Wczoraj o godz. 17.10 dyżurny policji w Lipnie odebrał alarmowy telefon od przerażonego ojca 4,5-letniego dziecka.
- Z jego relacji wynikało, że razem z synkiem poszli na łąkę za domem napoić kucyki. Ojciec nie zauważył, kiedy chłopiec nagle zniknął mu z pola widzenia - relacjonuje asp. szt. Anna Kozłowska, oficer prasowy KPP w Lipnie. - Pobiegł sprawdzić, czy dziecko wróciło do domu, a gdy i tam go nie było zaalarmował o jego zaginięciu służby.
Przeczytaj również: Najgłośniejsze zaginięcia nastolatek - pomóż w ich odnalezieniu!
Już po kilku minutach od zgłoszenia policjanci byli na miejscu i rozpoczęli przeszukiwanie pobliskich terenów.
Funkcjonariusze posterunkowy Tomasz Tucholski i st. sierż. Krzysztof Worek, jako pierwsi zauważyli chłopca brodzącego po szyję w wodzie w oddalonej o ok. 500 m od domu parowie - dowiedzieliśmy się od Kozłowskiej. - Nie tracąc ani chwili razem wyciągnęli dziecko na brzeg. Zziębniętego malca jeden z funkcjonariuszy owinął swoją bluzą.
Lekarz wezwany na miejsce po przebadaniu chłopca, podjął decyzję, że nie wymaga on hospitalizacji. Na szczęście wszystko skończyło się na strachu.
Czytaj e-wydanie »