- Była umowa między politykami PO a premier, że bydgoska PO do zarządu województwa wskaże dwie osoby?
- Nie brałem w udziału w tych rozmowach. Znam je z przekazów. W ich trakcie były próby ustalenia, jak ma wyglądać skład zarządu. Te warunki dotyczyły przedstawiciela Bydgoszczy oraz Włocławka.
- Bydgoscy politycy PO mówią, że mieli wskazać wicemarszałka i członka zarządu.
- Tak mówią. Nie znam uzgodnień i trudno mi sobie wyobrazić, by ktoś je czynił, wiedząc, jaką mamy sytuację w regionie, który powstał z trzech województw: bydgoskiego, toruńskiego i włocławskiego.
Przeczytaj także: Piotr Całbecki marszałkiem województwa kujawsko-pomorskiego
- Dlaczego wysunął pan kandydaturę Zbigniewa Ostrowskiego, a nie Zbigniewa Pawłowicza?
- Pan Pawłowicz kandydując do sejmiku, był przygotowywany do funkcji marszałka. Zresztą, nie odmówił kandydowania o tej roli. Był zgłoszony przez opozycję. Musiałby realizować zupełnie inną wizję niż moja, bo z taką koncepcją szedł do wyborów. Trudno sobie wyobrazić, byśmy mogli zasiadać w jednym gremium, które decyduje, którą wizję realizować.
Cały wywiad i znacznie więcej informacji dotyczących wydarzeń związanych z dzieleniem funkcji w sejmiku wojewódzkim w środowej "Gazecie Pomorskiej". Możesz kupić też e-wydanie - tutaj.
Czytaj e-wydanie »