O ile dokarmianie zwierzyny w czasie silnych mrozów nie dziwi, to w pozostałych porach roku jest to zupełnie niepotrzebne. Zwłaszcza, gdy robimy to w centrum miasta, na osiedlach mieszkaniowych. A tak się dzieje m.in. w Śródmieściu i na Zazamczu. Ostatnio odebraliśmy kilka telefonów od mieszkańców bloków
uskarżających się na sąsiadów
którzy postanowili dożywiać dzikie kaczki i gołębie. Twierdzą oni, że przez to na trawnikach i chodnikach jest brudno, a parapety i balkony są zanieczyszczone ptasimi odchodami.
- Moi sąsiedzi bloku przy ulicy Olszowej wyrzucają pokarm dla ptaków wprost na trawnik - mówi Czytelniczka. - Latem smród jest nie do opisania, bo resztki jedzenia rozkładają się.__Interweniowaliśmy w tej sprawie w spółdzielni mieszkaniowej, ale efektu nie widać.
Co spółdzielnia zrobiła w tej sprawie?
Mirosław Urbański, prezes Zarządu Włocławskiej Spółdzielni Mieszkaniowej był wczoraj na urlopie. Dyrektor Waldemar Sękalski powiedział nam, że nie jest upoważniony do kontaktowania się z dziennikarzami.
Czy dokarmianie służy ptactwu? Jak twierdzi Grzegorz Wiśniewski, łowczy okręgowy w środowisku miejskich nie jest to absolutnie wskazane. - Przez to psuje się przyrodę, doprowadza do degeneracji gatunku - podkreśla. Nie dotyczy to tylko dzikiego ptactwa, ale także gatunków chronionych. Na przykład
dokarmianie łabędzi powoduje
że część z nich nie odlatuje na zimę do ciepłych krajów. Te słabsze ptaki zostają, po czym zadomowiają się tak, że wiosną nie wpuszczają na tereny lęgowe łabędzi, które wracają z dalekiej podróży.
Wyrzucanie resztek jedzenia powoduje też, że coraz częściej do miejskich aglomeracji podchodzą dzikie zwierzęta, na przykład dziki. Na pytanie: dokarmiać w mieście ptactwo czy nie, odpowiedź brzmi: "nie". I to nie tylko ze względów sanitarnych.