Hausner wprowadził jednak na salony koncepcję nowego podziału Polski. Do owego czasu każdy z kolejnych rządów zapewniał, że Polska jest jedna i jako jedno będzie traktowana. Hausner postawił rzecz inaczej - liczą się konie pociągowe - kilka wielkich ośrodków, do których imigrować ma pozostała część aktywnych Polaków. Te ośrodki miały mieć preferencje na różne sposoby przez rząd.
Podczas rozmowy w toruńskim Urzędzie Marszałkowskim, zapytałem profesora, jaki ma wobec tego pomysł dla reszty Polski. Odpowiedział z pewnym zażenowaniem: "Reszta musi sobie jakoś radzić". Czyli - Bóg z wami.
Od lat wolne chwile spędzam w różnych zakątkach Polski. Z zaciekawieniem przyglądam się zmianom. Choć nikt brutalnego planu Hausnera nie przełożył na ustawy, jego idea tryumfuje. Kraj coraz wyraźniej dzieli się na Polskę A i Polskę B, choć niekoniecznie według przewidywań ekspertów. Skapciał Lublin, uwiądł Szczecin, zmarnowały szansę Kielce.
Niestety, również najnowsze dane GUS wskazują, że Kujawsko-Pomorskie na dobre zagościło w Polsce B. Nawet w koślawie oddających rzeczywistość statystykach przeciętnych wynagrodzeń odbiegamy o cały tysiąc złotych od mieszkańców nie tylko Małopolski, ale i sąsiadującego z nami Pomorskiego. Do lepszego świata (choć tylko na średnim poziomie) awansował jedynie archipelag toruńsko-bydgoski, który nie miał jednak wystarczającego potencjału, aby pociągnąć za sobą region.
Jesteśmy w dołku, więc o rozmowę o przyszłości powinniśmy zacząć z perspektywy dołka, a nie propagandy sukcesu i przeciętych wstęg.
Czytaj e-wydanie »