
Rok 1998 – wybuchają bomby
Pierwszą osobą we Wrocławiu, która zginęła od wybuchu bomby, był mężczyzna jadący samochodem na ul. Prusa. Było to w kwietniu 1998 roku.
Dziś wiadomo, że mężczyzna i jadąca razem z nim kobieta planowali zamach na jej męża. Z niewyjaśnionych do dziś przyczyn bomba wybuchła zamachowcom w rękach. Nieoficjalnie słyszeliśmy, że ładunek dostarczyli gangsterzy. Ale to niejedyna bomba w tym roku. W listopadzie, przy ul. Wapiennej, górniczy ładunek zniszczył samochód Adama D. ps. Kakałko. Kto mu go podłożył? Dlaczego? Nigdy tego nie wyjaśniono.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach

Lata 1999/2000 – bójki, bomby, strzelaniny
Seria starć we wrocławskim półświatku pomiędzy ludźmi Leszka C. i „Kapcia”. Zaczęło się w maju od wielkiej bójki na wrocławskim Rynku. Walczyło kilkudziesięciu gangsterów.
Potem znów zaczęły wybuchać bomby. Dziś wiemy, że produkował je dla przestępców zawodowy wojskowy, chorąży Tomasz G., zastępca szefa kuchni w jednej z wrocławskich jednostek wojskowych. Pierwsza bomba wybuchła we wrześniu na wrocławskich Hubach, pod autem zarejestrowanym na dziewczynę Andrzeja M., człowieka powiązanego wówczas z grupą „Kapcia”.
W grudniu przy Dębickiego na Kleczkowie eksplodował ładunek podłożony pod mercedesa Piotra S. „Szadoka”. Jednego z najbliższych współpracowników „Kapcia”. Choć wielkich szkód nie narobiła.
W lutym 2000 roku „Szadok” cudem uniknął śmierci w zamachu w kręgielni w Centrum Handlowym „Korona”, kilka dni później kolejny zamach na człowieka „Kapcia” - wspomnianego już wcześniej „Dragona”. Został postrzelony przy Bulwarze Ikara. Kilka tygodni później wrocławscy policjanci zatrzymali Dariusza S. ps. „Szczena”. Został pierwszym wrocławskim świadkiem koronnym. Po jego m. in. zeznaniach doszło do serii aresztowań. We Wrocławiu na wiele lat zapanował spokój.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach

Rok 2012 – strzelanina na Świeradowskiej
W półświatku pojawili się nowi ludzie i nowi liderzy. Latem 2012 doszło do starcia grupy niejakiego Adriana S. „Adka” i ludzi związanych z Piotrem S. „Suchym”. Wojna miała się zacząć od weselnego przyjęcia. A ściślej - od braku zapłaty za wynajem sali weselnej przez kogoś związanego z grupą "Suchego". To był pretekst do otwartej walki między grupami, które już wcześniej nie przepadały za sobą.
Gdy grupa "Adka" próbowała pomóc w egzekucji rzekomego długu, ludzie "Suchego" ciężko pobili jednego z kolegów "Adka" - Karola Z. Działo się to na wrocławskich Maślicach. Dzień później miało dojść do zemsty. Ludzie Adriana S. pojawili się na Gaju, na Świeradowskiej. Tam spodziewali się zastać „Suchego” i jego żołnierzy. „Suchy” owszem, pojawił się. Przyjechał białym audi i zaczął strzelać. Jeden człowiek został niegroźnie ranny. Po kilku miesiącach zaczęły się zatrzymania i aresztowania uczestników tych wydarzeń.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach

Rok 2007 – pożar i zabójstwo czterech osób
Jako ostatnie wspominamy zdarzenie, o którym policja i prokuratura poinformowały kilka dni temu. W lutym 2007 roku przy ul. św Wincentego spłonęło mieszkanie, a w nim cztery osoby – małżeństwo Ż. i dwóch synów. Trzeci – brat bliźniak jednej z ofiar – przeżył. Przez wiele lat wydawało się, że to był nieszczęśliwy wypadek.
Dziś prokuratura twierdzi, ze ma dowody na morderstwo. Mieszkanie zostało podpalone. Dwie osoby usłyszały w tej sprawie zarzuty. Motyw? Rzekomo przestępcze porachunki. Choć słyszeliśmy i taką wersję, że to była pomyłka. Chodzić miało o kogoś innego. I wcale nie planowano zabić tylko postraszyć, podpalając mu drzwi. Ale ogień błyskawicznie się rozprzestrzenił. Związane – jakoby - z handlem narkotykami albo nielegalnymi papierosami. Zamach na św. Wincentego raczej nie miał związku z gangiem "Kapcia" ani z grupą Leszka C. W tym czasie we wrocławskim półświatku pojawili się nowi ludzie. Bardziej bezwzględni i brutalni niż ich poprzednicy z przełomu wieków.