Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lidia Lewandowska: Doradcy ciągle muszą się czegoś uczyć. Dla rolników! [rozmowa]

Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich
Lidia Lewandowska: - Pamiętam jedno ze szkoleń w powiecie włocławskim. Uczestniczyło w nim z dwieście osób. Miało trwać ze cztery godziny, a rolnicy mieli tyle pytań, że przedłużyło się do dziewięciu!
Lidia Lewandowska: - Pamiętam jedno ze szkoleń w powiecie włocławskim. Uczestniczyło w nim z dwieście osób. Miało trwać ze cztery godziny, a rolnicy mieli tyle pytań, że przedłużyło się do dziewięciu!
Rozmowa z Lidią Lewandowską, pełniącą obowiązki dyrektora Kujawsko- Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Minikowie o zmianach w doradztwie.

Do pracy w ośrodku, którym dziś pani kieruje, po raz pierwszy przyszła 1 kwietnia 1999 roku. Pamięta pani ten dzień?
Pamiętam, to nie był żart prima aprilisowy (śmiech). Trafiłam do działu technologii rolniczej, gdzie miałam zajmować się roślinami okopowymi i nawożeniem roślin. Przejęłam obowiązki kolegi, który przeszedł do innej firmy. Zanim odszedł z ośrodka doradztwa, wykonywał różne obowiązki, miał zaplanowane zadania na kolejne miesiące, które spadły nagle na moje barki. A na początek maja zaplanowano dużą konferencję buraczaną.

Zatem od razu rzucono panią na głęboką wodę.
No tak wyszło. Miałam mniej więcej miesiąc na przygotowanie dużej imprezy. Oczywiście w przygotowaniach pomagało mi wielu ludzi. Nawiązałam współpracę z bydgoskim Instytutem Hodowli i Aklimatyzacji Roślin oraz Związkiem Plantatorów Buraka Cukrowego, no i także dzięki ich wsparciu udało się tę konferencję przygotować. Było to jednak bardzo duże wyzwanie!

Na szczęście ówczesny dyrektor ośrodka - Roman Sass - był z konferencji zadowolony. Był nawet zaskoczony, że frekwencja była aż tak dobra.

To Cię może też zainteresować

To dyrektor Roman Sass przyjmował panią do pracy w ośrodku?
Tak, jego zastępcą był wówczas Jan Odrzygóźdź.

Jak pani wspomina tamte czasy? Wszak praca doradcy bardzo się różni od tego, czym dziś zajmują się pracownicy minikowskiego ośrodka...
To prawda, że wiele zmieniło się od tamtego czasu. Gdy zaczynałam pracę, musiałam najpierw zdobyć zaufanie rolników.

Nie wierzyli, że zna się pani na rolnictwie?
Niektórzy gospodarze myśleli: a co taka młoda dziewczyna może wiedzieć o rolnictwie...

A pani była absolwentką bydgoskiej Akademii Techniczno-Rolniczej. Co pani studiowała?
No właśnie rolnictwo!

Prywatnie była pani także związana z rolnictwem?
Pochodzę z gospodarstwa. Mój tata (jako najstarsza córka byłam jego prawą ręką) zawsze mi powtarzał, że w gospodarstwie powinnam umieć z wszystkim sobie poradzić. No i radziłam sobie. Wszystkie prace techniczne potrafiłam wykonać.

I co, naprawiała pani maszyny?
Zdarzało się, że z tatą naprawialiśmy ciągnik, maszyny również. Zajmowałam się także uprawami. Mieliśmy bydło i trzodę chlewną. Pracę przy krowach lubiłam bardziej, dlatego dużo czasu spędzałam w oborze.

Zatem doświadczenia pani nie brakowało.
To prawda - rolnicy nie mogli mnie niczym zaskoczyć. Ale musiałam zdobyć ich zaufanie, starałam się dowiedzieć jak najwięcej, żeby móc to potem przekazać uczestnikom szkoleń.

Kiedyś także szkolenia wyglądały inaczej.
Początkowo, gdy organizowałam szkolenia dotyczące na przykład uprawy ziemniaków czy buraków, to obdzwaniałam powiatowe zespoły doradztwa (m.in. w Kcyni, Mogilnie, Sępólnie, Szubinie) i pytałam, czy nie chcieliby u siebie takich szkoleń. Potem miałam już wypełniony kalendarz, bo koledzy sami do mnie dzwonili, bo było zainteresowanie moimi informacjami.

