Rozpoczął od kwestionowania zasadności utrzymywania w radzie trzech wiceprzewodniczących. Na sesji proponował, żeby wzorem innych miast lub Sejmu każdy klub miał swojego wiceprzewodniczącego. - Jest to praktyka na ogół stosowana w takich gremiach i odzwierciedla reprezentację wszystkich mieszkańców w radzie miejskiej - tłumaczy. Ten pomysł nie zyskał akceptacji większości. Zarówno przewodniczący, ja i jego trzech zastępców pochodzą z Porozumienia Ryszarda Brejzy.
- W takiej sytuacji zastanawiam się, po co nam trzech wiceprzewodniczących? Czy prawdopodobieństwo nieobecności przewodniczącego i jego dwóch zastępców jest tak duże, że potrzebny jest jeszcze trzeci? Chyba nikt w to nie wierzy. Chodzi głównie o pobieranie wyższych diet przez te osoby. Jak spojrzymy na inne miasta o podobnej wielkości to zauważymy, że najczęściej jest zasiada maksymalnie dwóch zastępców. Dlatego uważam, że w naszym mieście, które boryka się z dużym zadłużeniem, powinniśmy szukać oszczędności wszędzie. Tym bardziej w kosztach związanych z funkcjonowaniem rady miejskiej - przekonuje Marcin Wroński.
Przeczytaj także: Wybory samorządowe - Inowrocław. Ryszard Brejza: - Cieszę się, że była druga tura wyborów
Przewodniczący Tomasz Marcinkowski podkreśla, iż ustawa dopuszcza, by w radach zasiadało od jednego do trzech wiceprzewodniczących. Przed laty w inowrocławskim statucie zapisano trzech wiceprzewodniczących. - Nie czuję się osobiście powołany do tego, żeby na życzenie Marcina Wrońskiego rozpoczynać procedurę zmiany statutu. Zresztą pan Wroński mógł zgłosić taki wniosek na sesji. Tego nie zrobił - przypomina Tomasz Marcinkowski.
Przyznaje, że statut można zmienić. Przekonuje jednak, iż wprowadzone zmiany nie doprowadziłyby do oczekiwanych oszczędności. Jeśliby zrezygnowano z obsadzenia funkcji wiceprzewodniczącego przez szefa jednej z komisji, nie dałoby to żadnych oszczędności. Bowiem zarówno wiceprzewodniczący rady jak i przewodniczący komisji otrzymuje dietę w takiej samej wysokości. Oszczędności pojawiłyby się tylko wtedy, gdyby zrezygnowano z obsadzenia tej funkcji przez szeregowego radnego. Z obliczeń Tomasza Marcinkowskiego wynika, że dałoby to miastu roczne oszczędności najwyżej w wysokości od 2 tys. do 2,5 tys. zł.
Czytaj e-wydanie »