Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Gołaś: Trzeba znaleźć swoje miejsce

Rozmawiał Joachim Przybył
powoli pnie się w hierarchii zawodowego peletonu. Liczy w przyszłości na sukcesy w wielkich wyścigach.
powoli pnie się w hierarchii zawodowego peletonu. Liczy w przyszłości na sukcesy w wielkich wyścigach. michalgolas.blogspot.com
Rozmowa z Michałem Gołasiem, wychowankiem Pacificu Toruń, kolarzem grupy Vacansoleil-DCM.

- Zacznijmy od samego końca kariery. Kilka tygodni temu wystartowałeś, jako pierwszy torunianin, w Giro d"Italia. Taki był plan na ten sezon?
- Nie spodziewałem się tego, zostałem powołany do składu dwa tygodnie przed startem po udanych wyścigach w kwietniu. W dodatku w ostatni weekend wyścigu miałem wcześniej zaplanowany ślub i od razu powiedziałem, że do mety nie będę mógł dojechać. Trochę żałuję. Nie wiem, czy jeszcze zdarzy mi się okazja ukończyć taką imprezę.

- Czy można porównać wielkie toury z innymi zawodowymi wyścigami?
- Tour de France budzi największe emocje, ale to Giro jest najtrudniejszy z wszystkich. Ma najcięższą trasę, najdłuższe etapy, nie ma praktycznie czasu na regenerację sił i trzeba przyjechać maksymalnie przygotowanym. Podszedłem do niego z marszu i czułem to od pierwszego etapu. Myślę jednak, że nie zawiodłem drużyny. W tym roku mam przed sobą jeszcze Vuelta Espania, a na Giro chciałbym wrócić w kolejnych latach.
- Najtrudniejszy etap miał przewyższenie 6500 metrów, spędziłeś wtedy osiem godzin na rowerze. To była dla ciebie nowość?
- Nie tylko dla mnie. Dla wszystkich kolarzy, bo takiego etapu jeszcze nigdy nie było. Rozmawiałem ze starszymi zawodnikami i nikt nie pamiętał trudniejszego wyzwania. Wiele mówi się, że kolarstwo ma być bardziej nowoczesne, ale tak naprawdę idzie w inną stronę. Wszyscy chcą przygotować trudne trasy, żeby było widać cierpienie kolarzy. Kibice to doceniają i potrafią oklaskiwać nawet ostatniego kolarza na mecie.

- Kibicom to się podoba, w tegorocznym Giro zginął Belg Wouter Weylandt , a wielu kolarzy otwarcie zaprotestowało przeciwko takim ryzykownym trasom.
- Zgadzam się z tym, pogoń za skalą trudności posuwa się za daleko. Problem polega na tym, że zawodnicy nie mają na nic wpływu. Zostaliśmy sprowadzeni do najniższej roli w tym widowisku. Nie mamy wpływu na trasy, sprzęt, zabroniono nam nawet używania radia. Nie może do takiej dyskusji dochodzić wyłącznie po tragicznych wypadkach, które przecież zdarzają się w każdym sporcie.

- Jak udaje się utrzymać siły i formę przez trzy tygodnie nieudanego pedałowania?
- To trudno nawet wyjaśnić przeciętnemu człowiekowi. Można to porównać chyba jedynie z wielką imprezą i potężnym kacem następnego dnia. Tak budzimy się w trakcie wielkiego touru codziennie. Pobudka kojarzy się z bólem wszystkich mięśni, trudno nawet wstać, dopiero po rozruszaniu mięśni można wsiąść na rower. Nie chciałbym wracać do medycyny, ale zabroniono nam już niemal wszystkiego, więc grupy zawodowe wracają do źródeł: witamin, kawy, napojów energetycznych, jak najwięcej węglowodanów, warzyw i przede wszystkim snu.

- Stosujecie specjalną dietę w trakcie takiego wyścigu?
- Większość grup ma własnych kucharzy. Przy dziewięciu zawodnikach najczęściej pracuje ponad dwadzieścia innych osób. Podstawą jest woda. W czasie najdłuższych etapów każdy kolarz wypija 8-10 litrów. Za metą po prostu rzucamy się na jedzenie, czasami to wygląda naprawdę strasznie. Znam zawodnika, który zatrzymał się dwa kilometry przed metą, zjadł kawał mięsa z grilla z kibicami i dopiero ruszył dalej. Po takim dniu apetyt i zapotrzebowanie na kalorie są tak ogromne, że czasami po prostu nie można ich opanować.

- Zbyt trudne trasy w górach to nie jedyny problem zawodowego kolarstwa. Cały czas wisi nad peletonem widmo dopingu.
- To bardzo odbiera motywację. Ciężko pracujesz, trenujesz latami, ktoś z tobą wygrywa, a potem okazuje się, że korzystał z niedozwolonego wspomagania. Walczysz, zbliżasz się do zwycięstwa, ale w ostatniej chwili jesteś z niego okradany. W takich chwilach odechciewa się ścigania. Na szczęście jest tego coraz mniej. O dopingu w kolarstwie jest głośno bo, najbardziej się z nim walczy. Każdy zawodnik codziennie musi logować się do systemu i meldować, gdzie jest. Nie jestem czołowym kolarzem świata, a w tym roku kontrolowano mnie prawie dziesięć razy, zdarzyło się, że wcześnie rano tuż po ślubie. To momentami nieludzkie traktowanie, ale musimy płacić za błędy naszych poprzedników. Godzimy się z tym, bo jesteśmy w tej dziedzinie pionierami i to jedyna droga do oczyszczenia kolarstwa.

- Wątpliwości budzą także dawne zwycięstwa Armstronga czy Contadora. Kibice nie patrzą na was trochę jak na potencjalnych oszustów?
- We Włoszech, Francji czy Hiszpanii nie odczuwamy tego. To bardziej media kreują taką atmosferę, chociażby w Niemczech czy także w Polsce. Największe gazety o kolarstwie najczęściej informują w przypadku wpadek dopingowych. Trudno, trzeba powoli i konsekwentnie odbudowywać renomę kolarstwa. Dlatego szkoda, że tak długo ciągną się wątpliwości związane z Contadorem, ta sprawa powinna być wyjaśniona natychmiast i stanowczo.

- Trudniej walczyć o zwycięstwo w wyścigu czy pomagać liderowi swojej grupy?
- Trzeba znaleźć swoje miejsce, wiedzieć, kiedy należy pomagać liderowi, a kiedy można samemu poszaleć. Nieźle czuję się w górach, nieźle na płaskim finiszu, więc zajęcia mi nie brakuje. Myślę, że jestem doceniany w swojej grupie.

- Jakie masz najbliższe cele?
- W tym sezonie chciałem wygrać mistrzostwa Polski oraz przynajmniej jeden etap Tour de Pologne. W Złotoryi na podium nie udało się stanąć, więc został jeszcze drugi cel. Są jeszcze mistrzostwa świata w Kopenhadze, droga na Igrzyska Olimpijskie. Ale to już bardziej marzenia niż plany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska