Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość między polskimi i rosyjskimi uprzedzeniami

rozmawiała Jolanta Zielazna [email protected]
Janusz L. Wiśniewski
Janusz L. Wiśniewski Andrzej Muszyński
Rozmowa z Januszem Wiśniewskim, chemikiem, fizykiem, informatykiem i pisarzem.

- Najnowszą książkę, "Miłość oraz inne dysonanse" napisał pan razem z Iradą Wownenko. Jak pan przyjął jej propozycję wspólnego napisania książki?
- Dobrze to pani określiła - przyjąłem pomysł. To było w 2009 roku, w Rosji. Byłem na jednym ze spotkań autorskich w przepięknym Sankt Petersburgu, w księgarni Dom Knigi na Newskim Prospekcie, najpiękniejszej moim zdaniem ulicy świata. Na spotkanie przyszła Irada Wownenko. Wyczekała, aż wszyscy dostali swoje autografy, po czym po prostu podeszła do mnie i bez owijana w bawełnę zapytała, czy napiszę z nią książkę? (śmiech).

- Miała na nią pomysł?
- Chciała napisać książkę, którą nazwałbym epistolografią, tzn. mieliśmy sobie pisać listy i relacjonować - ona Rosję, ja Polskę, albo świat. W pierwszej chwili to odrzuciłem. Pisanie jest procesem bardzo intymnym, to zamykanie się w swoim świecie, przekazywanie tego, co się myśli. I nagle ktoś może przyjść i zmieniać to, co myślę. Pisanie z kimś związane jest z pewnym kompromisem. Jednak przemyślałem sprawę i uznałem, że coś Rosji jestem winny. Bywam tam, nawet chciałem kiedyś napisać książkę o Rosji. Jednocześnie sprawdziłem, że ona pisze świetne bajki dla dzieci, że jest doktorem kulturoznawstwa, wicedyrektorem muzeum Soboru św. Izaaka, jest germanistką, kobietą niezwykle wykształconą i na dodatek piękną. Pomyślałem, że mogę się od niej dużo nauczyć. Ona świat rosyjski opowie swoimi oczami, ja popatrzę na Rosję swoimi. Ustaliłem, że ma to być powieść, nadałem tytuł, napisałem pierwszą część. Irada podjęła temat.

- Rosja widziana jej oczyma odpowiada pańskiemu wyobrażeniu o Rosji?
- Nieee. Na tym polega chyba urok projektu. Jako Polacy mamy swój stereotyp Rosji i próbuję go w książce troszeczkę zmienić. Irada Wownenko mało zna Polskę, więc na nasz kraj spoglądała trochę... niedokładnie.

- Pański obraz Rosji z wszystkich kontaktów, pobytów oraz ten, który przedstawiła Irada - nałożyły się czy były diametralnie różne?
- Ona niektórych rzeczy z mego pisania nie rozumiała i nie komentowała. Na przykład, mojego zdziwienia pewnymi paradoksami, tym, że Rosjanie są z jednej strony bardzo gościnni, z drugiej bardzo kapitalistyczni i egoistyczni. Zdziwienia, że ktoś o trzeciej w nocy wywozi śmieci przed największym, najlepszym hotelem i nie zwraca uwagi, że to może przeszkadzać. Chciałem natomiast pokazać, że Rosjanie to nie tylko ludzie, którzy piją i mają imperialne zamysły, ale też są bardzo wrażliwi, wykształceni, utalentowani.

- Czegoś się pan od Irady Wownenko o Rosji albo o Polsce nauczył?
- Nauczyłem się, że chłodni Rosjanie są wewnątrz bardzo ciepli, że to nieprawda, że piją za dużo wódki; to my więcej pijemy niż oni. Że jest to naród, który nie ma jakichkolwiek imperialnych zamiarów. Podkreślam - naród, nie politycy. Inna rzecz, że oni swoich polityków też nie lubią. (Śmiech)

- Oficjalnie czy w swoim gronie?
- W Rosji tak długo można opowiadać, że się nie lubi polityków, póki się nie podejmuje działań, by polityków zmienić. Nie spotkałem się, by ktoś przy mnie nie krytykował Putina. Bardzo często prowokowałem pytaniami, co sądzą o jakichś decyzjach. Mówili dokładnie to, co ja myślę. Natomiast podejrzewam, że gdyby chcieli założyć gazetę, która będzie publikowała to, co myślą, mogłoby to być niebezpieczne.

- Czy spojrzenie Irady na Polskę na coś panu zwróciło uwagę?
- Może nie widać tego w książce, ale ona zwróciła uwagę, że Polacy są butni, kłótliwi. Mają ciągle pretensje, poczucie wyższości, wydaje im się, że ich kultura jest kulturą śródziemnomorską, a wszystko na wschód od Bugu to bizantyjskie zacofanie. Takie przekonanie o Polakach wśród inteligencji rosyjskiej istnieje. Tłumaczyłem jej, że tak nie jest, że ulica inaczej spogląda na Rosję. Polacy wiedzą, że bez Rosji nie byłoby Dostojewskiego, Tołstoja, Puszkina, Gogola, Rachmaninowa i wielu, wielu innych, tworzących światową kulturę.

- Pisanie tej książki, spotkania i rozmowy zmieniły jej spojrzenie na Polaków?
- Nie wiem. Ona nie miała złego obrazu Polski, tylko żyła w pewnym stereotypie, że Polacy wywyższają się wobec Rosjan. Nie pojmuje, dlaczego podziwiamy Amerykanów, a nie Rosjan, mimo że Rosjanie są lepiej wykształceni.

- Trudno, żebyśmy zapomnieli...
- Ona doskonale zna historię, ale mi odpowiadała, że za sowiecki system nie jest odpowiedzialna. Tłumaczyłem jej, że to nie tylko Sowieci. Były trzy zabory, a 17 września 1939 roku Stalin wbił nam nóż w plecy. To wszystko przerobiliśmy, ale już nie jako ci, którzy są za to odpowiedzialni. Jako - powiedzmy - dzieci winowajców. Nie były to pretensje, tylko pewna analiza.

- Wątek katastrofy smoleńskiej trafił do powieści przypadkiem czy świadomie?
- Zaczęliśmy pisać w 2009 roku. Wydawało się nam, że jeśli piszemy książkę współczesną, która się dzieje teraz, padają daty, to będzie nieuczciwe, jeśli katastrofę pominiemy. Zdecydowaliśmy, że ona opisze, jak moskiewska ulica reagowała na tę tragedię, ja opiszę, jak krakowska, bo akurat główny bohater jest w tym czasie w Krakowie. Nie mieszając do tego polityki. Irada była poruszona tym, co się wydarzyło. Pamiętam jej telefon po tej tragedii, pamiętam ponad 600 e-maili od moich rosyjskich czytelników z kondolencjami. Pisali, że w Moskwie skończyły się biało-czerwone goździki, które kładzie się w każdym polskim miejscu.

- W książce pada zdanie "Ruscy zabili Polakom prezydenta".
- Pokazuję tę część polskiej opinii. Wielu ludzi wierzyło, że Rosjanie to zrobili. W książce z tym dyskutuję.

- Na spotkaniach w Rosji ten wątek interesuje czytelników?
- Jest poruszany, ale nie wywołuje emocji. Żadna z osób, z którymi się stykałem, nie wierzy w żaden zamach rosyjski. Mogą wierzyć w niedoskonałości tego lotniska. Bo znają nieporządek i bajzel panujący w różnych miejscach Rosji.

- A na spotkaniach w Polsce?
- Jako fizyk mogę mieć swoje przekonania, ale nie widziałem powodu, żeby się opowiadać po którejś stronie. Mam na to za mało informacji. Mieszkam w dwóch krajach: w Niemczech i w Polsce, patrzę na tę katastrofę również z punktu widzenia niemieckiego i z tego, co ludzie w Niemczech o tym wiedzieli.

- Spojrzenie z Niemiec miało wpływ na to, jak pan katastrofę smoleńską przedstawił w książce?
- Jest takie zdanie, że nie byłoby tematu Smoleńska, gdyby samolot rozbił się pod Monte Cassino. Piszę bardzo mocno i wyraźnie, że po tym, co przed laty wydarzyło się w niedalekim Katyniu, Polacy mają prawo różnie myśleć o tej katastrofie. Że jeśli przez tyle lat byli oszukiwani o Katyniu, to dlaczego nie mogliby być oszukiwani teraz? (Śmiech). Staram się dwie strony przedstawić, sprawiedliwie. Pokazać, dlaczego jest grupa Polaków, którzy mają prawo tak myśleć, dlaczego sąsiadka przychodzi i mówi: Ruscy zabili nam prezydenta.

- Pokochał pan Rosję, bo ona pokochała pana książki?
- Nie było żadnej specjalnej fascynacji Rosją. Nigdy nie byłem w Związku Radzieckim, nic mnie tam specjalnie nie ciągnęło. Zawsze uważałem, że będzie trwał wiecznie, więc zdążę. Przyznać się muszę, że mój ojciec raczej Rosjan nie kochał, ale Niemców też nie - był więźniem obozu koncentracyjnego. W 2005 roku wydano tam "S@motność w sieci", powieść stała się kultową książką. Zacząłem dostawać maile z Rosji i w 2007 mnie zaproszono. Jechałem z ciekawością. Zetknąłem się z nieprawdopodobnie miłymi, kulturalnymi ludźmi. Zobaczyłem niezwykłe miejsca w Petersburgu i w Moskwie, które oczarowały moje dwie córki. One jechały z poczuciem wyższości - tam na pewno jest Trzeci Świat, zacofanie, wróciły oczarowane. Młodsza, która w tym roku zrobiła magisterium, do Sankt Petersburga pojechała na jeden semestr wymiany międzynarodowej.

- Jak pana twórczość przyjmują Niemcy? Mieszka pan tam i pracuje od 25 lat.
- Nie znają moich książek. Wśród języków, na które są tłumaczone, nie ma niemieckiego. "S@motność w sieci" ukazała się nawet w Chinach, ale nie w Niemczech. Dla wielu ludzi jest to dziwne, ale zrobiłem wszystko, by w Niemczech moje książki się nie ukazały. Poprosiłem wydawnictwo, żeby moje książki nie były sprzedawane do Niemiec. Tam chcę być postrzegany jako autor programów komputerowych, naukowiec, a nie autor bestsellerów.

- Do dziś nie wiedzą, że pisze pan powieści?
- Przez osiem lat koledzy, z którymi pracuję na jednym piętrze, nie wiedzieli. Swego czasu kolega, który był w Polsce, zobaczył mnie tam w telewizji. Po powrocie do Frankfurtu zaczepił i spytał, dlaczego byłem w Polsce w telewizji? Wtedy mu powiedziałem, że piszę książki i prawdopodobnie poproszono mnie o wywiad. Jedni po pracy skaczą ze spadochronem, ja piszę książki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska