Kryzys do branży ciastkarskiej dopiero dociera - wyjaśnia Leszek Truskolawski, producent i prezes Stowarzyszenia Cukierników, Karmelarzy i Lodziarzy Rzeczypospolitej Polskiej. - W tym roku upadło ponad 300 małych ciastkarni-piekarni. Rzemieślnicy nie mają maszyn, jest też bardzo duży podział rynku - supermarkety, dyskonty, sklepy. Liczy się niska cena. Właściciele ze względu na podwyżki nie mogą przenieść kosztów na klienta.
- Przez ostatnie dwa-trzy lata utrzymują się fabryczki i kilkuosobowe zakłady - podaje Truskolawski. - Brakuje tych zatrudniających około 10 osób, bo nie ma zysków. Podział rynku będzie się pogłębiał. Szansą dla małych cukierników jest budowa sieci sklepów.
- Myślałem o czymś takim - przyznaje Piotr Budnicki. - Ale to wielka inwestycja. Trzeba wziąć kredyty. Nie wiem co będzie za rok. To bardzo duże ryzyko. Jedno potknięcie i upadek.
W wielości szansa
- W Niemczech piekarz nie może produkować ciastek, bo nie ma uprawnień, a u nas można - dodaje prezes cukierników. - Polskie zakłady próbują ratować się więc wprowadzając nowe wyroby ciastkowe i lody.
- Trudno zwiększyć liczbę produktów - uważa pan Piotr. - Polacy, gdy mają mniej pieniędzy, kupują mniej. Klienci chodzą wtedy do marketów bo tam taniej, a my wypadamy z rynku.
- Sprzedaż trochę spadła, jednak nie narzekamy - mówi Franciszek Pokojski, właściciel toruńskiej cukierni. - Mamy lody i ciasta. Gdy oferuje się wiele produktów jest łatwiej.
Co jeszcze chroni przed kryzysem? - Wierni klienci, znana marka i dobry produkt - wymienia Pokojski.
Rzemieślnicy ratując się obniżają też koszty produkcji. - Stąd kupując produkt w kilku różnych punktach otrzymujemy podobny - wyjaśnia prezes stowarzyszenia. - A chodzi przecież o to, by biorąc u rzemieślnika były one różne, niepowtarzalne. Klienci oszczędzają, a ciastka są dobrem luksusowym. Chleb trzeba kupić, jednak słodkości już nie. Zamiast trzech gałek lodów, bierzemy jedną tylko dla dziecka.
Widzę ciemność
- Szansa na przetrwanie jest tylko dla najlepszych - zaznacza Truskolawski. - Niektórzy zarabiają w tych trudnych czasach, wprowadzając nowe produkty. Inni zastępują pracę ręczną - maszynową. Jednak około 60 procent to nadprodukcja. Są okresy choćby na początku tygodnia, gdy sprzedaż spada, a przed weekendem rośnie. Terminy użyteczności żywności wydłużyły się do nawet 72 godzin. Koszty transportu są wielkie, podobnie wynajmu lokalu też rosną. Kto może wypowiada 10-letnie umowy marketom. Mało kto wie, czy dotrwa do tego czasu. Spadki są niewielkie, ale systematyczne. Mało kto ma zyski.
