Wojciech Bielawa pytał o to na listopadowej sesji Rady Miasta, ale odpowiedzi nie uzyskał, nie znalazł także - jak pisze - informacji w budżecie miasta na 2025 rok. Stąd postanowił zwrócić się do prezydenta Rafała Bruskiego z pisemną interpelacją.
Zapytał w niej o nakład, koszty składu, druku i dystrybucji wydania papierowego "Bydgoszcz Informuje" oraz koszty utrzymania hostingu, domeny i promocji treści zawartych na bydgoszczinformuje.pl i bydgoszcz.pl w mediach społecznościowych. Dodatkowo zapytał o koszty wynagrodzenia wszystkich pracowników urzędu (bowiem dziennikarze tworzący treści mają status urzędników - red.) przygotowujących treści, zdjęcia i wideo na potrzeby biuletynu.
Nakład "BI" to 40 tysięcy egzemplarzy
Odpowiedzi radnemu udzielił Łukasz Krupa, zastępca R. Bruskiego.
W odpowiedzi na interpelację z dnia 3 grudnia 2024 roku (…) informuję że całkowita roczna kwota to: 908.137,07 zł. Jednocześnie informuję, że nakład biuletynu „Bydgoszcz Informuje” to 40 tysięcy egzemplarzy.
Wiceprezydent argumentował także sens inwestowania publicznych pieniędzy w miejski biuletyn:
Jeśli zestawimy roczne koszty funkcjonowania miejskiego biuletynu z budżetem Miasta Bydgoszczy na rok 2025, stanowią one ok. 0,03%. Należy podkreślić, że „Bydgoszcz Informuje” stało się ważnym źródłem informacji dla mieszkańców naszego miasta, w tym dla seniorów, którzy bardzo chętnie sięgają po bezpłatny miejski biuletyn, dzięki czemu mogą aktywnie uczestniczyć w życiu Bydgoszczy. To również przestrzeń, w której bydgoszczanie mogą dzielić się swoimi pasjami i osiągnięciami.
Rząd chce zmienić ustawę medialną?
Pytania radnego to tylko fragment większej całości. W przestrzeni publicznej od kilku lat toczy się bowiem dyskusja nad kształtem rynku medialnego w Polsce.
Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej pisze np.: „W 2021 roku w Polsce wydawano 728 tytułów lokalnych i 868 tytułów lokalnych urzędowych. Liczba tytułów lokalnych z roku na rok spada, zaś urzędowych rośnie. Bez mediów nie ma demokracji, a bez lokalnych mediów nie ma demokracji lokalnej (…). Pojawiają się pytania o to, czy samorządy powinny publikować własne gazety? Jaka jest rzetelność prezentowanych tam informacji? Komu i czemu służą?”.
Pod koniec czerwca 2024 r. rząd ogłosił rozpoczęcie konsultacji założeń ustawy medialnej. Podkreśla się w nich przede wszystkim potrzebę regulacji funkcjonowania mediów publicznych i konieczność naprawy obecnego ich stanu w Polsce. Rząd dostosowuje nowe przepisy do Europejskiego aktu o wolności mediów, który wszedł w życie w maju br. Wśród założeń przedstawionych przez resort kultury znalazło się także ograniczenie prowadzenia działalności na rynku medialnym przez jednostki samorządu terytorialnego. Obecnie prawo pozwala na tego rodzaju działalność i samorządy z tego korzystają.
W regionach bez dostępu do prasy
Rząd widzi to jednak inaczej. „Zależy nam na mocnej pozycji niezależnych mediów lokalnych, których zadaniem jest rzetelne informowanie, kontrola i krytyka społeczna, dlatego proponujemy wprowadzenie ograniczeń prowadzenia działalności na rynku medialnym przez jednostki samorządu terytorialnego” - czytamy w komunikacie MKiDN.
Padają jednak głosy, że taka zmiana będzie niekorzystna. - Nie można zapomnieć, że nawet na 40 proc. terytorium naszego kraju nie ma dostępu do lokalnej prasy. Powód jest prosty: już jej tam nie ma lub nigdy jej tam nie było. W takich miejscach tytuły samorządowe są jedynym źródłem rzetelnej informacji. Likwidacja mediów samorządowych nie uzdrowi tych lokalnych. Pogorszy za to wielu osobom dostęp do informacji o gminie, powiecie i regionie, w których mieszkają. Przestaniemy wiedzieć, przestaniemy się interesować, przestaniemy chcieć mieć wpływ - mówi, cytowana przez portal demagog.org.pl, Marta Milewska, rzeczniczka mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego.
