- Zachowałam trzeźwy umysł, cieszę się, że goniłam te najgroźniejsze rywalki – powiedziała zmęczona, ale bardzo szczęśliwa wicemistrzyni świata na 400 metrów, Natalia Kaczmarek. - Finały mistrzostwa świata są naprawdę. Największy stres był wczoraj. Przed decydującym starciem mało się stresowałam. Dzisiaj biegłam dla przyjemności. Dziękuję mojemu trenerowi, Markowi Rożejowi, za to że ma do mnie cierpliwość. Mam taką ekipę ze sobą, że nie może być lepiej. Zmęczenie jest ogromne. Muszę usiąść, odpocząć, zrozumieć, że mam ten medal.
- Była jakiś konkretny plan na ten bieg?
- Liczyłam na ten medal, ale trener starał się stopować emocje i "chronić" przed zbytnim optymizmem. Wiedziałam, żeby się nie podpalać i nie dać podpuścić rywalkom. Chciałam mieć z nimi kontakt przed ostatnią prostą i tak się stało. Pod koniec modliłam się tylko, żeby Sada mnie nie wyprzedziła. Ale gdy weszłam na ostatnią prostą, wiedziałam że będzie medal.
- Nie żałujesz rekordu Polski Polski Ireny Szewińskiej?
- Na wielkich imprezach nie chodzi o rekordy życiowe, ale o wynik. Medal jest najważniejszy, na rekordy będzie jeszcze czas. Paulino jest chyba teraz poza zasięgiem, była lepsza, ale chce ją wkrótce dogonić...
- Co teraz czujesz?
- Ogromną radość. Do Budapesztu przyjechała cała moja rodzina. Ona zawsze daje mi ogromne wsparcie. To niesamowite uczucie, jeszcze to do mnie nie dociera. Potrzebuję jeszcze chwili.
- Będzie imprezka?
- Na razie odpoczynek. W piątek wybieramy się razem z Konradem (Bukowieckim - przyp. red.) na wspólną, wieczorną kolację. Mija pięć lat naszego związku.
