Prezes Fundacji Ekologicznej Ziemi Chojnickiej i Zaborskiej w ubiegłym tygodniu pożegnał się z tymi, którzy z nim przez długie lata współpracowali. - Dojrzewałem długo do tej decyzji - wyznał obecnym w podziemiach kościoła gimnazjalnego, gdzie zaprosił na pożegnalną kawę. - Ze mną jest tak, że ważne decyzje podejmuję w sanatorium. I tak też się stało. A po powrocie, jak przejrzałem zaległą prasę, to utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to dobra decyzja.
Przeczytaj także: Marek Wituszyński został Samorządowcem Roku 2010
Wieczór upłynął na wspomnieniach. Halina Gawrońska przypomniała pokrótce życiową drogę Marka Wituszyńskiego, który jakkolwiek nie urodził się w Chojnicach, to jednak bardzo związał się z miastem i całym regionem. Od początku bliska była mu ekologia, którą promował w ramach Ligi Ochrony Przyrody, jako pracownik urzędu miejskiego i zastępca naczelnika miasta. Zabiegał o utworzenie Zaborskiego Parku Krajobrazowego, o rozwój agroturystyki, był współzałożycielem Fundacji Ekologicznej Ziemi Chojnickiej i Zaborskiej. - Często miał pod górkę - mówiła Gawrońska. - Władza nie zawsze rozumiała potrzeby zgłaszane w tej dziedzinie. I to było bolesne, a wiele tematów było zaniechanych.
Były też anegdoty. - Budowa oczyszczalni dla Chojnic to była gehenna, żeby to przeforsować - śmiał się Wituszyński. - Był rok 1978 i wszystko musiało stawać na egzekutywie. No i tam uznano, że oczyszczalnia nie jest potrzebna, bo przecież w mieście taki obiekt jest. To nic, że z 1903 roku, że zbudowany jeszcze za Prusaków...
Wspominał, jak trudno było przekonać do idei Zaborskiego Parku Krajobrazowego. - Na początku to nie było wiadomo, czy rolnicy z widłami czy z siekierą wylecą na nas, zwłaszcza że na te spotkania niektórzy przychodzili podchmieleni - mówił. - Ale przekonywaliśmy, że to nic strasznego. Myślę, że skutecznie, skoro Park powstał.
Na porządku dziennym było załatwianie wszystkiego za pomocą rybki z Mylofu i wódki ze sklepu...
Wituszyński bardzo sobie ceni współpracę w ramach Fundacji Ekologicznej Ziemi Chojnickiej i Zaborskiej z Janem Klepinem. - Wiele rzeczy się nam razem udawało - podkreśla. - Bardzo przeżyłem to, jak pan Janek zrezygnował z pracy w Fundacji, a myślę, że nasz zintegrowany program edukacji ekologicznej to był strzał w dziesiątkę. Zawsze zresztą mogliśmy liczyć i na nauczycieli, i na Parki, i na ludzi z nadleśnictw.
To Fundacja zachęcała do zbiórki zużytych baterii, co dziś wydaje się oczywistością, że trzeba to robić. Dzięki niej młodzi ludzie poznawali przyrodę regionu, ruszając w podróż edukacyjnym wozem. To Fundacja zainicjowała program "Trujące ciepło", który miał uświadomić mieszkańcom szkodliwość palenia w piecach plastikami. - Walczyliśmy też o inne działania w parku 1000-lecia - przypomina Wituszyński. - Ale kto tam będzie ekologów słuchał...
Do Marka Wituszyńskiego ustawiła się kolejka z podziękowaniami i życzeniami. Ale i on miał dla swoich gości nie tylko dobre słowo...
Czytaj e-wydanie »