https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krzyki u Mirsza

Iwona Wożniak
W poniedziałek realizatorzy "Starej Baśni"  nagrywali napad Wikingów. Na zdjęciu Jan  Prochyra - baśniowy Mirsz broni się przed  najeźdźcami.
W poniedziałek realizatorzy "Starej Baśni" nagrywali napad Wikingów. Na zdjęciu Jan Prochyra - baśniowy Mirsz broni się przed najeźdźcami. Iwona Wożniak
- Jest tu gdzieś psycholog?! Ja się boję - krzyknął Jan Prochyra , baśniowy Mirsz, gdy reżyser Jarosław Żamojda zapowiedział napad Wikingów na wioskę.

     Przyznać trzeba, że zagroda Mirsza, którą wyczarowali z dzikiej plaży w Drewnie nad jeziorem Oćwieckim realizatorzy "Starej Baśni", ze scenografem Andrzejem Halińskim na czele, to prawdziwe cudo. Tak przynajmniej wyglądało to miejsce jeszcze dzień przed pierwszym klapsem na Pałukach. Od tygodnia sporo się tu zmieniło. Nie sposób zliczyć kamer, kabli, lamp, stojaków i tak dalej, i tak dalej. A wokół tego pokaźna ekipa - od reżyserów, kierowników produkcji, operatorów, aktorów, statystów, kaskaderów, na charakteryzatorach kończąc. Ale tak właśnie wygląda plan filmowy. Na szczęście kamery zarejestrują co trzeba.
     To nas wybrano!
     
Na plan docieramy w południe. Właśnie nagrywany jest napad Wikingów na zagrodę. Nie wygląda to jednak zbyt różowo. - Co z tymi końmi? Rozumiem, nie chcą słuchać. Ale miały jechać w lewo - komentuje Krzysztof Łukaszewicz - asystent reżysera. Wikingowie wracają. - Uwaga! Zaczynamy! I tak kilka razy. Oddzielnie do ucieczki przygotowują się mieszkańcy wioski. Wielu z nich to statyści rodem z Pałuk. Na ich twarzach maluje się znużenie i zmęczenie. A sprawcą jest nie tylko doskwierające słońce.
     - Dużo trzeba powtarzać. Nawet dziesięć razy - mówią zgodnie. Szybko się jednak reflektują i przypominają sobie tłum na castingu w Biskupinie. W końcu to ich wybrano do "Starej Baśni"!
     Umierał kilka razy...
     
Wjazd Wikingów i... stop klatka. Pół godziny później realizatorzy zabierają się ponownie za tę scenę, ale tym razem kamery skierowane są w stronę Mirsza, który dziś poniesie śmierć. - Jest tu psycholog? Ja się boję! - kryczy Jan Prochyra. - Nie ma obawy. On dziś umierał już z cztery razy - prostuje Ada Witucka - statystująca przy warsztacie garncarskim, na co dzień artysta ceramik z Wojewódzkiego Ośrodka Kultury w Bydgoszczy. Śmierć na ekranie nie jest łatwa. Co najmniej 20 minut trwają próby uruchomienia urządzenia do rozpryskiwania czerwonego płynu. Nagle - trzask! I głowa jednego z realizatorów jest cała zakrwawiona. - Panowie, ten strumień idzie za wysoko! Zalepcie kubek od góry. Niech krew pójdzie bokami - proponuje Jarosław Żamojda. Wreszcie udało się. Można nagrywać. - Wspaniale... Ich zapał gasi operator Paweł Lebieszew. - Nic z tego. Złapaliście dwa samochody. Nagrywamy od nowa!
     Flaki dla Żebrowskiego
     
Nie wiadomo kiedy i zrobiło się dość późno. Wielu doskwiera głód. Michał Żebrowski próbuje go oszukać śliwkami, Katarzyna Bujakiewicz zajada się gruszkami. Daleko poza planem siedzi znudzony Wiktor Zborowski. Ucharakteryzowany czeka na swoje pięć minut. Kilka kroków dalej - grupka statystów, a wśród nich młoda dziewczyna ze swoją półtoraroczną córeczką, która bardzo przeżyła atak Wikingów. W cieniu konie i... samochód, który właśnie przywiózł flaki, kalafiorową i piaskową babkę na deser. To znak, że jednak szykuje się przerwa.
     - Ale to za chwilę moi drodzy. Nakręćmy jeszcze jedno ujęcie, bo wszystko jest przygotowane. Ziemek (Michał Żebrowski) odkłada jakieś kolorowe pismo, Mila (Katarzyna Bujakiewicz) poprawia długie po pas włosy. Niech będzie. Skoro za chwilę przerwa... Na planie jesteśmy jeszcze 40 minut. Kalafiorowa już dawno wystygła.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska