- Kim obecnie jesteś? Więźniem?
- Cały czas jestem osobą skazaną. Zastosowano wobec mnie przerwę w odbywaniu kary, ale w każdej chwili mogę wrócić do zakładu karnego.
- Ile lat odsiadki ci pozostało?
- Trzynaście. Chyba, że zostanę przedterminowo zwolniony, ale to może się zdarzyć nie wcześniej niż po upływie lat 15. Biorąc pod uwagę praktykę sądów penitencjarnych nie mogę liczyć na warunkowe zwolnienie przed upływem 18-20 lat. Drugą możliwością jest ułaskawienie.
- Na razie przebywasz w stanie zawieszenia.
- Tak jest już od dwóch lat. Przerwę w odbywaniu kary zastosowano w związku z toczącym się postępowaniem o ułaskawienie. Ten czas nie zostanie oczywiście zaliczony w poczet kary. Kara stanęła w miejscu, na 12 latach i miesiącu.
- Prezydent już siedem razy odmawiał. Ale teraz postanowił jeszcze raz przeanalizować akta sprawy. Co się stało?
- To jest autonomiczna decyzja prezydenta, z której nie musi się nikomu tłumaczyć. Mam tylko nadzieję, że dostrzeże we mnie człowieka, niezależnie od okrucieństwa tego, co zaszło w 1994 roku. Nie da się ukryć, że dopuściłem się podwójnej zbrodni. Ale nie była to zbrodnia wynikająca z niskich pobudek. W 1994 roku kierowałem się obawą o swoje życie i dramatycznymi konsekwencjami dla bliskich. Człowiek żyjący na krawędzi ima się różnych sposobów, aby wyjść z tego stanu, czasem są to sposoby bardzo głupie. Tak było w moim przypadku.
- Jak spędziłeś te dwa lata dziwnej wolności?
- Staram się robić wszystko, by o tym nie myśleć. Usiłuję jak najlepiej wykorzystać ten czas, który został mi dany. Na początku traktowałem tę wolność jako dłuższą przepustkę. Gdy zaczęła się ona przedłużać, musiałem zacząć urządzać sobie życie, licząc się oczywiście z tym, że to urządzanie w pewnym momencie może zostać nagle przerwane. Co innego miałem zrobić? Po miesiącu starań o pracę zarejestrowałem się jako bezrobotny, żeby przejść kilka szkoleń związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, terminy szkoleń okazały się jednak zbyt odległe, a ja nie dopuszczałem myśli, żeby utrzymywali mnie moi bliscy. Założyłem jednoosobową firmę, handluję sprzętem AGD na Allegro. Moja codzienność to praca. Jestem to winny przede wszystkim mojej mamie, która po śmierci ojca znalazła się w fatalnej sytuacji materialnej. Cały czas uczę się tego życia na wolności po kilkunastu latach, w czasie których jedynym kontaktem z tym światem był telewizor w celi.
- Świat poza więzieniem cię zaskoczył?
- To jest dziwne wrażenie, bo za pośrednictwem telewizora teoretycznie wiesz o tych wszystkich nowinkach technicznych,o tym, czym żyją ludzie, ale to jednak co innego niż doświadczać tego w rzeczywistości. W zakładzie karnym życie toczy się wolnym rytmem, wiele spraw dzieje się obok ciebie.
- Założyłeś rodzinę?
- Żyję w związku z Sylwią, dawna znajomą, która po latach odnalazła mnie w Zakładzie Karnym we Włocławku, zaczęła mi pomagać. Tak się zaczęło. Teraz oboje jesteśmy szczęśliwi, że możemy być razem.
- Planujesz dziecko?
- Nie mogę snuć takich planów. Sytuacja, w której ojciec ma w perspektywie kilkanaście lat nieobecności, nie jest to rozsądnym pomysłem.
- Do wydarzeń z 1994 roku starasz się nie wracać pamięcią?
- Nie mówię o tym chętnie, ale nie uciekam od nich. Jeśli komuś z poważnych względów zależy na moim wyjaśnieniu, wyjaśniam jak wówczas odbierałem te sprawy. Oczywiście, za każdym razem wraca ból związany z tą sprawą.
- Nie spotykasz się Sławkiem Sikorą. Dlaczego?
- Był czas, gdy ze Sławkiem łączyły nas interesy, a później wspólna niedola. Potem nasze drogi się rozeszły i wiele jest tego powodów. Cieszę się, że Sławek jest na wolności, ale nie odczuwam potrzeby spotykania się z nim i myślę, że Sławek również. Nie mamy wspólnego języka, pozostajemy w pokojowym rozstaniu.
- Czytałeś książkę Sikory?
- Czytałem fragmenty, jeszcze w więzieniu.
- Z wypiekami na twarzy?
- Sławek czuł potrzebę przelania na papier tego, co w nim siedzi. Dla niego była to forma spłaty długu. Ja nie roszczę sobie pretensji do uprawiania krytyki literackiej. Czytałem tylko fragmenty, które niespecjalnie przypadły mi do gustu.
- Czujesz żal, że potraktowano cię inaczej niż Sławka?
- Ale nie do Sławka! Zastanawiam się, oczywiście, dlaczego Aleksander Kwaśniewski podjął w 2005 roku taką decyzję, przerzucając moją sprawę na barki obecnego prezydenta.
- Niebawem minie 10 lat, odkąd na ekrany wszedł "Dług". Do jakiego stopnia pomógł wam ten film?
- Bardzo. Nie wiem jak potoczyłyby się nasze losy, gdyby nie zainteresował się tą sprawą Krzysztof Krauze. Mogę przypuszczać, że byłoby nam o wiele trudniej wybić się do społeczeństwa z kwestią ułaskawienia, gdyby nie "Dług". Nie wiem, czy bez tego filmu znaleźlibyśmy w sobie dość siły.
- Potrafisz dziś zdobyć się na obiektywną ocenę "Długu"?
- To naprawdę dobre dzieło filmowe, bo w udany sposób przedstawia zjawisko. Oczywiście film nie jest lustrzanym odbiciem naszej sprawy. Przedstawia nas w trochę lepszym świetle, niż to rzeczywiście było, ale i nie oddaje całej skali okrucieństwa, jakiemu zostaliśmy poddani. W sumie więc proporcje zostały zachowane.
- Masz jakiś pomysł na kilka lat odsiadki, jeśli ułaskawienia znowu się nie doczekasz?
- Mam tendencję do zamykania się w sobie ze swoimi myślami, tak spędziłem te lata w więzieniu, więc jakoś to przetrzymam. Największy niepokój dotyczy mamy, którą taki scenariusz pozbawi materialnego wsparcia. Na razie o tym nie myślę, bo i tak nic w tej sprawie ode mnie nie zależy. Staram się cieszyć tymi małymi przyjemnościami, od których byłem odcięty w więzieniu - smakiem domowego jedzenia, które nigdy nie smakowało mi tak, jak teraz i każdym spacerem po ulicy. Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, ile przyjemności może dawać oglądanie zwykłej ulicy.