Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieczysław F. Rakowski nie żyje

wiki, (my)
Mieczysław Franciszek Rakowski próbował prowadzić dialog z opozycją. Po 1989 roku wydał swoje "Dzienniki"
Mieczysław Franciszek Rakowski próbował prowadzić dialog z opozycją. Po 1989 roku wydał swoje "Dzienniki" fot. Internet
W wieku 81 lat zmarł ostatni I sekretarz i premier PZPR, redaktor naczelny "Polityki" (1958-1982). Przeczytaj Fragmenty "Dzienników".

Rakowski był ostatnim premierem PRL, redaktorem naczelnym "Polityki" (1958 - 1982) oraz ostatnim I sekretarzem PZPR. To on powiedział "sztandar wyprowadzić" podczas ostatniego zjazdu partii.

Mieczysław Franciszek Rakowski próbował prowadzić dialog z opozycją. Po 1989 roku wydał swoje "Dzienniki", pisywał do prasy ("Trybuna", "Dziś", "Gazeta Wyborcza") i przez kilka lat miał swój program w telewizji. Zapisał się także do SdRP.

Z "Dzienników" Mieczysława Rakowskiego

Jakim człowiekiem był ostatni premier peerelu i ostatni wódz PZPR? Część prawdy odsłaniają jego dzienniki. Poniżej kilka wybranych fragmentów.

"11 grudnia (1981)

Dziś rano udałem się na Kongres Kultury Polskiej. Imprezę zorganizował Komitet Porozumiewawczy Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych. Podtekst opozycyjny jest wyraźny. Na otwarciu obecny był także Kubiak i Tejchma. Siedliśmy w drugim rzędzie. Był także biskup Miziołek [Władysław] z Warszawy. Księża są teraz wszędzie. Powitano nas bezosobowo. Przed wejściem na salę rozmawiałem z prof. Szaniawskim [Klemens]. "Jest pan przygnębiony" - powiedział. "Tak - odpowiedziałem - ponieważ mam takie przeczucie, że kończy się nasza wspaniała odnowa".

Po powrocie do URM, sekretarka powiedziała mi, że oczekuje mnie Generał. Natychmiast poszedłem do jego gabinetu. Był tam Olszowski. "Czekaliśmy na towarzysza premiera" - powiedział. Rozpoczęło się posiedzenie. WJ oświadczył: "Zbliżamy się do dnia X. Sytuacja polityczna w kraju rozwija się w niebezpiecznym kierunku. Zbliżamy się nieubłaganie do ostatecznego rozstrzygnięcia". Wymienia przykłady agresywności "S": usuwanie partii z zakładów pracy, tworzenie bojówek, wyraźne dążenie do przejęcia władzy i zapowiedź masowego mityngu 17 grudnia, co grozi wielkim, nieszczęściem. Mamy za mało czasu również dlatego, że topnieją nasze szeregi. Znajdujemy się w roli boksera zapędzonego do narożnika. Jedynym wyjściem jest uprzedzenie działań "S".

Dalsza część, to już konkretne wskazówki, podział zadań: zajęcie obiektów TV i PR; jakie gazety utrzymać, a jakie połączyć, które czasowo zawiesić, a których zakazać; powołanie pełnomocników KC ds. propagandy (w województwach); program PRiTV, program radiowy na zagranicę; zabezpieczenie komórek poligraficznych w zakładach; zablokowanie poligrafii "S"; funkcjonowanie PAP i CAF; reorientacja cenzury; praca z korespondentami zagranicznymi, stworzenie serwisu na KK i KS; zespół ds. "czarnej propagandy"; brygady agitatorów; wykorzystanie wojskowych rozgłośni; sprawa działalności kulturalnej, rozrywkowej; komunikaty o poszczególnych postanowieniach stanu wojennego. Kierunek propagandy - stan "W" po to, by nie dopuścić do konfrontacji; "S" odrzuciła porozumienie, a my działamy w imię porozumienia; chcemy wyeliminować siły, które są przeciwne porozumieniu; demokracja może się rozwijać w warunkach spokoju, ustabilizowanej władzy, ładu i gospodarki; demokracja to nie stan wymuszony, lecz docelowy. Mocno akcentować kwestię międzynarodowej pozycji PRL; "S" - nowi prominenci; problemy gospodarki; bezprecedensowy przypadek, że walkę o władzę toczy się na trupie gospodarki - do władzy poprzez niszczenie bytu narodowego; atakować KPN - organizacja o obliczu faszystowskim."
(...)
"Stan wojenny musi spowodować wielki szok. Nie ma powrotu do okresu sprzed sierpnia 1980 i metod wówczas stosowanych.

Zatem nadchodzi chwila, o której kilka razy w ostatnich kilku miesiącach rozmawiałem z Wojciechem. Uważałem, i nadal uważam, że nie ma już innego wyjścia. Bierne przypatrywanie się wydarzeniom, musiałoby doprowadzić do wojny domowej, a w konsekwencji do interwencji radzieckiej. Godzina "W" została wyznaczona na sobotę, a ściślej - na noc z soboty na niedzielę".

12 grudnia (1981)

12 grudnia

"O 12.30 spotkałem się z gen. Janiszewskim, który sygnalizuje jakieś kłopoty na linii radzieckiej. Według niego, radzieccy oświadczyli, że od wielu miesięcy ostrzegali, a teraz będą się po prostu przypatrywać. Kilkanaście minut później wysłałem, bardzo osobisty, list do Generała. Pisałem w nastroju przygnębienia i strachu przed skutkami tego, co nieuchronnie nadchodzi:

"Rozwój sytuacji politycznej i gospodarczej w Polsce w ostatnich kilkunastu dniach wszedł w nową, krytyczną i bardzo niebezpieczną fazę. Praktycznie rzecz biorąc, istnieją następujące wyjścia z sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Pierwsze, to kontynuacja obecnej linii, czyli milczące przyzwolenie na stopniowe (i skuteczne) osłabianie władzy. Kontynuowanie obecnej linii musi w efekcie prędzej czy później przynieść kompletny rozkład władzy, manifestacje uliczne, samosądy, terroryzm itd. Kontynuowanie tej linii może doprowadzić do krwawych zdarzeń na ulicach miast, a w efekcie do interwencji zewnętrznej. Drugie wyjście polega na poddaniu się, na podniesieniu rąk. Jest to wyjście (wprawdzie teoretyczne), które spowodowałoby natychmiastową interwencję. Trzecie polega na przejęciu inicjatywy przez Grupę Ocalenia Narodowego. Istotą tej inicjatywy jest przejęcie pełnej władzy przez Ludowe Wojsko Polskie. Obiektywnie oceniając istniejącą sytuację, należy stwierdzić, że jest to jedyne wyjście, jakie nam jeszcze pozostało.

Bierzesz (bierzemy) na siebie straszliwe brzemię odpowiedzialności za los 36 milionów żywych ludzi.

Rozważ to dobrze. To nie jest jedna z tych trudnych, lecz w końcu tuzinkowych decyzji, jakie codziennie podejmujemy. To jest wybór na śmierć i życie. Czy masz (mamy) zupełną pewność, że warto ryzykować wszystko, dosłownie wszystko? Czy przy swojej wrażliwości (także mojej) na napaści i ataki, masz w sobie dość siły, aby znieść tę kampanię plucia, nienawiści i pogardy, jaka na Ciebie (na nas) może spaść? Czy nie lepiej - póki nie jest za późno - podać się do dymisji? Może jest to wyjście? Nie chcę Cię odwodzić od tej dramatycznej decyzji - mam na myśli operację «Z» - bo może historia przypisała Ci ten sam polski wybór, jakiego w swoim czasie musiał dokonać Wielopolski i Piłsudski, ale chodzi mi jedynie o to, żebyś pamiętał, że masz już swą młodość daleko za sobą (podobnie jak ja), że jesteś przede wszystkim człowiekiem, który ma tylko jedno życie, a dopiero później jesteś żołnierzem i politykiem. Nawet przy najsprawniejszym przeprowadzeniu Operacji, możesz stać się na wiele lat przedmiotem oszalałej, polskiej nienawiści, a nie można wykluczyć zamachu terrorystycznego".

O godzinie 13 spotkałem się z organizacją partyjną w Ministerstwie Rolnictwa. Nic oczywiście nie powiedziałem o zbliżającej się godzinie "W", ale moje wystąpienie przeraziło ludzi, ponieważ nie potrafiłem ukryć skrajnego pesymizmu.

O 16 sztab propagandowy w KC. Dwóch współprzewodniczących - Stefan Olszowski i ja. Na sali stare, wysłużone gęby jego wiernych giermków. Jest tu Kosicki, Majka [Jerzy], Namiotkiewicz itd. Omawiamy działanie środków przekazu po wprowadzeniu stanu wojennego. Po 17 u siebie w gabinecie z czarnymi myślami. Wiem, że coś się kończy w życiu naszego narodu, a także w moim. O 18 przeszedł do mnie Ciosek, z którym omawiamy plany na przyszły tydzień. Ciosek o niczym nie wie, a ja nie mogę mu nic powiedzieć.

Wieczorem poszliśmy do Borowiczów ma pożegnalne przyjęcie (Jurek, brat Marcina, jest lekarzem i wyjeżdża na kontrakt do Libii). Było sporo osób, m.in. Falkowska, Osmańczyk, Toeplitzowie, Podemscy i jeszcze kilkoro. Wszyscy wesoło się bawili, rozmawiano o różnych błahych i ważnych sprawach, a ja wiedziałem, że są to ostatnie godziny spokoju, że za parę godzin otworzy się nowy rozdział w historii Polski. O 23 pożegnałem się z gospodarzami, zostawiłem Elkę i pojechałem do URM-u. Wojciech pracował jeszcze nad swoim przemówieniem. Nadeszła północ. Podniosłem słuchawkę telefonu. Głuchy. Była to godzina, o której wyłączono w całym kraju sieć telefoniczną. W tym samym czasie rozpoczęto internowanie działaczy "S" i innych. Po północy zaczęły spływać pierwsze meldunki z przebiegu akcji. Paniczna sytuacja w Gdańsku, ponieważ Komisja Krajowa obradowała w stoczni i jej obrady przeciągały się. Zakończyły się kilka minut po północy. MSW zaczęło "zdejmować" członków KK.

O pierwszej w nocy przywieziono członków Rady Państwa do jej siedziby. Gen. Tuczapski przedstawił im do zatwierdzenia dekret o wprowadzeniu stanu wojennego. Przeciwko głosował tylko Reiff, który w ostatnich miesiącach wprost szalał. Janek Szczepański stwierdził, że nie mając możności dokładnego zapoznania się z projektami dekretów, nie wypowiada się za nimi, lecz nie zgłasza także sprzeciwu i wstrzymał się od głosu. Kazik B., Kuberski oraz jakiś generał mieli udać się do Glempa o 3 w nocy, by powiadomić go o wprowadzeniu stanu wojennego. Nie mogli jednak przedostać się do jego pałacu. Udało im się to dopiero o 5 nad ranem. Nad ranem też okazało się, że są kłopoty ze sprowadzeniem do Warszawy Wałęsy, który spał w swoim mieszkaniu. Skierowano do niego Kołodziejskiego i Fiszbacha. Wałęsa odmówił pójścia z nimi. W związku z tym jeszcze raz zadzwoniłem do Fiszbacha i poleciłem, żeby ponownie złożyli mu wizytę Tym razem dał się namówić i nad ranem został przewieziony samolotem do Warszawy i umieszczony w willi MSW w Chylicach.