Żeby wzbogacić swoją wiedzę brałam udział w różnych spotkaniach organizowanych przez IHAR, poznawałam wyniki doświadczeń prowadzonych przez prywatną firmę i jak najwięcej informacji przekazywałam rolnikom.

I to chyba nie zmieniło się - ciągłe poszerzanie wiedzy.
Doradca musi się ciągle szkolić, uczyć, żeby móc jak najwięcej wiedzy przekazać gospodarzom.

Wróćmy do przełomu wieków. Wtedy przygotowywano rolników do wejścia Polski do Unii Europejskiej. A w tej grupie eurosceptyków nie brakowało. Jak wyglądały wówczas szkolenia?
Rzeczywiście eurosceptyków było wielu. Dla rolników organizowaliśmy szkolenia na temat Unii Europejskiej, pomocy w okresie przedakcesyjnym. Pamiętam jedno ze szkoleń w powiecie włocławskim. Uczestniczyło w nim z dwieście osób. Miało trwać ze cztery godziny, a rolnicy mieli tyle pytań, że przedłużyło się do dziewięciu! I przez tyle czasu, z krótkimi przerwami, odpowiadałam na pytania gospodarzy.

To Cię może też zainteresować

Oni bardzo potrzebowali informacji. Dziś wiele można znaleźć w internecie. W jakim stopniu to zmieniło doradztwo?
W internecie można znaleźć wiele informacji, ale nie zawsze są one sprawdzone. Czasami doradcy muszą prostować to, czego gospodarz „dowiedział się” za pośrednictwem internetu.

Oczywiście także nasz ośrodek stara się jak najwięcej rzetelnych informacji (np. z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, Inspekcji Weterynaryjnej, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa) zamieszczać na naszej stronie internetowej. Zamierzamy także przekazywać wiadomości na smartfony, ale do tego potrzebna jest jeszcze aplikacja i dodatkowe pieniądze na nowinki techniczne.

Drogą elektroniczną można zadawać nam pytania. Staramy się docierać z informacjami także z użyciem najnowszych technologii, ale zwykle jest tak, że rolnik ogólnych informacji szuka w internecie, ale po szczegóły przyjdzie do doradcy.

Wolą rozmowy w cztery oczy?
Tak, ponieważ wolą porozmawiać o sytuacji ich gospodarstwa, szukają porad na temat pomocy. Na przykład chcą się dowiedzieć, które wsparcie byłoby dla nich najlepsze, jak wypełnić wniosek, spełnić wymogi.

Od połowy marca, gdy w ARiMR rozpocznie się składanie wniosków o płatności za ten rok, doradcy znowu będą mieli więcej pracy. To najtrudniejszy okres w roku?
Kiedyś tak było, że podczas naborów wniosków w sprawie płatności bezpośrednich, nasi doradcy mieli więcej pracy. Teraz mają jej bardzo dużo przez cały rok. Bywa, że nie mają kiedy wykorzystać urlopów.

To efekt tego, że ciągle są ogłaszane nowe nabory o wsparcie z PROW-u, a przecież doradcy mają także inne obowiązki. Na przykład w okresie wegetacji roślin udzielają porad dotyczących technologii upraw, a w ostatnich latach brali też udział w pracach komisji szacujących straty między innymi po suszy.

Niejedna prywatna firma docenia kompetencje doradców pracujących w ośrodkach i kusi ich wyższymi zarobkami. Czy to także problem minikowskiego ośrodka?
Na szczęście w województwie kujawsko-pomorskim problemu z tym nie mamy. Jestem za to bardzo wdzięczna naszym pracownikom. Należą się im słowa podziękowania!

Staramy się, by ich wynagrodzenie było wyższe. Dlatego oprócz płacy podstawowej otrzymują także część prowizyjną. Nie ma im czego zazdrościć, bo dostają tyle, ile sobie wypracują. To wyłącznie ich zasługa, że otrzymują dodatkowe wynagrodzenie za ciężką pracę!

I raczej niełatwą, bo w rolnictwie zmiany następują bardzo szybko. To nie jest zniechęcające?
Być doradcą nie jest łatwo, ale ta praca bardzo rozwija. Także dlatego, że ciągle trzeba się doszkalać, poznawać nowości i zmieniające się przepisy. Taki zawód!

________________________________
Agro Pomorska odcinek 86

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska