Do redakcji „Pomorskiej” trafił mail dotyczący sytuacji, w jakiej znaleźli się obecnie lekarze zatrudnieni na kontraktach. Takich osób jest w kraju bardzo dużo.
"Porzucono nas w potrzebie"
- Od dawna, żeby szpitale mogły wiązać koniec z końcem, zatrudniają nas na umowach kontraktowych – pisze do nas jeden z lekarzy. - Pracujemy na nich ponad 200 h (w tym miesiącu w szpitalu przepracuję dokładnie 272 h). Jesteśmy do dyspozycji pracodawców pomimo pandemii, jednak zostaliśmy porzuceni w potrzebie.
Koronawirus: aktualizowany raport z województwa kujawsko-pomorskiego
Autor listu podaje przykład szpitala wojewódzkiego w Toruniu. - Pracownicy na zatrudnieni na umowach o pracę są na zwolnieniach L-4 - my nie możemy. Prosiliśmy szpital o informację, jaką pomoc otrzymamy w razie, gdy zostaniemy zarażeni na stanowisku pracy? Czy otrzymamy wynagrodzenie za przymusową kwarantannę w miejscu pracy? Nie. Lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni pracują na umowach kontraktowych, przez 270 h zajmują się chorymi, ale w sytuacji, gdy w szpitalu zachorują - szpital umywa ręce. Dlaczego nasi koledzy z umów o pracę są w domach, bezpieczni, wśród bliskich, a my pracujemy podwójnie, za nas i za nich, a w razie choroby zostaniemy pozostawieni sami sobie? - pyta lekarz.
Szpital: - Taka jest umowa
Niestety, wszystko wskazuje na to, że nie ma wyjścia z tej sytuacji. - Lekarzy, którzy zatrudnieni są na kontraktach, obowiązują takie same zasady inne osoby prowadzące własną działalność – mówi Janusz Mielcarek, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. - Lekarze ci również sami opłacają składki ZUS i od wysokości tych składek zależy bowiem, jaką kwotę otrzymają będąc na zwolnieniu lekarskim. Tak jak wszyscy pracownicy mogą się bowiem na to zwolnienie udać. Rozumiem rozgoryczenie tych osób, ale zgadzając się na podpisanie kontraktu, przyjęły one określone konsekwencje takiej umowy. Dotyczy to nie tylko naszego szpitala, ale lekarzy w całej Polsce.

