- W głowie naszego synka tyka bomba. Kiedy postawiono diagnozę, guz miał już ponad 8 centymetrów. To wielkość pięści dorosłego człowieka. W Polsce usłyszeliśmy, że to koniec i powiedziano nam, że Filipek umrze. Od tych słów zaczęło się nasze rozpaczliwe szukanie ratunku. Znaleźliśmy go w USA. Niestety leczenie tam kosztuje fortunę. Potrzeba prawie 6 mln złotych. Na razie mamy ponad milion - mówi Damian Bulanda, tata chłopczyka.
Nie ukrywa, że pandemia koronawirusa pokrzyżowała im zbiórkę pieniędzy, bo były zaplanowane wydarzenia charytatywne, z których dochód miał pójść na leczenie. - Miały odbyć się koncerty, rajdy rowerowe, kiermasz, a teraz niestety jest to niemożliwe. Zostały nam licytacje i dobrowolne wpłaty od darczyńców. Do końca zbiórki zostało nam czasu do końca kwietnia. Im szybciej uzbieramy całość kwoty, tym lepiej. Niestety, inaczej nie będziemy mogli polecieć do Stanów - wyjaśnia tata Filipka. I dodaje, że byłby to idealny prezent na urodziny synka, który właśnie siódmego maja będzie obchodzić swoje drugie urodziny.
Filip zmaga się dokładnie z wyściółczakiem anaplastycznym. Jest to złośliwy guz mózgu z przerzutami do rdzenia kręgowego. W czasie operacji w Polsce udało się usunąć tylko część guza: z ośmiu centymetrów do pięciu. Nowotwór wciąż jest w główce Filipa, na szczęście na razie nie powiększa się. - Po częściowej resekcji guza Filip się znacznie uspokoił, bo wcześniej bardzo cierpiał ze względu na ucisk w głowie. Ciśnienie zeszło, więc go już to tak nie boli. Ale ciągle jesteśmy jak na szpilkach, walizka do szpitala jest spakowana, gdyby coś się działo - dodaje tata Filipka.
Szansą na wyleczenie chłopca jest operacja w Stanach Zjednoczonych, bo w Polsce nikt już nie chce podjąć się operacji. Na leczenie chłopca gotowi są specjaliści z Nationwide Childrens Hospital w USA.
- Czeka go tam resekcja guza, chemioterapia, przeszczep komórek i rehabilitacja. Nadzieje mamy ogromne, bo w tym samym ośrodku pięć lat temu zoperowana chłopca z Polski, który miał taki sam rodzaj nowotworu mózgu. Jego ostatni rezonans wykazał, że leczenie działa, a guz zniknął - dodaje tata.
Więcej informacji można znaleźć na: www.siepomaga.pl
- 7 mln zł dla szpitali: Na maski, kombinezony, fartuchy
- Samochody, łóżka i pieniądze na walkę z koronawirusem
- Pierwszy ozdrowieniec oddał swoje osocze w Lublinie
- Lublin i Świdnik w maskach. Mieszkańcy stosują się do nakazu
- Ozdrowieniec: „Najważniejsza jest potężna wola przetrwania"
- Jeden procent szansą na zastrzyk pieniędzy dla szpitali
