- Laureaci ubiegłorocznej edycji konkursu Mistrz Mowy Polskiej zasiedli w jury. Przyszło więc panu wystąpić przed takimi autorytetami słowa jak między innymi Stefania Grodzieńska, Jeremi Przybora, Barbara Wachowicz, Gustaw Holoubek. Czy to bardzo tremuje?
- Już samo miejsce prezentacji przyprawiało o bicie serca - przesłuchania odbywały się w jednej z przepięknych sal Zamku Królewskiego a Stefania Grodzieńska, którą traktowano z wielką atencją, siedziała na krześle jako żywo przypominającym tron. Trema była duża, choć samo wystąpienie nie trwało długo. Każdy z uczestników mówił na temat "Czy Polak mądry po szkodzie czy przed?", ale głównym tematem tej wypowiedzi była autoprezentacja, przedstawienie swojej osoby na tle lokalnej społeczności.
- Miał pan o tyle trudne zadanie, że nie tylko w jury zasiadły sławy, ale i o uczestnikach trudno powiedzieć, iż są osobami anonimowymi.
- W grupie reprezentującej nasze województwo znaleźli się także Danuta Maciejewska, dziennikarka, Marian Filar, prawnik, Stanisław Duszyński, szef Fundacji Ducha i Eugeniusz Kłopotek, poseł. A w "warszawskiej" drużynie byli m. in. Hanna Bakuła, Krzysztof Zanussi, Sławomir Jeneralski oraz Michał Tober.
- Dziennikarze, politycy, artyści, nauczyciele... Czy zdołają unieść ciężar krzewienia poprawnej, by nie rzec - pięknej polszczyzny?
- Jako nauczyciel uważam, że idea konkursu jest słuszna, bo młodzież potrzebuje dobrych wzorów, autorytetów w tej dziedzinie. Ale byłbym daleki od twierdzenia, że piękno języka jest ważniejsze od poprawności. Mówmy poprawnie i komunikatywnie. "Kwiecistość" nie zawsze się sprawdza.
**
