownie ogólnikowe i w istocie bezwartościowe.
Dnia 18 stycznia 1977 roku Bogdan Major odbył krótką rozmowę z Lewandowskim i Ścisłkiem. Miał już wtedy etat w Instytucie Maszyn Matematycznych. Po ogólnikowej wymianie zdań esbecy zaczęli pytać go o sprawy związane z nowym miejscem pracy. Odpowiedzi Majora były wykrętne. Podporucznik Lewandowski pisał:
Kontynuując rozmowę kandydat stwierdził, że obecnie nic na temat zakładu nie może powiedzieć, ponieważ zbyt krótko pracuje, ale jego zdaniem z tego co dotychczas wie, to do takiej sytuacji jak w poprzednim zakładzie nie dojdzie. Na pytanie czy mógłby po pewnym zaadaptowaniu się w obecnym zakładzie udzielać informacji o negatywnych zjawiskach, oświadczył, że obecnie takich zjawisk nie ma i jego zdaniem nie będzie. W związku z tym nie będzie miał o czym nas informować, tym bardziej że nie ma czasu na zajmowanie się tymi sprawami.
Wprawdzie dalej podporucznik stwierdza, że Major w dalszej rozmowie nie odmawiał w ogóle kontaktów z SB, ale stwierdzenie to jest niewiarygodne. Sprawozdania ze spotkań esbeków z Majorem znajdujące w teczce sprawiają bowiem wrażenie mocno "podkręconych". Rozmowy w samochodzie trwały kilkanaście minut (maksymalnie pół godziny), z relacji wynika, że 2-3 godziny. Gdyby rzeczywiście tyle trwały, to notatki z nich musiałyby być wielokrotnie dłuższe. Poza tym relacje cały czas sugerują, że Major był kandydatem możliwym do zwerbowania. Tymczasem w istocie "kandydat" z rozmowy na rozmowę robił się coraz bardziej niechętny wobec esbeków. Widać to nawet z dokładnej analizy pozostawionych w teczce "notatek służbowych". W owych notatkach esbecy pominęli zresztą opis swoich gróźb kierowanych pod adresem Bogdana Majora. Raz, gdy z dworca zaczęli jechać w stronę lasów przy szosie prowadzącej do Bydgoszczy, spytali go nawet: "Skąd wiesz, że wrócisz dzisiaj do domu?"
Ostateczna próba werbunku
Werbunek Majora, wg zastępcy naczelnika Wydziału IV SB Włodzimierza Bajeńskiego, prowadzony był niezdarnie. Bajeński w specjalnej "notatce służbowej" wytknął podwładnym popełnione błędy i niedociągnięcia. To zdopingowało funkcjonariuszy. W lutym 1977 roku Lewandowski, podczas kolejnej rozmowy z Majorem, wręczył mu do podpisania zobowiązanie do współpracy. Przyszły przewodniczący Rady Miasta przewrotnie zapytał się czy dostanie kopię dla siebie. Esbek żachnął się, że jest to absolutnie wykluczone. Wtedy Major odparł, że w takim razie niczego nie podpisze. Oczywiście Major nie chciał od początku rozmowy niczego podpisywać, jego pytanie było w istocie kpiną i miało na celu zniechęcenie esbeków do podejmowania werbunku. O tej nieudanej próbie nie ma w papierach żadnej wzmianki. Esbecy prawdopodobnie nie chcieli dokumentować porażki.
Równocześnie inżynier podjął jednak dramatyczną decyzję, która miała na celu ostateczne uwolnienie go z rąk SB. Dnia 14 I 1977 roku, w porozumieniu z szefem toruńskiego KIKu - Andrzejem Tycem, zrezygnował on z członkostwa w Klubie Inteligencji Katolickiej. Dodajmy, że było to posunięcie fikcyjne, gdyż w pracach KIK faktycznie nadal uczestniczył.
Natomiast 22 lutego 1977 roku Major udał się na rozmowę do szefa toruńskiej SB - Zygmunta Grochowskiego. Zrobił to w wyniku nalegania Ścisłka i Lewandowskiego, którzy twierdzili, że szef nie dowierza im, gdy mówią o niechęci Majora do podjęcia współpracy. Dodajmy, że Grochowski w tym czasie raz w tygodniu oficjalnie przyjmował interesantów. W rozmowie uczestniczyli także inni esbecy: Włodzimierz Bajeński i Mirosław Lewandowski. Jej treść została potajemnie nagrana na magnetofon. Następnie spisano stenogram, który włożono do teczki "kandydata na t. w.". Stenogram ten jest jednak bardzo uładzony. Wynika z niego, że Majora próbowano rozpytywać przede wszystkim o sprawy związane z Klubem Inteligencji Katolickiej. I tym razem odpowiadał on niechętnie i bardzo ogólnikowo. W stenogramie nie znalazła się jednak wypowiedź Grochowskiego, który oświadczył Majorowi, że skoro nie chce współpracować, to "SB mu w niczym nie pomoże". Major odparł na to, że takiej pomocy nie oczekuje i że jeżeli nie będą mu przeszkadzać, to sobie doskonale sam poradzi. Po tej rozmowie SB dała inżynierowi spokój, aczkolwiek Mirosław Lewandowski próbował go jeszcze nachodzić, w czerwcu 1978 roku, w zakładzie pracy.
Fiasko
Fiasko werbunku Bogdana Majora tak zostało podsumowane w teczce "kandydata na tajnego współpracownika":
Odstąpiono od pozyskania kandydata w charakterze t.w. z przyczyn następujących:
1. Kandydat zaniechał działalności w Klubie Inteligencji Katolickiej w Toruniu, zerwał kontakty z członkami tego stowarzyszenia i oficjalnie złożył rezygnację ze swego członkostwa.
2. Fakt rezygnacji kandydata z przynależności do Klubu został oficjalnie potwierdzony przez zarząd KIKu.
3. Kandydat nie posiada możliwości uzyskiwania i przekazywania interesujących SB informacji z terenu swego zakładu pracy.
4. Ponadto kandydat nie przejawia zamiarów podjęcia współpracy z naszą służbą, a swoją postawą nie zdradza predyspozycji na tajnego współpracownika.
W notatce służbowej z 1978 r. podporucznik Lewandowski stwierdził, że Major mówił, iż praca w charakterze tajnego współpracownika SB "byłaby sprzeczna z jego poglądami i kolidowałaby z jego sumieniem". W innym miejscu notatki podporucznik dodawał: "Z przyczyn psychofizycznych oraz z powodu niechęci do naszych organów kandydat nie posiada predyspozycji na tajnego współpracownika".
Wnioski
Dr hab. Wojciech Polak
urodził się w 1962 r. w Olsztynie. Podczas studiów na Wydziale Historii UMK (1980-1985) działał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Obecnie pracuje w Instytucie Politologii UMK. Jego specjalnością są stosunki polsko-moskiewskie w XVI i XVII wieku, historia Polski na przełomie XVI i XVII wieku oraz dzieje najnowsze.
Po analizie całej sprawy można wysunąć następujące spostrzeżenia:
1. Bogdan Major nie był tajnym współpracownikiem SB i nie udzielał tej instytucji żadnych istotnych informacji.
2. Wiele informacji zawartych w teczce kandydata na t. w. nie odpowiada prawdzie. Funkcjonariusze "poprawiali" niektóre fakty, żeby polepszyć obraz swojej skuteczności w oczach przełożonych.
3. Powiedzieć, że ktoś był tajnym współpracownikiem SB, można tylko w wyniku dokładnej analizy jego teczki, w przypadkach wątpliwych należy prowadzić szersze badania i wywiady. Grzechem jest wyciąganie takich wniosków z samych inwentarzy lub tylko na podstawie faktu istnienia teczki.
Bogdan Major jest człowiekiem zasłużonym. W 1975 r. protestował przeciwko haniebnym zmianom w konstytucji PRL. Był i jest aktywnym działaczem autentycznych stowarzyszeń i ruchów katolickich w Toruniu. Wraz z gronem przyjaciół zakładał "Solidarność" w swoim zakładzie pracy i udzielał się w solidarnościowym podziemiu. Wynikające z braku odpowiedniego doświadczenia kontakty z SB nie doprowadziły do współpracy, a w czasie rozmów, które odbył Major, operował on wyłącznie ogólnikami, bez żadnej wartości dla SB.
Mam nadzieję, że te wyjaśnienia położą kres krzywdzącym go plotkom i pogłoskom.