Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Gołaś o kolarstwie: trzeba się nauczyć przegrywać, żeby umieć zwyciężyć

(jp)
Michał Gołaś (z prawej) jest poważnym kandydatem do wyścigu olimpijskiego w Londynie.
Michał Gołaś (z prawej) jest poważnym kandydatem do wyścigu olimpijskiego w Londynie. Lech Kamiński
- Odbierałem telefony ze stacji radiowych i telewizyjnych, które wcześniej kolarstwem w ogóle się nie interesowały. Popularność zwłaszcza w Polsce dodaje nam dodatkowej energii - mówi toruński kolarz Michał Gołaś.

- Niewiele brakowało, abyś po siódmym etapie tegorocznego Giro d'Italia został pierwszym Polakiem w różowej koszulce lidera.
- Dzień wcześniej prawie 200 km jechałem w ucieczce i zapłaciłem za to. Nie czułem się źle i wydawało się, że to możliwe. Podjazd przed metą nie był specjalnie ciężki, ale mimo tego nie dałem rady i odpadłem od czołowej grupy. Szkoda, taka szansa już może nigdy się nie powtórzyć.

- Masz jednak koszulkę najlepszego górala, którą dostałeś na własność. Jako pierwszy Polak od czasów Lecha Piaseckiego.
- Nie jestem w najlepszy statystykach. Słyszałem jednak, że prawie 20 lat minęło od podobnej sytuacji, w trójce na etapach był ostatnio Zbigniew Spruch. To bardzo miło, gdy tworzy się jakąś historię.

- Stałeś się nagle popularny: oglądalność Giro w Eurosporcie rosła lawinowo po twoich sukcesach.
- Dlatego z niepokojem czekałem na rachunek telefoniczny (śmiech). Słyszałem, że wiele osób w Toruniu zaczęło oglądać kolarstwo. To bardzo miłe, odbierałem telefony ze stacji radiowych i telewizyjnych, które wcześniej kolarstwem w ogóle się nie interesowały. Popularność zwłaszcza w Polsce dodaje nam dodatkowej energii.

- Jak wygląda zwykły dzień na Giro?
- Jeżeli nie ma kontroli dopingowej wcześnie rano, to wstajemy koło 9 na śniadanie. Trzeba się szybko zbierać, bo czasami jest niezły kawałek do miejsca start. Odprawa w autobusie, podpisanie listy i jazda. Etap przeważnie kończy się po 17, potem dojazd do kolejnego hotelu, masaże, kolacja koło godziny 21 i maszerujemy do łóżek.

- Przed każdym etapem grupa ustala taktykę?
- Codziennie dyrektor grupy ustala podstawowe założenia. Każdy kolarz otrzymuje określone zadania. Nie jest to jednak całkowicie sztywne i często następują korekty w trakcie wyścigu. Przeważnie ustalone są dwie główne opcje na wypadek różnych wydarzeń.

- Na trudnych etapach ważniejsze są mięśnie czy głowa?
- To dwa różnie ważne elementy w kolarstwie. Cały czas trzeba patrzeć do przodu. Michał Kwiatkowski pewnego dnia już poważnie brał pod uwagę wycofanie, już szukał lotniska i połączeń do Polski. Powiedziałem mu: zostań i walcz, bo wrócisz do Polski, włączysz Eurosport i będzie żałował, że cię nie ma na trasie.

- Jak udaje regenerować siły w serii kolejnych etapów?
- Jedynym sposobem w kolarstwie jest w tej chwili sen, psycholog pomaga nam się wyciszyć. Pomagają myśli o domu, rodzinie, nawet w trakcie etapu. Moja żona jest w zaawansowanej ciąży i cały czas bałem się, że będą musiał szybko wracać do Polski.

- Jak wygląda dieta kolarza w trakcie takiego wyścigu?
- Przez trzy tygodnie jemy to samo, nie mogę już patrzeć na makaron czy omlet, do tego jeszcze płatki. I tak dzień w dzien. Nie można zmieniać diety, bo żołądek przy takim wysiłku jest bardzo delikatny. Trzeba jedynie w miarę możliwości zmieniać smaki. Mamy w otoczeniu specjalistów, którzy dokładnie analizują, ile trzeba zjeść na każdym etapie. Największe kryzysy organizmu w czasie wyścigu bardzo często zaczynają się właśnie od niedożywienia. To nadchodzi nagle, gdy wydaje się, że wszystko jest w porządku. Wtedy można się ratować tylko specjalnymi słodkimi żelami energetycznymi.

- Jesteś w grupie razem z Kwiatkowskim, macie też polskiego menedżera. To ułatwia starty?
- Pochodzimy z Michałem z jednego miasta, klubu i potrafimy się nawzajem wspierać. Z drugiej strony każdy ma swoje nawyki, przyzwyczajenia i trzy tygodnie w takim samym gronie także potrafi być męczące. Nie wiem, czy z żoną bym wytrzymał tak długo bez żadnej przerwy (śmiech).

- Masz jakieś rady dla młodych kolarzy, którzy dopiero marzą o Giro?
- Nigdy się nie poddawać się. W karierze spotkało mnie kilka momentów, w których wielu innych zawodników rzuciłoby sport. Oczywiście, pewnych rzeczy nie można przeskoczyć, na nic marzenia, jak nie ma odpowiedniego przygotowania. Najważniejsze jest jednak dążenie do wyznaczonego celu. Kolarstwo uczy przegrywania, w końcu 200 kolarzy startuje, a tylko jeden wygrywa. Mi łatwiej jest przyjąć taką porażkę, bo miałem ich więcej. Michał Kwiatkowski jako junior był najlepszy na świecie, był przyzwyczajony do wygrywania, a teraz musi się nauczyć także przegrywać. To jest dużo trudniejsze. W kolarstwie trzeba sporo przegrać, żeby potem mieć szanse na wygrywanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska