- Unikający ostatnio mediów premier Donald Tusk udzielił obszernego wywiadu "Polityce". To może być początek partyjnej kampanii wyborczej?
- Sądzę, że ten wywiad jest odpowiedzią Donalda Tuska na zawirowania we własnej partii. Chyba także na zawirowania w ramach koalicji. Od kiedy władze w PSL przejął Janusz Piechociński widać osłabienie więzi między liderami obu partii. Jeśli do tego dołączymy niebezpieczeństwo odejścia Jarosława Gowina z PO i kilku osób wraz z nim, to nie bez kozery pojawia się tekst o możliwości koalicyjnej współpracy z SLD po następnych wyborach.
Dość zdumiewająca wypowiedź, gdy Tusk mówi, że jest trochę socjaldemokratą. Wydawało nam się, że jest twardym liberałem.
- Dla SLD wymienienie jako przyszłego możliwego koalicjanta jaką jest wiadomością?
- Myślę, że SLD wierzy, że to ono będzie zwycięzcą najbliższych wyborów, będzie rozdawało karty i proponowało sojusze. Sojusz w ostatnich miesiącach rośnie, poparcie oscyluje w granicach 15 proc.
Może, gdyby jeszcze na lewicy trochę się ustabilizowało, nie było konkurencyjności ze strony Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Siwca, mogłaby ta strona sceny politycznej okazać się poważnym rywalem. Nawet, gdyby to było 15 proc. i stwarzało możliwość rządzenia, to obecni liderzy Sojuszu mają tak silną potrzebę powrotu do władzy, że prawdopodobnie dogadaliby się z PO. Pytanie, jak odebraliby to zwolennicy Platformy? Dziś mówi się o antypisizmie ze strony PO, ale przecież i Platforma, i PiS zrodziły się jako ruch przeciw rządom lewicy.
- Partyjni koledzy premiera promować go jako przyszłego przewodniczącego Komisji Europejskiej. To sposób na poprawianie jego wizerunku? Notowań?
- Nie przypominam sobie, by przez ostatnie kilkadziesiąt lat, liderem Komisji Europejskiej był były premier. Zwykle jest to minister spraw zagranicznych. To oczywiście nie jest żadną przeszkodą. Dla Polski byłoby to niewątpliwie bardzo prestiżowe. Pytanie, czy dla UE Donald Tusk jest wartością dodaną? Nie znamy jego poglądu na integrację europejską.
Ale też część liderów PO może dostrzegać, że Donald Tusk powoli staje się obciążeniem dla partii. I zastanawiają się, czy nie warto zastosować starej, sprawdzonej metody, którą kolokwialnie nazywa się kopem w górę. Czy tak jest? Nie wiem, ale tak może być.