W przyszłym roku w końcu będzie można podziwiać wyjątkowe, bo unikatowe w skali kraju sakralne malowidła ścienne, które odkryto w 2018 roku w czasie przebudowy dawnego budynku klasztornego przy ulicy Gdańskiej 4. Trwają przygotowania do ekspozycji dzieł, które przez prawie dwa stulecia pozostawały ukryte pod warstwą tynku.
Jak żyło się w klasztorach w dawnej Polsce?
- Z tej okazji zostanie zorganizowanych kilka wydarzeń towarzyszących. Należeć do nich będzie Europejska Noc Muzeów przygotowywana w ramach Międzynarodowego Dnia Muzeów oraz Ogólnopolska Konferencja Naukowa "Życie w klasztorach żeńskich doby staropolskiej" współorganizowana z UKW. Zaplanowane są także koncerty kameralne, a także wykłady i spotkania tematyczne - mówi Anna Kornelia Jędrzejowska, dyrektor Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy.
Dawny klasztorny refektarz, w którym odnaleziono malowidła, będzie dostępny dla zwiedzających zarówno indywidualnych jak i grupowych. - Trwają prace nad malowidłami ściennymi z XVII wieku - dodaje dyrektor muzeum.
Prace renowacyjne przy odkrytych zabytkach trwają od 2022 roku. Mogły się rozpocząć dopiero wtedy, wcześniej trwały tam prace budowlane i modernizacyjne. Specjaliści zajmujący się nimi, zawężają możliwy czas powstania polichromii na początek XVII wieku.
- Klaryski rozpoczęły tu działalność w 1618 - mówi Lesław Cześnik, konserwator Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy. - To zakon żeński, klauzulowy. Można się domyślać, że artysta wykonał te malowidła między 1616 a 1618 rokiem. Później obecność mężczyzny nie byłaby mile widziana. Na wejście do zakonu klauzulowego pozwolenie musiał mieć nawet biskup.
Budynek muzeum względu na stan techniczny był wyłączony z użytku od 2009 roku. - Pełniłem nadzór konserwatorski nad pracami remontowymi. Po zdjęciu podsufitki zaczęło nam się pojawiać rozgraniczenie - nad oknami mamy pas jasny, pod belkami ciemny. To był pierwszy sygnał, że są tu malowidła. Byliśmy jeszcze uprzedzeni przez panią Joannę Kucharską, która robiła swoje badanie historyczne, architektoniczne; ona też w odkuciu tynku zauważyła jakieś warstwy.
Malowidła obtłuczone młotkiem, by tynk trzymał się mocniej
Prace specjalistyczne zaczęła wtedy ekipa trzyosobowa: Lesław Cześnik, wówczas kierownik działu konserwacji, Joanna Truszkowska i Piotr Kopciewicz. Wykonano "odkrywkę" na ścianie wschodniej i odsłonięto fragment malowidła, który zidentyfikowano jako przedstawienie ostatniej wieczerzy. Okazało się, że to cały cykl pasyjny.
- W 1835 władze pruskie dokonały kasacji zgromadzenia klarysek, a później powstała tutaj lecznica miejska. Salę przedzielono ścianką działową. Skuto tynki tam gdzie były już osłabione, nic z malowideł się w tych miejscach nie zachowało. Natomiast tam, gdzie powierzchnia się trzymała, po prostu obtłuczono ją młotkiem, by nowa warstwa tynku miała się czego trzymać - wyjaśnia Lesław Cześnik.
Przed przystąpieniem do odrestaurowania malowideł, trzeba było rozpoznać technikę wykonania dzieł. - Musieliśmy wiedzieć, jakich spoiw i pigmentów użył artysta - mówi konserwator. - Później były wykonywane próby z różnymi odczynnikami chemicznymi. Tynk wprawdzie odszedł bez problemu, ale na powierzchni malowideł pozostał woal węglanu wapnia. Trzeba było go rozpuścić.
Odtwarzając obrazy używano współczesnych światłotrwałych spoiw i pigmentów. Ingerencja ma być dla specjalistów rozróżnialna. Przy odrestaurowywaniu malowideł pracowały też dyplomantki z UMK, Maria Juszkiewicz, Kamila Bucior i Dominika Piekarska pod kierunkiem prof. Roberta Rogala.
Fundatorami klarysek była rodzina Rozdrażewskich z Wielkopolski, która na tym terenie nie była zresztą obcą, bo dwie dekady wcześniej biskupem włocławskim był Mikołaj Rozdrażewski, humanista, człowiek z otoczenia dworu królewskiego. Rodzina ludzi wykształconych z koneksjami. Mogła "importować" artystę z Wielkopolski, ale również dobrze mógł to być ktoś z kręgu malarzy gdańskich, może z kręgu Hermana Hana.
Nie Michał Anioł, ale i tak rzecz unikatowa
- Malowidła utrzymane są w stylu manierystycznym, mają ciemne tła. To trochę mroczna atmosfera. Twarze postaci w zasadzie "świecące własnym światłem", nie ma efektu jak z malarstwa włoskiego, gdzie występuje światło z jakiegoś określonego źródła właściwe, np. dla caravaggionizmu - tłumaczy konserwator. - Charakterystyczny jest też sposób modelowania postaci i nakładania farby, przypomina bardziej ten właściwy dla malarstwa tablicowego, niż ściennego. Dosyć grube impasty, spoiwo temperowe.
Na jednym z malowideł widać wykrzywioną twarz postaci, która krępuje Jezusa.
- Jest po prostu jak z obrazu Bruegla - zauważa Lesław Cześnik. - W tego typu malarstwie brzydota fizyczna miała też obrazować szpetotę moralną.
Odkrycie uznano za unikat w skali Polski.
- To nie Michał Anioł, ani Kaplica Sykstyńska, ale malarstwa manierystycznego ściennego jest naprawdę niewiele, tym bardziej tej klasy - mówi Lesław Cześnik. Może to być jedyne znane klasztorne przedstawienie ostatniej wieczerzy malarstwie ściennym.
Przy okazji odkryto nisze w murze, kominek, wyjście do wirydarzą, zielnika, a przy nim płytki ceramiczne. Ujawniono też sklepienia piwnic, które zakryto grubym szkłem.
