
- Współczuję rodzinie, tej najbliższej i wszystkim gdańszczanom, którzy dla pana panie prezydencie byli jak rodzina. Płaczę z pana żoną i córeczkami, które już nigdy nie przytulą się do taty - usłyszeliśmy od Zuzanny Lewickiej-Burek, organizatorki pożegnania.

- Pana śmierć potwierdza, że słowa mogą zabijać. Mowa nienawiści budzi złość i agresję, agresja rodzi przemoc, a przemoc niesie śmierć. Zostanie pan na zawsze w naszej pamięci. Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.

Większość osób, które przyszły jednak milczała, słuchała. Zapalano świeczki, które ułożono w kształt serca.

- To może pogodna sobota, ale bardzo zimna. Wiele osób przychodziło, zapalało świeczkę i odchodziło. W ich miejsce przychodzili następni. Mam wrażenie, że często przypadkowo,. Byli akurat w pobliżu rynku, zobaczyli, co się dzieje, kupowali w kiosku znicz i zapalali. Jeden pan uklęknął nawet i się pomodlił - opowiada Lewicka-Burek, która ma miejscu była przez ponad dwie godziny.