Mandat i racja stanu. Urzędu

Gmina słynie z tego, że pokaźna część budżetu to wpływy z mandatów dla kierowców. Uzbrojeni w fotoradary strażnicy pilnują, by Kęsowo rosło w siłę, a ludzie tam żyli dostatniej. Bodaj rok temu miałem okoliczność z jednym z kęsowskich fotoradarów, co kosztowało mnie 200 zł. Pretensji nie miałem, złamałem przepisy i trzeba było ponieść konsekwencje. Problem w tym, że aby zapłacić mandat musiałem poznać dwie strony instrukcji jak wypełnić dwa kolejne druki przypominające zeznanie PIT. Chciałem zapłacić od razu, lecz okazało się to niemożliwe. SG w Kęsowie zapewne musiała mieć te podkładki, by wysłać mi w kolejnym piśmie blankiet mandatu. Naiwnie sądziłem, że to szczyt biurokracji. Jednak nie.

Ostatnio Główny Inspektorat Transportu Drogowego przysłał mi listem poleconym podobną korespondencję, lecz obszerniejszą. Gdzieś tam przekroczyłem prędkość, za co GITD zaproponował 100-złotowy mandat. Oczywiście, nie mam żadnych pretensji, złamałem prawo i znów nie mogłem po prostu zapłacić. Tym razem otrzymałem... sześć stron (sic!) informacji, gróźb, tabelek jak w zeznaniu PIT, postulatów i rubryk. Oto mała próbka: nieodesłanie wypełnionych formularzy skutkować będzie sądem, zdjęcie nie jest udostępniane, jeśli pojazd został sprzedany - przesłać kopię potwierdzającą zbycie wraz z danymi nabywcy lub obdarowanego itd. Zdziwiłem się jedynie, że na sześciu stronach GITD nie domaga się numeru kołnierzyka i świadectwa szczepienia stryjenki.

W tej metodzie musi być jakieś szaleństwo, ale jakie? Jeśli zsumuje się tony papierzysk, czas na ich wypełnienie, koszty przesyłki i urzędniczej mordęgi jest tylko jedno wytłumaczenie. To troska państwa o nowe miejsca pracy. Jak tak dalej pójdzie - bezrobocie spadnie poniżej 10 proc.