Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Gołaś po Tour de France: - Coraz więcej chamstwa w życiu i sporcie

Joachim Przybył
Michał Gołaś w trakcie ucieczki na 8 etapie Tour de France
Michał Gołaś w trakcie ucieczki na 8 etapie Tour de France © Etixx - Quick-Step / Tim de Waele
W Paryżu czułem przede wszystkim zmęczenie. Następnego dnia pojawiła się jednak satysfakcja, to była dobra robota - mówi torunianin po swoim drugim występie w najsłynniejszym wyścigu kolarskim świata.

Kolarz to ma końskie zdrowie. W niedzielę skończyłeś trzy tygodnie mordęgi we Francji, w poniedziałek wróciłeś do domu, a we wtorek złapałem cię na treningu.
- Nie mam dnia wolnego, w zasadzie tylko ten poniedziałek, ale spędziłem go w podróży. Od wtorku normalnie już trzeba pracować, ale trening to duże słowo. Dziennie jadę około 50 km, taka godzinka jazdy. Może w czwartek pojadę trochę dalej, ale wszystko zależy od reakcji organizmu po tak dużym wysiłku na Tour de France. Nie można jednak tracić kontaktu z rowerem, tym bardziej, że już w niedzielę start Tour de Pologne.

Z Francji wróciłeś zmęczony, ale chyba także usatysfakcjonowany?
- Na mecie w Paryżu czułem tylko zmęczenie. Bardzo dała mi się we znaki choroba, jeszcze ten ostatni etap rozgrywany był w deszczu i zimnie. W połowie ostatniego tygodnia zacząłem gorzej się czuć, złapałem przeziębienie, które szybko przerzuciło się na oskrzela. Przedostatniego dzień w Alpach było już bardzo źle, pojawiła się jeszcze gorączka. Obawiałem się, że nie dam rady wjechać na Alpe D'Huez. To byłaby dla mnie tragedia, gdybym musiał wycofać się tuż przed metą. Jakoś jednak udało mi się ukończyć te etapy i jeszcze zachowałem trochę siły na finałowy odcinek, w którym staraliśmy się pomóc Markowi Cavendishowi. Dopiero w poniedziałek emocje opadły i mogłem spojrzeć wstecz. Myślę, że to był dla mnie udany i dobry wyścig.

Najlepszy w karierze?
- Trudno to porównać. Może wcześniej jedno Giro było lepsze, gdy walczyłem o koszulkę najlepszego górala, byłem blisko etapowych zwycięstw. Nie można jednak porównywać poziomu sportowego, Tour de France jest pod tym względem trudniejszy. Wygrać etap we Francji to już jest kosmos. Najważniejsze, że swoje zadania wykonałem. Ekipa mnie nie oszczędzała, byłem pierwszym zawodnikiem do dyktowania tempa, ale jeszcze znalazłem siły na akcje ofensywne i ucieczki.

Najbardziej chyba żal etapu na Mur de Bretagne, gdy uciekałeś z Bartkiem Huzarskim i Larsem Bakiem.
- Byłaby szansa na zwycięstwo, gdyby inne ekipy przespały końcówkę. Czułem się mocny, wystarczyłoby mi kilkadziesiąt sekund przewagi na tym ostatnim podjeździe. Skończyły się jednak czasy, gdy ucieczki dojeżdżały z większą łatwością na Tour de France. Może gdyby to była druga część wyścigu? W sumie brakowało takich etapów z łatwiejszymi końcówkami, na pewno spriniterzy byli rozgoryczeni, bo mieli mało szans na zwycięstwa.

Jako grupa mieliście świetny początek: trzy wygrane etapy, koszulka lidera wyścigu. Potem jednak zapał był chyba mniejszy po kontuzji Tony Martina?
- Myślę, że zapału i chęci nam nie brakowało. Praktycznie każdego ktoś z nam był w ucieczce, choć nie udało się postawić kropki nad i. W perspektywie całego wyścigu możemy być zadowoleni z bilansu. Tour jest jednak na tyle długi, że czasami na końcu zapomina się o tych pierwszych zwycięstwach. Szkoda jedynie, że nie udało się wykorzystać tych kolejnych okazji. Zwłaszcza finału w Paryżu, ale jednak Cavendish nie był w swojej optymalnej formie.

Zwycięstwo Chrisa Froome'a pewnie cię nie zaskoczyło, ale czy przewaga Sky nie była zaskakująca? Momentami wiało nudą w klasyfikacji generalnej.
- Dla kibiców to nie był wyjątkowo interesujący tour, bo Sky wyprzedził mocno konkurencję. Movistar grał na dwa fortepany i nie chciał tracić trzeciego miejsca Valverde, stąd mniej ryzykował. Quintana dwa razy spróbował w końcówkach zaatakować. Trudno mieć pretensje do Sky, skoro rywale im ułatwili zadanie. Contador nie był optymalnie przygotowany, próbował, ale był bardzo szybko gaszony.

Jak byś porównał ten tour do swojego debiutu przed rokiem?
- Na pewno była trudniejsza trasa. Dla mnie to było to takie włoskie Giro z poziomem stresu i presji Tour de France. Te trzy tygodnie dały mi w kość, nie było dnia luzu. Trochę zawiodło mnie zachowanie kibiców, którzy z taką nienawiścią reagowali na Froome'a i Sky. Nigdy wcześniej nie widziałem tego w kolarstwie, ale poziom chamstwa rośnie także w życiu codziennym i być może ma to odzwierciedlenie w sporcie.

Grupę Sky otwarcie oskarża się w mediach o doping. Rozmawiacie o tym w peletonie?
- Nie zauważyłem niczego, co wzbudziłoby moje podejrzenia. Oglądałem opublikowane dane Sky i te prędkości Froome'a nie odbiegały od normy. Trudno Brytyjczyka porównywać do Armstronga, który ważył 10 kg więcej. Najbardziej mniej dziwi, że oskarżycielami i autorytetami w tej dziedzinie stali się ludzie w przeszłości mocno zamieszani w doping. Myślę, że to wynika często z zazdrości i takiej niechęci, jakich czasami ludzie darzą lepszych. Oliwy do ognia dolewają media. Podgrzewają atmosferę, a ludzie przecież lubią wszelkie teorie spiskowe. Osobiście było mi przykro, bo widziałem, ile trudu w ten sukces wkłada cała ekipa i wiem, ile miesięcy trzeba pracować na takie wyniki.

Mnóstwo było upadków i kontuzji w tej edycji TdF. To przypadek?
- Pierwsze etapy były tak skonfigurowane, że aż prosiło się o nieszczęście. Było sporo trudnych fragmentów, do tego dochodziła taka nerwowość peletonu, która zawsze na początku wyścigu jest największa. Zauważyłem zresztą, że presja na kolarzach rośnie z roku na rok i coraz więcej ludzi chce jechać z przodu. W tym roku dochodziło to do granic absurdu, gdy pięć, sześć grup z faworytami budowało żywy mur na czele peletonu, przez który nie można się było przebić.

Krzysztof Wyrzykowski narzekał w Eurosporcie, że brakuje wśród kolarzy z autorytetem, którzy mają posłuch w peletonie.
- Możliwe. Zawsze wydawało mi się, że Mark Cavendish może być takim zawodnikiem, ale jego także nikt nie słucha. W ogóle nie ma już szacunku dla koszulki lidera czy mistrza świata. Może to nowa fala w kolarstwie, która w jakimś sensie jest efektem zmian społecznych na świecie. W innych dziedzinach także autorytety tracą na znaczeniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska