Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka przyprowadziła maluchy do domu dziecka w Bydgoszczy. Z biedy!

(pio)
Jarosław Pruss
Matka przyprowadziła maluchy do domu dziecka w Bydgoszczy. Tłumaczyła, że ledwie wiąże koniec z końcem. To dlatego chce córkę i syna zostawić.

Jak kobieta musi być zdesperowana, żeby dochodziło do takich sytuacji - dziwią się pracownicy socjalni.
A jednak dochodzi.

Bydgoszczanka mieszkała w barakach socjalnych w okolicy ul. Przemysłowej w Brdyujściu, na tzw. osiedlu biedy. Przyprowadziła do domu dziecka swoje potomstwo: 6-letnią dziewczynkę i o rok starszego chłopca. - Mogłabym je tu zostawić? - zapytała zszokowaną pracownicę Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych. Mogła.

Samotna matka mówiła, że nie ma pracy. Nie ma też za co żyć. Miała jednak długi. I plan. Żeby wyjechać za granicę, za chlebem. Jak zaplanowała, tak zrobiła. Ślad po niej zaginął.

Przeczytaj także: To były ostatnie święta Dorotki i Pawełka w domu dziecka. "O jeny! Naprawdę będziemy mieli mamę i tatę?"

W nowej rodzinie

- A jej dzieci przebywają teraz w rodzinie zastępczej - mówi Krzysztof Jankowski, dyrektor bydgoskich domów dziecka. - Ważne, że są szczęśliwe.

- Nie przypominam sobie, żeby trafiło do nas dziecko tylko dlatego, że jego rodzina żyje w nędzy - przyznaje Anatol Filimoniuk, dyrektor domu dziecka w Rypinie. - Teraz przebywa u nas 29 podopiecznych. Mieszkają tutaj, bo pochodzą z tzw. trudnych rodzin, nieudolnych wychowawczo.

Czyli takich, w których wódka często ważniejsza była od dzieci, a bezrobotni rodzice nawet nie próbowali podjąć pracy. Zapominali o dzieciakach. Zdarza się jednak, że jedyną przyczyną, przez którą dziecko znalazło się w placówce, jest właśnie bieda. Z raportu przedstawionego przez resort polityki społecznej w Sejmie wynika, że ponad 1800 dzieci zostało oddzielonych od biologicznych rodziców. Bo byli biedni. Dane dotyczą skali kraju.

Byli biedni, tzn. od lat nie mieli pracy, często też mieszkania. Nie mieli też perspektyw na inne życie.
Pomagać, a nie skreślać. Próbować naprawiać, co złe w rodzinie, a nie ją rozłączać. Takie cele stawiają sobie pracownicy socjalni.

Asystent domowy

- Nasza rola w tym, żeby pomóc ludziom w dramatycznej sytuacji materialnej - zaznacza Kazimiera Janiszewska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Toruniu. - Do takich działań zostali powołani asystenci rodziny.

To pracownicy socjalni, którzy współpracują z rodzinami zagrożonymi odebraniem dzieci. Pomagają, ale nie wyręczają. Jeśli dorośli nadal nie chcą współpracować, ostatecznym rozwiązaniem jest umieszczenie ich dzieci w placówce.

Przeczytaj także: 4-letnia Martusia z Bydgoszczy: Niech jakaś pani zostanie moją mamą

Zagrożone są czasem rodziny z terenów popegeerowskich. Dzieci opuszczają lekcje w szkole, bo podejmują dorywcze prace. Zrywają jagody, zbierają grzyby lub sprzątają w bogatych domach, żeby u swoich podreperować budżet.

Ale nie tylko w ubogich malutkich miejscowościach problem może występować.Tak było w przypadku pani Moniki z Bydgoszczy. Samotna matka mieszkała na działkach z czterema synami. W domu było zimno, rodzina nie miała na opał. Opieka socjalna pomagała rodzinie, ale kobieta z dziećmi nie chciała nic zmieniać. Zapadła decyzja: umieścić chłopców w domu dziecka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska