Zdaniem Krzysztofa Cegielskiego, kara finansowa, choćby rekordowo wysoka, w tym wypadku nie wystarczy;. - Sankcje muszą dotknąć klub i zawodników. Wachlarz sankcji jest bardzo szeroki. Może skończyć się nawet degradacją, co dla mnie nie byłoby wielką niespodzianką. Nie wiem jednak, czy taka kara jest potrzebna. Trzeba to przemyśleć. Klub musi odczuć, że postąpił źle, ale musimy też pamiętać o tradycjach i kibicach, którzy w takiej sytuacji byliby najbardziej poszkodowani.
W Zielonej Górze zawodnicy chcieli wystartować, ale nie mieli nic do powiedzenia. Być może związek zawodowy powinien zadbać, aby zawodnicy mieli prawo sprzeciwić się w takiej sytuacji? - Najważniejsza jest sama wola człowieka. Nie można mu kazać jechać, bo to on będzie ponosił konsekwencje. Przede wszystkim, ktoś musiałby zgłosić drużynę do meczu, sami żużlowcy tego zrobić nie mogą. Pewnie naraziliby się na gniew swojego klubu, zapewne nie byłoby dla nich miejsca w Unibaksie w przyszłym roku, ale zyskaliby szacunek całego środowiska. Teraz nie wyjechali i kar także nie unikną, mogą być nawet zawieszeni na rok. Zostali postawieni w bardzo trudnym położeniu. Zrobię wszystko, aby im krzywda stała się najmniejsza - podkreśla Ciegielski.
Były żużlowiec ubolewa, że nikt w Toruniu nie zdobył się na przeprosiny. - Jeszcze jest szansa na wyjście z tego z twarzą, ale wciąż nie widać skruchy ani bicia w pierś - dodaje Cegielski.