- To jakaś różnica śpiewać w takim małym mieście jak Chojnice czy na wielkiej scenie?
- Śpiewa się tak samo.Taka sama jest trema, która i tak człowieka dopadnie. I to każdy, kto występuje, tak ma. Ostatnio rozmawiałem o tym z Ireną Santor, ona też drży przed występem. Ale wracając do Chojnic, ja jestem chłopakiem z małego miasteczka, bo urodziłem się w Jaworze i dla mnie to jest przyjemność i satysfakcja, że ludzie chcą przyjść na mój koncert, posłuchać, jak śpiewam. A tu, w Chojnicach, na dodatek pełna sala i takie gorące przyjęcie. I słyszałem, że zaproszenia rozeszły się bardzo szybko, więc tym bardziej się cieszę.
- Czuł pan dobre fluidy publiczności?
- Świetna zabawa była już od pierwszego utworu, czułem sprzężenie i dobry klimat. Jestem zachwycony perfekcyjną organizacją i chciałem za to podziękować.
- Na stałe mieszka pan we Włoszech. Nie tęskni pan za Polską?
- Oj, bardzo. Ostatnio kupiłem mieszkanie we Wrocławiu i jest nadzieja, że będę częściej tu bywał. Chociaż życie upływa mi na walizkach, bo praktycznie sporo czasu spędzam w podróży. Mam mnóstwo zaproszeń. Bardzo chętnie z nich korzystam, o ile mogę. A zajęć mam tyle, że od dwóch lat nie byłem na urlopie i muszę trochę odpocząć. Gdyby zaproszenie z Chojnic przyszło na marzec, to już nie mógłbym dla was zaśpiewać, bo wtedy mam napięty grafik.
- Udało się panu obejrzeć choć trochę Chojnice?
- Zrobiłem sobie spacerek nocą. Bardzo mi się u was spodobało.
- Kiedy Krystian Krzeszowiak nie śpiewa, to czym się zajmuje? Ma pan jakieś pasje?
- Ciężko znaleźć czas na coś innego. Staram się traktować moje podróże jako okazję do poznawania świat. To na pewno świetna rzecz. Utyć nie mogę, więc muszę się ruszać - więc jeżdżę na rowerze, pływam, trochę biegam. Kiedyś boksowałem nawet...
- Po koncercie słuchacze wychodzili z domu kultury z uśmiechem na twarzy. A pan też sprawia wrażenie bardzo pogodnego człowieka...
- O, ja się w szkole aż za dużo uśmiechałem. I dzienniczek był czerwony od uwag. Tak mi zostało do dziś. A na poważnie - powiedziałem sobie, że uprawiając ten ciężki fach, nie będę się wpędzał w jakieś cierpiętnicze klimaty. Chcę się obracać wśród pogodnych ludzi i sam też staram się taki być.
- Nie korci pana, żeby zostać gwiazdą muzyki rozrywkowej?
- Pracując z Waldemarem Malickim, uświadomiłem sobie, że to może być ciekawe, by klasykę sprzedawać w trochę innym stylu. Ale ja już w życiu robiłem wiele - grałem jazz, prowadziłem dyskoteki, więc teraz cieszę się na projekt z Jankiem Pospieszalskim.
- Marzenia?
- Być tak szczęśliwym, jak jestem teraz.