Był uczniem brodnickiej zawodówki. Kształcił się w zawodzie elektromontera. Szóste dziecko z ośmiorga rodzeństwa.
- Lubiany, wesoły, żartobliwy. Po prostu dusza towarzystwa - opowiada o bracie Katarzyna Liszewska.
Nic dziwnego, że znajomi chętnie zapraszali go na rozmaite imprezy.
- Zawsze w domu lądował na czas. Gdy spotykał się z kolegami, to zazwyczaj wychodził jako pierwszy. Wiedział jak denerwuje się mama - opowiada siostra.
28 października 2001 r. wybrał się
na "osiemnastkę", do koleżanki
Tego dnia ubrany był w białą bluzę, dżinsy i sportowe buty. Mimo upływu lat siostra wylicza bez zająknięcia.
Impreza odbywała się w domku letniskowym w dorzeczu Drwęcy. Dojście do tego miejsca wymaga pokonania kilku kładek pośród torfowisk i trzęsawisk. Okolica równie urocza, co niebezpieczna.
Przejście 1,5 km odcinka z domku letniskowego do rodzinnego Świecia nad Drwęcą zajmuje ok. dwadzieścia minut. - Jemu na pewno mniej. To był postawny chłopak - zapewnia siostra.
Opuścił imprezę, ale do domu nie wrócił.
Chłop jak dąb, a rozpłynął się w powietrzu
- Nie znaleziono żadnych śladów - relacjonuje Katarzyna Liszewska.
Barbara Borysiak, matka Janusza, wszczęła własne śledztwo. Wypytywała znajomych syna.
- Nikt nic nie widział i nie wiedział - mówi rozżalona Katarzyna Liszewska. - Co się stało z młodym chłopakiem, wesołym, zawsze uśmiechniętym, pełnym życia i planów na przyszłość? Jak to możliwe, że człowiek o wzroście powyżej metra osiemdziesięciu może zaginąć bez śladu? - zastanawia się. - Policja nawet nie odwiedziła tego domku letniskowego...
Z czasem matka Janusza zaangażowała jasnowidzów, detektywów, realizatorów "997" i "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". Bez rezultatów.
Po dwóch latach policja zamknęła sprawę.
Jednak matka nie przekreśliła syna.
- Do końca wierzyła, że Janusz wróci żywy. Któregoś pięknego dnia stanie w drzwiach, uśmiechnie się do niej, a
ona go mocno przytuli
i już nie pozwoli mu odejść - siostra zwiesza głos. Matka pilnowała, żeby domownicy nie ruszali rzeczy Janusza. Leżały tak jak on je pozostawił.
W maju tego roku matka zamknęła oczy. Nie doczekała Janusza.
- Nie wierzę, żeby jeszcze żył. Chciałabym, chcielibyśmy wszyscy wiedzieć jedynie, gdzie jest. Żeby choć zapalić lampkę na jego grobie. Gdyby nie pamięć najbliższych, to tak jakby człowieka nie było - kończy.
W tym roku na grobie matki rodzina zapali jedną lampkę dla Janusza.
Gdziekolwiek jest...
Mimo upływu lat może ktoś wie co się stało z Januszem? Czekamy na sygnały: tel. 56-498-48-76, mail: [email protected] oraz pod adresem redakcji ul. Pocztowa 5, 87-300 Brodnica.