Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lechu, Wojtku! Wracajcie z tego lodowego piekła! Grudziądzcy himalaiści znów otarli się o śmierć

Łukasz Ernestowicz
Wojciech Flaczyński
Wojciech Flaczyński
- Jesteśmy cali i zdrowi! Choć uwięzieni pod Everestem - relacjonują grudziądzcy himalaiści. Przeżyli zamach terrorystyczny pod szczytem Nanga Parbat, w którym dwa lata temu zginęło 11 himalaistów. W ubiegłym roku ich wyprawę na Lhotse przerwała lawina, która pogrzebała 9 osób. Dziś w bazie pod Mount Everestem znów są świadkami tragedii i dramatycznych wydarzeń.

Informacje o naszych Polakach w Nepalu

można uzyskać w wydziale konsularnym Ambasady RP w New Delhi pod nr telefonów: +918588811724 oraz +918588811719.

Wojciech Flaczyński
Wojciech Flaczyński

Wojciech Flaczyński

- Mam już tego dosyć - Barbara Flaczyńska, żona Lecha i mama Wojciecha patrzy na zdjęcia swoich mężczyzn w ich domu w Grudziądzu. - Te nieszczęścia, choć uchodzą z nich żywi, zbyt często ich dotykają. Modlę się, żeby jak najszybciej wrócili do kraju...

Przeczytaj również: Nie sztuka być dobrym himalaistą, sztuka być starym himalaistą

Udało nam się nawiązać krótkie, kilkudziesięciosekundowe połączenie telefoniczne z grudziądzkimi wspinaczami. - Jesteśmy cali i zdrowi. Ciągle przebywamy w bazie, na którą zeszła lawina - mówi Wojciech Flaczyński. - Musimy tu pozostać jakiś czas, bo droga jest odcięta przez zwały lodu i śniegu.

Lawina, którą wywołało trzęsienie ziemi w Nepalu, spadła na środkową część obozowiska. W momencie katastrofy Flaczyńscy znajdowali się w górnej części bazy.

Namioty służyły za prowizoryczny szpital i kostnicę

Lech Flaczyński
Lech Flaczyński

Lech Flaczyński

- Poczuliśmy, że ziemia się trzęsie i wyszliśmy na zewnątrz, żeby zobaczyć, co się dzieje. Kiedy zauważyliśmy chmurę śniegu, schroniliśmy się z kilkoma innymi osobami za skałami - opowiadają himalaiści. - Po zejściu lawiny odczekaliśmy jakiś czas, bo nie byliśmy pewni, czy jesteśmy bezpieczni. Potem zeszliśmy niżej ratować innych, wydobywać i przenosić ciała zmarłych.

- Kiedy zatrzęsła się góra, w bazie działy się dantejskie sceny. Najpierw przyszła chmura śniegu, potem jakaś fala uderzeniowa wzbijała wszystko do góry - przekazuje dalszą relację himalaistów Barbara Flaczyńska. - W powietrzu fruwał sprzęt i ludzie. Trójkę himalaistów ogromna siła porwała do góry i roztrzaskała o skały. Zginęli na miejscu. Lech i Wojciech oraz grupa innych wspinaczy, którzy byli z nimi, przeczekali najgorszy moment. Gdy zrobiło się bezpieczniej, zeszli niżej. Sklecili nosze z byle czego. Z jakiś desek oraz śpiworów. I na nich transportowali rannych. Kładli ich w jednym namiocie. Obok stał drugi, w którym składali ciała. Potem rannych i zabitych zabierały stamtąd helikoptery.

Zobacz też: Trzęsienie ziemi w Nepalu. 15-latek wyciągnięty spod gruzów po 5 dniach! [wideo]

W lawinie zginęło kilkanaście osób. Około 50 wspinaczy zostało rannych, w tym ponad 20 ciężko. W momencie katastrofy w bazie pod Mount Everestem przebywało 1500 wspinaczy. Tysiąc zostało już ewakuowanych. Kiedy z podnóża najwyższej góry świata zostaną zabrani nasi rodacy? - Nie wiadomo. W Nepalu panuje teraz chaos. Służby ratunkowe, samoloty i helikoptery w pierwszej kolejności, co zrozumiałe, zajmują się rannymi. Górskie lotnisko w Lukli, przez które można się dostać do Katmandu, stolicy Nepalu, jest chyba zamknięte - dodaje pani Barbara. - Ale w zasadzie to i tak nie mają po co lecieć do Katmandu, bo tam sytuacja wcale nie jest lepsza. Właściwie fatalna. Duża część miasta jest zrujnowana po ubiegłotygodniowym trzęsieniu ziemi. Nie działa komunikacja, sklepy. Dochodzi do rabunków. Brakuje wody, prądu, jest tłoczno i nie możliwości wylotu zwykłymi, rejsowymi samolotami.

Chcą ratować jeszcze swój sprzęt

- Możemy pozostać jeszcze jakiś czas w bazie. Mamy zapasy wody i żywności. Chcemy wspiąć się nieco wyżej, do pierwszego obozu. Zanim zeszła lawina, pozostawiliśmy tam nasz wartościowy sprzęt, którego teraz nie chcemy stracić - kończą swoją relację Flaczyńscy.

O sytuacji, w jakiej znaleźli się Polacy pod Mount Everestem, wie ambasada Polski w New Delhi (w Nepalu nie ma oficjalnego przedstawicielstwa Polski). Na swojej stronie internetowej opublikowała komunikat, ale nie odnosi się w nim do zagrożonych himalaistów. - Informujemy, że w ciągu najbliższych dni na lotnisku międzynarodowym w Katmandu lądować będą kolejne samoloty ratunkowe wysyłane z Europy, z Włoch, Francji, Niemiec, Holandii i Ukrainy - czytamy w komunikacie. - Będzie zatem możliwość skorzystania z ewakuacji drogą powietrzną. W związku z powyższym osoby zainteresowane tą formą ewakuacji powinny kierować się bezpośrednio na lotnisko międzynarodowe w Katmandu, skąd w miarę możliwości i wolnych miejsc w samolotach będą stopniowo ewakuowane.

Problem w tym, że wspinacze nie mogą na razie wydostać się spod Everestu. - Mam nadzieję, że wrócą samolotem razem z polskimi ratownikami, wysłanymi kilka dni temu do poszukiwania ludzi pod gruzami w Katmandu - mówi Barbara Flaczyńska. - Trzymajmy za nich kciuki i bądźmy dobrej myśli. Mam nadzieję, że to ich ostatnia wyprawa i nie będą już więcej kusić losu.

W Nepalu może przebywać jeszcze około stu Polaków. Z niektórymi ciągle nie ma kontaktu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska