Rozmowa z MARCINEM ORŁOWSKIM, napastnikiem Chojniczanki
- Spotkanie z Górnikiem Wałbrzych zbliża się milowymi krokami. Dla pana ten mecz ma jakieś specjalne znaczenie?
- Jeszcze miesiąc temu byłem piłkarzem tego klubu, więc lekki dreszczyk emocji pewnie się pojawi. Na pewno jednak nie mam zamiaru niczego udowadniać. W Górniku pokazałem się z dobrej strony, nie za bardzo chciano się ze mną żegnać. Ale zdecydowałem się coś zmienić w swoim sportowym życiu.
- Myśl o Chojniczance zakiełkowała tak nagle?
- Po meczu pucharowym z Tychami. Ale nie miałem oporów. Byłem przekonany, że przychodzę do klubu poukładanego organizacyjnie, stabilnego finansowo i z bardzo sprecyzowanymi aspiracjami sportowymi.
- Po trzech kolejkach nie wygląda to jednak zbyt różowo?
- Rzeczywiście, miejsce w ligowej tabeli gryzie w oczy. Ale spokojnie. Obecna Choj-niczanka to kompletnie inna drużyna; jest nowy trener i kilkunastu zawodników, którzy znają się dopiero nieco ponad miesiąc. Potrafimy jednak grać w piłkę, co pokazaliśmy w meczach z Zagłębiem i Energetykiem. Nieudanych co prawda, ale piłkarsko w niczym nie odstawaliśmy. Potrzeba cierpliwości, poznajemy się wciąż, zgrywamy. Przerwa letnia nie sprzyja pełnej konsolidacji zespołu, szczególnie, kiedy dokonuje się w nim prawdziwa rewolucja kadrowa. Jest wtedy dramatycznie mało czasu. Ale nie chcę, żeby zabrzmiało to jako tanie wytłumaczenie, bo przecież w wielu klubach było podobnie.
- 21 kwietnia 2012 roku. Kojarzy pan tą datę?
- Nic nie przychodzi mi do głowy.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
- Tego dnia zdobył pan po raz ostatni bramkę w meczu mistrzowskim...
- To rzeczywiście trochę tych tygodni bez gola upłynęło. Co mam powiedzieć poza truizmem, że napastnika rozlicza się z bramek. Ale nie podpalam się. Skuteczność wróci i w końcu piłka zacznie trafiać do sieci. Jak byłem zawodnikiem Miedzi Legnica, to także dotknęła mnie niemoc strzelecka.
- To może już w niedzielnym meczu z Górnikiem Marcin Orłowski się odblokuje?
- Nie mam nic przeciwko temu. Fajnie byłoby, gdyby mój gol zdecydował dodatkowo o wygranej. Jesteśmy coś winni kibicom, zwłaszcza tym, którzy towarzyszą naszej drużynie na każdym meczu. Poza tym tylko dobrą, widowiskową grą i zwycięstwami możemy przyciągnąć ich na stadion.
- Lukas Podolski, strzelając gole Polakom, nigdy przesadnie nie celebruje swojej radości. A pan jak się zachowa?
- Jak zdobędę bramkę, to zastanowię się. To jest impuls, najmocniej grają wówczas emocje.
- Chojnice to dla pana przystanek w drodze do wielkiej piłki?
- Nic podobnego, koncentruję się zawsze na najbliższym meczu. Będę dobrze grał, zdobywał bramki, to na pewno ktoś się mną zainteresuje. Ważnym motywem mojego odejścia z Wałbrzycha właśnie do Chojniczanki było podniesienie poziomu sportowego.