O 5 zadzwoniłem do Cioska i ściągnąłem go do URM-u. O tej samej godzinie wojewodowie otrzymali koperty, w których zawarte były instrukcje, co powinni robić w związku z wprowadzeniem stanu wojennego. O godzinie 6 Wojciech wygłosił swoje przemówienie. Proklamował powstanie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i wprowadzenie stanu wojennego. O 9 pojechałem do domu, by opowiedzieć Elce, co się stało. Była porażona i przerażona tym, co usłyszała. Nie bardzo wiedziałem, jak ją uspokoić. Z ciężkim sercem zostawiłem ją i wróciłem do URM-u. Ciosek poinformował, że przywitał Wałęsę na lotnisku i odbył z nim pierwszą rozmowę.

To już 13 grudnia. Wieczorem, o 20.30 odbyło się posiedzenie Rady Ministrów. Sprawozdanie o sytuacji w kraju złożył gen. Zaczkowski, szef MO. Wraz z internowaniem działaczy "S" internowani zostali nasi "prominenci" - Gierek, Jaroszewicz, Wrzaszczyk, Łukaszewicz i inni. Była to koncepcja WJ, który kilka razy w rozmowie ze mną mówił, że w przypadku SW trzeba także internować naszych byłych przywódców. Chodziło po prostu o to, by sprawiedliwość była rozłożona równomiernie".

14 grudnia (1981)

14 grudnia

"Rano posiedzenie z udziałem Jaruzelskiego. Olszowskiego, Siwickiego, Obodowskiego, Barcikowskiego, Janiszewskiego, Milewskiego, Kiszczaka i moim. Kiszczak złożył sprawozdanie o sytuacji w kraju. Istnieje kilka groźnych ognisk. Strajkuje 14 kopalń, Huta Katowice, FSM, Huta Baildon, Huta Lenina. Internowano 3437 osób, w tym 90 korowców, 77 członków KK "S". Tam, gdzie udało się zatrzymać kierownictwa poszczególnych ogniw "S", panuje spokój. MSW ocenia, że ogólnie sytuacja jest lepsza od oczekiwanej. Kler i inteligencja są w szoku. Jaruzelski zapytał Olszowskiego, jak przebiegała telekonferencja z I sekretarzami KW. SO referuje i z udawaną troską mówi: "Niestety, nie odezwał się Gdańsk, a w Krakowie nie dostrzegłem działania". Już widać, jak zaczyna ryć pod Fiszbachem i Dąbrową. Podsumowanie WJ: do tej pory nie popełniliśmy ciężkich błędów; nie zapominać, że jeszcze nikt nie zdobył naszego narodu siłą. Ostrzega przed odwetem według zasady: "mnie kopano, to teraz ja będę kopać".

Dowiedziałem się, że dziennikarz Jerzy Zieliński (według mnie ekstrema "S") popełnił samobójstwo. Był w szpitalu (skłonności schizofreniczne) i gdy ktoś żartem powiedział, że Rosjanie wkroczyli do Warszawy, wyskoczył z okna. Pamiętam go z pogrzebu Jurka Wójcika. W swojej mowie pogrzebowej powiedział, że Jurka zabiła władza. Było to oczywiste kłamstwo.

Spasowski [Romuald], nasz ambasador w USA, protestując przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego zerwał z PRL. Wybrał wolność, jak zwykło się mówić. Pierwszy sukces administracji Reagana. Teraz przemagluje go CIA, a potem pójdzie w zapomnienie. Spotykałem się z nim przy różnych okazjach także w Stanach. Uchodził za zręcznego dyplomatę. Mój stosunek do niego był raczej obojętny. Jego ucieczkę przyjąłem bez ekscytacji. Mam wiele innych spraw na głowie, by przejmować się Romkiem. Pies go trącał. Dopiero teraz dowiedziałem się, że w 1945 roku podobnie jak ja, w tym samym czasie i w tym samym batalionie był podchorążym w Szkole Oficerów Polityczno-Wychowawczych w Łodzi".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska