Bo boty to po prostu programy wykonujące odpowiednie czynności na polecenie człowieka. I coraz częściej – łudząco przypominające ludzką aktywność.
Choć historia botów sięga jeszcze lat 60. ubiegłego wieku, to w mediach społecznościowych upowszechniły się za sprawą internetowych influencerów. Dla gwiazdeczek z netu liczba obserwujących oznacza być albo nie być, i co najważniejsze, reguluje wysokość przelewów od firm. Życie nie znosi próżni, więc błyskawicznie pojawiły się firmy oferujące stosowne oprogramowanie. Z początku jedynie lajkujące poczynania gwiazd sieci. Kupowanie followersów (wiernych obserwatorów profili) stało się zwykłą praktyką w Twitterze, a później w Instagramie.
Sponsorzy nie są oczywiście w ciemię bici i błyskawicznie zorientowali się, że płacą za reklamowanie się robotom. Takie lajki mogą skutecznie połechtać próżność polityka, ale nie zwiększają statystyk sprzedaży.
Nowym wskaźnikiem stało się więc realne zaangażowanie followersów. Jak je zbadać? Najprościej – wydawało się wówczas – za sprawą komentarzy. Firmy internetowe nie zasypiały więc gruszek w popiele i błyskawicznie pojawiły się na rynku programy (boty) komentujące aktywność właścicieli kont. Na różne, zwykle dość ogóle sposoby, wyrażając często całkowicie przeciwstawne opinie.
Rosjanie rządzą i dzielą
W polskiej polityce boty zalęgły się na dobre około 2015 roku. Dwa lata później potwierdzono ich udział w rozgrywce o fotel prezydenta Warszawy pomiędzy Rafałem Trzaskowskim i Patrykiem Jakim. Działy na rzecz obu kandydatów. Tysiące nieaktywnych dotąd na Twitterze użytkowników, nagle wybudziło się z hibernacji i ruszyło z politycznym wsparciem. Co ciekawe, bliższa analiza podejrzanych kont wykazała, że pochodzą one z farmy botów „hodowanych” w Polsce.
A nie jest to wcale takie oczywiste, ponieważ głównymi rozgrywającymi w przemyśle botowym są na polskim rynku nadal Rosjanie i Chińczycy. Oba te przypadki różnią się wyraźnie. Rosjanie skupieni są na ofensywnym zastosowaniu botów głównie dla celów militarnych i politycznych. Bardzo skutecznie udaje im się generować konflikty poprzez podsycanie skrajnych emocji. Co ciekawe, aktywność rosyjskich botów odnotowano nawet w internetowych dyskusjach na temat najnowszej ekranizacji z cyklu „Gwiezdne wojny”. Rosyjskie boty podsycały emocje po jednej i po drugiej stronie sporu. Chińczycy korzystają z botów głównie w ochronie swoich interesów biznesowych oraz reperując wizerunek swojego państwa na świecie. Jedną z najszerzej zakrojonych akcji z udziałem chińskich botów była kampania wokół sieci 5G oraz blokad koncernu Huawei. Chińskie boty stoją też na straży wszędzie tam, gdzie zagrożone są interesy programu Pas i Szlak.
Farmy atakują w Warszawie
W roku 2018 boty rozhulały się w internecie na dobre. W styczniu zaobserwowano nagłe zmiany w licznie osób śledzących twitterowe profile wpływowych polskich polityków i dziennikarzy. W ciągu paru dni Radosław Sikorski stracił 13 000 followersów, Donald Tusk – 10 000, a Andrzej Duda – 3 000. Jednocześnie z profilów TVN24 oraz Tomasza Lisa znikło po 11 000.
W tym samym czasie Twitter ogłosił, że udało się zidentyfikować ponad 50 000 botów, powiązanych z Rosją, które działały w okresie wyborów prezydenckich w USA. Prawdopodobnie konta polskich polityków zostały wytypowane jako jeden z celów tej akcji.
W 2018 swój raport ogłosili również naukowcy z Oksfordu. Znajduje się w nim ciekawe spostrzeżenie – że polskie partie polityczne, oprócz zorganizowanych grup internetowych wolontariuszy, korzystają również z usług profesjonalnych „farm botów”.
„Trzeba przyznać, że proces jest tak organizowany, by nie można było jednoznacznie stwierdzić, że ten polityk z nich korzysta, a inny nie – opisywała Anna Mierzyńska, analityk mediów. „Możemy natomiast być pewni, bo pokazały to doświadczenia innych państw, że takie chwyty wpływają na zachowania obywateli, także wyborcze. Boty i trolle są skuteczne w kreowaniu nastrojów, zwłaszcza negatywnych, a także we wpływaniu na aktywność użytkowników sieci. Jeżeli ktoś, kto tego wcześniej nie doświadczył, przeżyje po swojej wypowiedzi silny atak trolli, dochodzi do efektu mrożącego - ogranicza aktywność w mediach społecznościowych. Wszystkie tego rodzaju efekty są dobrze opisane, ale tak jak w przypadku każdego narzędzia oddziaływania na ludzi nie jesteśmy w stanie ustalić ich rozmiaru, np. tego, jak zmieniają poparcie dla poszczególnych formacji”.
Cenzorzy nowego świata
Naukowcy z uniwersytetu Carnegie Mellon w Pensylwanii wyodrębnili ponad 100 narracji kreowanych przez boty na Twitterze. Jedna z nich dotyczyła rozprzestrzeniania się wirusa, czemu sprzyjać miał rozwój sieci 5G. Absurdalna kampania zakończyła się spektakularnym sukcesem – w kilku krajach poskutkowała nawet atakami na maszty telekomunikacyjne.
Boty wykorzystywane są nie tylko do narzucania treści, ale także do jej cenzurowania. Kiedy opozycyjna partia stworzyła swój hasztag, boty z przeciwnego obozu zaczęły go masowo spamować. W efekcie przekazy z konkretnym hasztagiem były odczytywane jako spam i neutralizowane.
Dr Artur Modliński, specjalista od teorii zarządzania na Uniwersytecie Łódzkim, nie ma wątpliwości, że boty mogą generować kryzysy gospodarcze albo choćby wpływać na obniżki notowań firm. Za sprawą botów firmy mogą mieć też – jego zdaniem - problem z poszukiwaniem wartościowych pracowników. Sztucznie generowane informacje mogą też wpływać na wybory konsumenckie, w tym bojkot, mogą też skutecznie zniechęcać ich w dłuższym okresie do korzystania z usług danej firmy.
Nie ma mocnych na bota
Już przed trzema laty polityk niemieckiej CDU, Ralph Brinkhaus wnioskował o pilne przygotowanie ustaw w sprawie botów internetowych. Po zmasowanym ataku botów podczas debaty o pakcie migracyjnym, ostrzegał, że boty mogą stać się jednym z największych zagrożeń dla demokracji.
I co? I nic. Ustawy o botach nadal nie ma. Ale dlaczego właściwie nie możemy zakazać stosowania tych internetowych sabotażystów? Odpowiedź jest prosta – dlatego, że kochamy boty. Serio! Tak wynika z badań prowadzonych przez instytucje posługujące się botami. Ponad połowa użytkowników, która była obsługiwana przez boty w firmach handlowych oraz w instytucjach publicznych ocenia je pozytywnie. Boty z którymi rozmawiamy na infoliniach są cierpliwe, zwykle dobrze poinformowane, a często tak doskonale imitują człowieka, że nie potrafimy ich rozróżnić. Niedawno po sieci rozeszło się nagranie rozmowy z (cyber)konsultantką jednego z programów medycznych. Dopiero zaawansowany trolling pozwolił rozpoznać, że bot zaplątał się w rozmowie. Ale to zapewne tylko kwestia czasu.
- Boty coraz lepiej imitują ludzi – przyznaje dr Modliński. -
To już nie tylko anonimowe konta, które nastawiają się na liczby followersów, ale bardzo dopieszczone profile, ze zdjęciami wygenerowanymi sztucznie. Albo wręcz sztuczna inteligencja, która potrafi prowadzić konto.
Mieliśmy do czynienia z kontami, które tak skutecznie udają ludzi, że miały miliony followersów. Jedna z takich wykreowanych postaci miała porównywalną liczbę followersów z głównymi influencerami w USA. Ten przemysł ciągle się rozwija i ma na politykę coraz silniejszy wpływ.
Powstaje jednak pytanie – czy nie należy nam się wiedza, że korespondujemy albo rozmawiamy ze sztucznym tworem, a nie żywym człowiekiem?
Dobry bot i złe lęki
Boty zwykle dzielone są na „dobre” i „złe”. Przed „dobrymi” nikt nie już powstrzyma korporacji, które skrupulatnie wyliczyły, ile zyskają na zastąpieniu ludzi botami. Dziesiątki programów botujących są dziś dostępne dla każdego użytkownika internetu. Wiele z nich to rzeczywiście internetowi poczciwcy obsługujący chaty i infolinia. Ale na wyciągnięcie ręki są też „złe” boty. Najtańszy pakiet dostępny jest już za około 10 euro. Dodanie jednego komentarza kosztuje zaledwie parę groszy.
Coraz częściej też do pracy botów zatrudniana jest sztuczna inteligencja. Paradoksalnie – coraz częściej boty rozmawiają w sieci z innymi botami.
- Oczywiście, każda rewolucja powoduje powstanie kontrrewolucji – śmieje się dr Modliński. - Powstają więc programy pozwalające neutralizować negatywny wpływ botów. Ale nie ma takich algorytmów, których nie da się ominąć.
Jest jednak znacznie poważniejszy problem: - Nasze mózgi nie są już w stanie przetwarzać tego wszystkiego, co nas otacza. Sprzeciwiają się nadmiarowi bodźców, reklamom i natłokowi sprzecznych informacji. Stąd pojawiają się zaburzenia, depresje i stany lękowe. Nie jesteśmy przygotowani na taki świat. Boty - tak.
