pomorska.pl/bydgoszcz
Więcej informacji z Bydgoszczy znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
O historii, która przydarzyła się Olimpii Sadowskiej, mamie niemowlaka i Andrzejowi Sztuczyńskiemu, bydgoskiemu taksówkarzowi głośno było w całej Polsce. I nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież poród w taksówce to kuriozum. Takie sytuacje znamy głównie z filmów. Ale od tygodnia już nie tylko.
W miniony czwartek Andrzej Sztuczyński podjechał pod jeden z bloków przy ulicy Kossaka. Do samochodu wsiadła Olimpia Sadowska. - Do szpitala miejskiego, proszę - powiedziała. Po chwili kobiecie odeszły wody płodowe. Zaczął się poród.
Mimo usilnych starań, pan Andrzej nie zdołał dojechać do lecznicy na czas. Na szczęście zachował zimną krew i odebrał poród w swoje taksówce. - Zadziałałem instynktownie - opowiadał tydzień temu.
Chłopiec urodził się zdrowy. Dwa dni później swojego małego imiennika i jego mamę pan Andrzej odwiózł ze szpitala do domu. Również po odbiór wózka sprezentowanego przez "Zrzeszonych", niemowlaka i panią Olimpię przywiózł ten sam taksówkarz.
- To będzie pierwszy samochód chłopca - mówił o wózku Zbigniew Kurkierewicz, prezes "Zrzeszonych". - Ma pasy bezpieczeństwa, fotelik samochodowy i opony zimowe - dodał żartobliwie.
Na maluszka czekał także podarunek od Katarzyny Drzewieckiej, właścicielki sklepu ABC z Bydgoszczy.
Myjnia za darmo
Kilka dni wcześniej szef korporacji uhonorował również pana Andrzeja, a właściciel myjni samochodowej przy ul. Kijowskiej za darmo wyczyścił wnętrze taksówki.
Teraz jeszcze chrzest
Na bydgoszczanina czeka jeszcze jedna nagroda. - Chciałabym, aby pan Andrzej został ojcem chrzestnym mojego synka - zdradza pani Olimpia.
A sława taksówkarza-położnika nie maleje. - Niedawno przyszedł do nas starszy człowiek, aby dotknąć taksówkę Andrzeja - opowiada Wiesław Żurawlew, zastępca prezesa "Zrzeszonych". - Powiedział, że chce mieć wnuka.
Tymczasem pan Andrzej pracuje jak dawniej, choć przyznaje, że stał się już rozpoznawalny. - Parę dni temu o całą historię wypytywali mnie warszawiacy, których akurat wiozłem - wspomina. - To samo jest oczywiście wśród bydgoszczan. Wszyscy się dziwią, że nie spanikowałem i pomogłem odebrać poród.
Jak dodaje, koledzy po fachu zgodnie stwierdzili, że w takiej sytuacji na pewno straciliby przytomność. - Dlatego apelujemy, żeby jednak dzwonić do nas wcześniej - uśmiecha się Wiesław Żurawlew.