W proceder nadużyć paliwowych, oszustw podatkowych i wyłudzeń kredytów zamieszane są setki spółek i ludzi. Kontrole prowadzą prawie wszystkie urzędy kontroli skarbowej. Zmobilizowano także tajne służby operacyjne funkcjonujące w resorcie finansów. W Ministerstwie Finansów powstał tajny raport o tej sprawie. W całym kraju toczy się kilkanaście śledztw.
Ściganie jest jednak nieskoordynowane.
- Zatrzymujemy czwarty i trzeci garnitur ludzi zamieszanych w sprawę. Drugi widzimy i szukamy na niego dowodów. Pierwszy jest nam nieznany i nie wiemy, czy kiedykolwiek uda się go ustalić - tak obrazowo opowiada "Rzeczpospolitej" o efektach walki z mafią paliwową oficer CBŚ.
Przełomem może okazać się śledztwo krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, gdzie zdobyto dowody, że przedstawiciele firm paliwowych z całej Polski znali się i kontaktowali, tworząc ogólnopolską zorganizowaną strukturę.
Krakowska prokuratura, podobnie jak wcześniej szczecińska, ustaliła, że wszystkie tropy prowadzą do szczecińskiej spółki BGM importującej paliwa i firmy spedycyjnej Trans Sad, należącej do tych samych wspólników. Na najbliższe tygodnie zaplanowano serię zatrzymań ludzi zamieszanych w działalność mafii paliwowej.
Przełom?
Według krakowskiej prokuratury "Paliwowi bossowie" spotykali się na tajnych naradach w pałacach, rezydencjach i ośrodkach wypoczynkowych. Podczas spotkań planowano wspólne przedsięwzięcia, dzielono rynek, pomagano sobie w dojściach do banków, gdzie wyłudzano kredyty, i do urzędników. Narady ochraniali współpracujący z nimi gangsterzy.
- Mamy dowody na co najmniej trzy takie spotkania w 1998 r. w pałacu pod Płockiem należącym do firmy Rajnex - powiedziała "Rz" osoba znająca śledztwo.
Według krakowskich prokuratorów jest to kolejny dowód, że grupy paliwowe z różnych stron kraju tworzyły zorganizowaną i hierarchiczną strukturę.
- Będą stawiane zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą - potwierdzają nieoficjalnie prokuratorzy.
Śledztwo Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie prowadzone jest w sprawie prania brudnych pieniędzy przez spółki paliwowe. Objęło sieć firm znanych już z przestępstw paliwowych, ale dotyczy ich najnowszej działalności z lat 2000 i 2001.
Nie jestem szefem mafii
Założyciel BGM i Trans Sadu Arkadiusz Grochulski odrzuca zarzuty:
- Nie jestem żadnym szefem mafii paliwowej - powiedział "Rz". Uważa, że prokuratorzy i dziennikarze zazdroszczą mu bogactwa i nie zdziwiłby się, gdyby został aresztowany. Arkadiusz Grochulski, z zawodu marynarz, pływał na statkach zagranicznych. Wrócił do kraju w 1991 r. Przez pół roku prowadził firmę hydrauliczną. Potem zainwestował pieniądze w firmę spedycyjną Trans Sad. Jego wspólnikiem został Zdzisław Marszałek, wcześniej pracownik PKP z kontaktami na kolei. Grochulski pierwszy milion zarobił po pięciu latach. W 1998 roku założył firmę paliwową BGM. Trzecim wspólnikiem został wtedy Jan Bobrek, obecnie także prezes BGM (nazwa utworzona od nazwisk założycieli - Bobrek, Grochulski, Marszałek).
Z Grochulskim spotykamy się w wyremontowanej siedzibie Pomeranii, jednej z dwóch firm kupionych przez niego w Szczecinie po sprywatyzowaniu.
Prokuratura już postawiła mu zarzuty wyłudzenia 3 mln zł podatku VAT na transakcjach paliwowych. Grochulski odrzuca je i twierdzi, że jest jednym z największych podatników i nie naraził ani nie ograbił skarbu państwa.
- Nigdy nie sprzedawaliście oleju napędowego sprowadzonego jako opałowy? - pytamy Grochulskiego.
- Nie. Zresztą UKS siedzi w firmie od początku, to jak mogłyby się tam dziać takie rzeczy - odpowiada biznesmen.
Tymczasem, według najnowszych ustaleń UKS, BGM importowała olej napędowy m.in. ze spółek z Irlandii przez Litwę, a z dokumentów wynikało, że jest to olej opałowy (z niższą akcyzą).
- Ten olej trafiał potem do stacji Orlenu, który nie wpuściłby do swoich stacji oleju opałowego. To dowód, że od początku obracano olejem napędowym - mówi osoba znająca śledztwo. Przewozem cystern zajmował się Trans Sad. Porównano drogi paliwa i dokumentacji. Znaleziono co najmniej 9 faktur potwierdzających, że BGM sprzedała olej sprowadzony jako opałowy z fałszywą dokumentacją napędowego.
BGM na szczycie piramidy
Większość importowanego oleju i komponentów w spółkach zamieszanych w przestępstwa paliwowe pochodziła z firmy BGM. Według CBŚ część nadużyć dokonywana była z wiedzą i przy współudziale tej spółki, która stoi na szczycie struktury.
- To wymysł CBŚ. Nie znam większości odbiorców paliw z BGM - zapewnia Grochulski. - Jeżeli BGM zdobyła sobie na rynku pozycję jednego z największych importerów i do prawie 70-80 proc. hurtowników dostarcza paliwo, to siłą rzeczy występuje w ich dokumentach. Także w tych wszystkich firmach, do których dociera CBŚ, ale to nie znaczy, że jesteśmy w coś zamieszani. Czy my mamy kontrolować, co odbiorcy robią z paliwem kupionym od nas?
Innego zdania jest prokuratura, która dysponuje zeznaniami świadków opowiadających o spotkaniach Grochulskiego z kontrahentami i nawet instruowaniu ich przez niego.
Grochulski pytany o szczegóły odpowiada:
- Nie znam się na paliwach. Zajmuje się tym prezes Bobrek.
Jan Bobrek jest obecnie prezesem BGM. Z zeznań świadków wynika, że utrzymywał bliskie kontakty z firmami, którym dostarczał paliwo, w tym spółkami na podstawione osoby, które tworzyły fałszywe faktury.
Bobrek nie zgadza się na rozmowę telefoniczną. Podczas spotkania w siedzibie BGM przy ul. Kurzej Stopki w Szczecinie przyjmuje dziennikarza "Rz" w towarzystwie dwóch dyrektorów i prawnika. Bagatelizuje transakcje z firmami ERZET i Wrostar, zamieszanymi w oszukańcze procedery. - Mamy kilkuset klientów. Ustalanie, co dalej robią z olejem, który od nas kupują, to nie jest już nasze zadanie - podkreśla. Potwierdza jednak znajomość z Bogusławem Weimannem, twórcą m.in. takich spółek krzaków jak Wrocpol i Urban (zarejestrowane na podstawione osoby). - Nie wiedzieliśmy, że fałszował dokumenty - zaznacza. Mówi jednak, że wciąż z nim handlują, sprzedając paliwo spółce Vega.
Kłótnia wspólników
W kraju toczy się kilkanaście postępowań dotyczących nadużyć paliwowych. W bardzo wielu z nich powtarzają się te same nazwiska i nazwy spółek. Kilka głośnych śledztw, które doprowadziły do ustalenia mechanizmów przemytu i podrabiania (tzw. mieszania) paliw, a także wyłudzeń VAT i akcyzy oraz kredytów bankowych, rozpoczęło się od konfliktu między wspólnikami firmy Dansztof z Bogatyni (woj. dolnośląskie).
- Wjeżdżaliśmy na teren firmy. Wtedy rozpędziłam samochód i uderzyłam w ścianę budynku. Ocknęłam się w szpitalu. Otworzyła się poduszka, dzięki temu przeżyłam. Miałam dość, chciałam popełnić samobójstwo - opowiada Danuta Bryś (obecnie nosi inne nazwisko - przyp. red.), była współwłaścicielka tej spółki.
Danuta Bryś po śmierci męża, z którym prowadziła stację benzynową w Sieniawce, prywatnie i zawodowo związała się z Krzysztofem Chomą, magazynierem w Kopalni Węgla Brunatnego "Turów". W 1996 r. założyła Dansztof.
- Zaufałam mu, dałam połowę udziałów i pełnomocnictwo do samodzielnego reprezentowania spółki - opowiada cicho Danuta Bryś.
W krótkim czasie Choma zdominował swoją wspólniczkę. Firma zaczęła handlować paliwem w dużych ilościach, dokupiła kolejne stacje benzynowe. Nawiązała też kontakty z kolejnymi kontrahentami, wśród których były BGM ze Szczecina - jako importer, i wiele spółek, z których niektóre służyły jako dostawcy fałszywych faktur do oszukańczych łańcuchów. Danuta Bryś bezkrytycznie brała udział w tych przedsięwzięciach. Kiedy Choma związał się z inną kobietą, a kontrola UKS z Jeleniej Góry wykazała nadużycia w firmie, między wspólnikami zaczęło dochodzić do coraz poważniejszych konfliktów. Oboje zaczęli też na siebie składać doniesienia na policję i do prokuratury. Choma został m.in. oskarżony o groźby karalne wobec Danuty Bryś. Jedna z nich, że stanie się krzywda jej dzieciom, doprowadziła kobietę w czerwcu 1999 r. do opisanej próby samobójczej.
Tajne narady
Danutę Bryś wsparł Andrzej Czyżewski. Jest byłym prokuratorem, teraz ma niemieckie obywatelstwo i doradza niemieckim firmom DEA i VEBA, udziałowcom rafinerii paliwowej Schwedt. W 1999 r. został mniejszościowym udziałowcem Dansztofu. W czerwcu 2000 r. Czyżewski i Bryś złożyli zawiadomienia o przestępstwach paliwowych i finansowych popełnianych przez spółkę Dansztof i jej kontrahentów. - Po zawiadomieniu prokuratury byliśmy straszeni. Zabudowania pani Bryś obrzucono koktajlami Mołotowa, spłonęła stodoła - mówili "Rzeczpospolitej" jesienią 2000 roku. Od tego czasu byli przez różne prokuratury wielokrotnie przesłuchiwani. Ostatecznie połączono śledztwa z ich doniesienia i przeciwko nim, a prokuratura w Zielonej Górze zamierza przedstawić także im zarzuty.
- Do Dansztofu wprowadzano paliwo poza ewidencją. Prowadzono podwójną księgowość - opowiada Danuta Bryś.
Tym razem spotkamy się w Wierzchowni koło Brodnicy. Mieści się tu ukryty w lasach ośrodek wypoczynkowy, należący niegdyś do spółki Dansztof. Jest to jedno z miejsc, gdzie - podobnie jak pod Płockiem - w tajemnicy spotykali się paliwowi bossowie. Latem 2000 r. na zaproszenie Krzysztofa Chomy, ówczesnego wspólnika Danuty Bryś, był tam m.in. Stefan Żelazek (z firmy Unipol, podejrzany o wyłudzenia kredytów), Zbigniew Lesiak ze spółki ERZET (w której fałszowano dokumentację), a także właściciele spółek z Krakowa, Opola i Warszawy. Omawiano między innymi sprawy związane z wyłudzeniami kredytów. W spotkaniu uczestniczyła m.in. Emilia L., załatwiająca kredyty bankowe w imieniu Ogólnopolskiego Towarzystwa Finansowego.
Impreza była zakrapiana, a teren obstawiony przez ochroniarzy.
- Jan Bobrek wiedział, że w Dansztofie powstaje podwójna dokumentacja paliw, ponieważ rozmawiali o tym z moim wspólnikiem. W Bogatyni był dwukrotnie. Ostatni raz w 2000 roku, kiedy chciał, żeby stację benzynową w Sieniawce dać pod zabezpieczenie jego dostaw - opowiada Danuta Bryś.
Bobrek zaprzecza, jakoby wiedział o fałszowaniu dokumentów. - W Dansztofie byłem tylko raz, bo zalegał nam z płatnościami - twierdzi.
Według Danuty Bryś Bobrek był także w Wierzchowni w lipcu 2000 r.
- Nawet nie wiem, gdzie to jest - zapiera się prezes BGM.
Tymczasem jego udział w naradzie potwierdził w zeznaniach we wrocławskim CBŚ Stefan Żelazek. Prokuratura postawiła mu zarzuty wyłudzenia kredytów, m.in. z banków w Rybniku i Słubicach. Z zeznań Żelazka wynika, że instrukcji udzielali im m.in. przedstawiciel Colloseum.
Oszukańcze łańcuchy
W bardzo wielu śledztwach powtarzają się te same spółki. Na przykład w grudniu 1998 r. do Dansztofu sprowadzono duże ilości oleju opałowego importowanego przez BGM, jeszcze niebarwionego. W 1999 r. sprzedawany był jako napędowy. Potrzebnych dokumentów dostarczały firmy ERZET z Częstochowy i Urban z Wrocławia, występujące w nich jako rzekomi dostawcy oleju napędowego.
- Byłam świadkiem, jak w moim mieszkaniu Choma i jego wspólnik Bogusław Weimann w imieniu spółek Wrocpo, a potem Urban fałszowali dokumenty, stawiali pieczątki i podpisywali się za ich prezesów - opowiada Bryś. Obie spółki zostały zarejestrowane na podstawione osoby. Na nazwisko figuranta wystawiano faktury przez pół roku po jego śmierci.
Informacje potwierdza prokuratura. Te same spółki pojawiają się w śledztwach we Wrocławiu. Poznaniu, Opolu, Zielonej Górze.
Mechanizm przestępstw był podobny. Niemal wszystkie spółki były odbiorcami importowanych przez BGM komponentów podnoszących liczbę oktanów, np. mtbe lub toluenu. Zmieszane z benzyną surową sprzedawano jako pełnowartościowe paliwo (mechanizm ten szczegółowo opisała "Gazeta Wyborcza" w tekście "Alchemicy III RP", 12 kwietnia 2001 r.).
"Mieszanie" benzyny odbywało się czasem wprost w cysternach kolejowych na bocznicach lub w różnych bazach paliwowych, m.in. dawnych wojskowych i poradzieckich. Jedną z takich baz zlikwidowano w maju br. w Truskolasach pod Częstochową.
Majątek zniknął
Ryszard Rychlik, dyrektor Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej, powiedział "Rz", że do końca lipca wszystkie prokuratury mają nadesłać informacje na temat prowadzonych śledztw paliwowych.
- Będzie je analizował wyznaczony prokurator - wyjaśnia dyrektor Rychlik, odrzucając zarzuty o braku koordynacji. Większość prokuratorów i funkcjonariuszy CBŚ uważa jednak, że przepływ informacji między nimi jest zły - Śledztwa wędrowały po różnych prokuraturach, były dzielone i łączone, co opóźniało postępowania - mówi jeden z prokuratorów. Tych samych świadków wzywano po kolei do różnych województw. I policjanci, i prokuratorzy mają jednak najwięcej zastrzeżeń do służb finansowych. Chociaż straty spowodowane działalnością mafii paliwowej są równe jednej czwartej deficytu budżetowego państwa, ta afera to kolejny, po schnapsgate i masowych wyłudzeniach VAT, dowód słabości państwa.
- Szanse na odzyskanie zagarniętego majątku są niewielkie - przyznają służby finansowe.
Z podobnym problemem poradziły sobie Węgry, gdzie straty oszacowano na pół miliarda dolarów. Na czele koalicji walczącej z mafią paliwową stanął tam jeden z wiceministrów. W Polsce dotychczas niczego podobnego nie zrobiono.
Gangi paliwowe obracają ogromnymi pieniędzmi. Ich działalność byłaby niemożliwa, a w każdym razie znacznie utrudniona, gdyby nie sprzyjali im urzędnicy różnego szczebla, oczywiście nie bezinteresownie.
W teczce prezesa szczecińskiej spółki BGM znaleziono tajne policyjne materiały na temat gangów paliwowych. Czterech wysokich urzędników skarbowych z Częstochowy doradzało właścicielowi firmy Note, jak nie płacić podatków. To najbardziej drastyczne przykłady korupcyjnych związków. Niestety, nie odosobnione.
"Paliwowi bossowie" spotykali się na tajnych naradach w pałacach, rezydencjach i ośrodkach wypoczynkowych. Podczas spotkań planowano wspólne przedsięwzięcia, dzielono rynek, pomagano sobie w dojściach do banków, gdzie wyłudzano kredyty, i do urzędników. Narady ochraniali współpracujący z nimi gangsterzy.
