Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miriam Shaded: Muzułmanie-fundamentaliści, którzy dostali się do Europy, będą chcieli ją opanować

Dorota Kowalska
Miriam Shaded
Miriam Shaded Bartek Syta
O sytuacji panującej w Syrii, rządach Baszara al-Asada, sytuacji chrześcijan i niebezpieczeństwie, jakie niesie ze sobą fala uchodźców - mówi Miriam Shaded, prezes Fundacji "Estera".

Skąd pomysł, żeby pójść do polityki?
Dostałam propozycję od pana posła Wiplera, to było w czwartek. Zaprosili mnie na spotkanie. Nie spodziewałam się, że padnie propozycja, żebym startowała z ich listy. Na początku byłam nastawiona sceptycznie. Postanowiłam po prostu pójść i zobaczyć, o co chodzi.

I dała się Pani namówić?
Kluczowe rzeczy w mojej misji, to ochrona praw człowieka, praw kobiet i ratowanie ludzkiego życia. Zawsze taki paradygmat kierował mną życiowo. Chciałam walczyć właśnie o prawa kobiet, człowieka i przeciwko szariatowi. Obecnie właśnie w tym zakresie dużo się dzieje w Europie, która stoi przed wielkimi wyzwaniami. Była to ta chwila, w której musiałam podjąć decyzję.

Pani zna poglądy Janusza Korwin--Mikkego na temat kobiet?
Z tego co wiem, chodzi im o to, aby kobiety mogły pozostać w domu. Z niektórymi stwierdzeniami Janusza Korwin-Mikkego absolutnie się nie zgadzam. Powiedziano mi jasno na spotkaniu, że będę startować jako niezależna kandydatka. Nie muszę się zapisywać do partii, nie muszę się podpisywać pod wszystkimi poglądami Janusza Korwin-Mikkego. Chcę służyć Polakom, chcę służyć Polsce.

Walczyć o te kwestie, które są dla mnie kluczowe. Nie chciałam w to wchodzić. Nie podoba mi się polityka, nie podoba mi się to, co się dzieje. Jeśli jednak chcę przeforsować pewne idee, zmieniać pewne rzeczy systemowo i pomagać wielu milionom osób na świecie, a to zawsze było dla mnie najważniejsze, bo cierpienie tych ludzi mocno mnie dotyka, musiałam zdecydować się na ten krok.

Ale przecież musi Pani wiedzieć, że startując z listy Janusza Korwin-Mikkego, będzie Pani kojarzona z jego poglądami.
Staram się odciąć od tych poglądów. Uważam, że niektóre z nich są ciekawe, ale otoczka, jaka panuje wokół nich, nie służy partii ani tym ideom. Idę swoją drogą, dostałam taką propozycję i przyjęłam ją. To dla mnie ostatni gwizdek, żeby pójść w tym kierunku, wejść do polityki i zacząć pomagać bardziej systemowo innym. Wszystko stało się nagle, w ogóle cała moja inicjatywa była nagła. Trzeba było szybko ewakuować osoby z Syrii.

Media Pani zarzucają, że nikogo Pani nie ewakuowała, tylko sprowadziła bogatych chrześcijan z Syrii, którzy z pobytu w Polsce zrobili sobie wczasy.
To nieprawda! Był cały przekrój społeczny ludzi - od biednych, do osób, które były kiedyś bogate. Nie weryfikowałam statusu majątkowego tych ludzi. Powiedziano mi, że ci ludzie nie mają żadnych pieniędzy. Dostałam wytyczne od rządu polskiego, kogo mogę sprowadzić. Główną wytyczną było to, żeby te osoby miały paszporty. Starałam się wynegocjować, żeby nie trzeba było tego typu dokumentów, żeby wystarczył dowód osobisty. Przy wizach humanitarnych jest to możliwe, ale przy wadze sprawy, odpowiedzialności, jak spoczywała na fundacji, musiało to pójść w tym kierunku. Dostałam taki warunek i musiałam go spełnić. Uratowałam te osoby, które byłam w stanie uratować, bo miałam w tym momencie ich paszporty. Czy bogate, czy biedne, to był 173 istnienia ludzkie.

Pani oceniała osoby, który tu przejechały jako uchodźców?
By być uchodźcą, osoba musi mieszkać poza terenem kraju ponad 3 miesiące. Uchodźcą nie jest ktoś będący w bezpośrednim zagrożeniu życia, znajdujący się w rejonie konfliktu. Ci wszyscy ludzie, których ściągnęłam do Polski, spełniali kryteria osób, którym pomaga fundacja. Przede wszystkim były najbardziej zagrożone ze względu na prześladowania religijne. Ponadto patrzyliśmy, jakie mają szanse uzyskania bezpieczeństwa w innych krajach sąsiadujących z Syrią. Żaden chrześcijanin w tych rejonach, niestety, nie jest bezpieczny. Dodatkowo wiedzieliśmy, że ci ludzie dobrze się tu zintegrują. To była akcja społeczna, kościoły i ludzie dobrej woli chcieli pomóc tym ludziom. Uratowałam 173 osoby.
Część podobno wróciła do domu?
Niektóre rodziny zostały rozdzielone, bo były osoby, które nie mogły wyjechać z kraju. To była tragedia dla tych rodzin. Przylecieli tutaj, przeszli przez całą procedurę i zaczęli się bać, że nie będą mogli już nigdy zobaczyć swoich bliskich, których zostawili tam, na miejscu. Dlatego zdecydowali się od razu pierwszego dnia wrócić. Na pewno nie chodziło o przyjęcie albo o warunki, jakie tu zastali, bo byli zakwaterowani w czterogwiazdkowym hotelu. Na pewno czynniki związany z finansami czy bezpieczeństwem tu, na miejscu, nie wpłynęły na tę decyzję. Decydowały czysto rodzinne, prywatne kwestie.

Kto finansował całą akcję sprowadzenia tu tych ludzi?
Mnóstwo kościołów, ludzi dobrej woli, również Fundacja "Barnabas Fund" zajmująca się prześladowanymi chrześcijanami na świecie i wspieraniem ich. Oni finansowali pobyt w Polsce około 30 rodzin, także ich przybycie tutaj, bo pokryli koszty tranzytu.

Ci Syryjczycy, którzy tu przyjechali, ale i Pani jesteście zwolennikami Baszara al-Asada?
Prawie wszyscy chrześcijanie w Syrii są zwolennikami Baszara. Tak było przed wojną i jest teraz, bo dzięki niemu jeszcze żyją. Jeszcze przed wojną Syria była bardzo liberalnym krajem. Kobiety miały równe prawa, chrześcijanki czuły się bezpiecznie i alawici, czyli tacy liberalni muzułmanie, także. Patrząc na kraje Bliskiego Wschodu i na to, w jakim kierunku mogą pójść rozwiązania - to było najlepsze. Alawici często tworzyli rządy z chrześcijanami. W pewnym momencie Zachód zaczął jednak pomagać radykałom, którzy oczywiście wprowadzają prawo szariatu i kalifat. Wiele milionów osób przez to cierpi.

Niektórzy uważają Baszara al-Asada za dyktatora i terrorystę, który użył przeciwko własnemu narodowi broni chemicznej.
Nie wierzę, że to akurat on użył broni chemicznej. Dowodów też na to nie ma. Są tam różne ugrupowania i wiele osób mogło mieć interes w tym, żeby jej użyć. Nie chcę nikogo o nic posądzać, bo nie jestem biurem śledczym, ale nie wysuwałabym zbyt pochopnym wniosków czy sądów. Wiem, że media cały czas mówią, że Baszar to terrorysta, ale de facto przez to, że go tak atakowały, wspierały prawdziwych terrorystów. Nie uważam, że jest jednak bez winy. Wojna powoduje, że ludzie popełniają błędy, stosują bardziej radykalne metody, ale Stany Zjednoczone wcale nie są lepsze, jeśli chodzi o bycie państwem policyjnym. Jeśli chodzi o swoich więźniów czy kontrolę nad nimi - stosują te same techniki.

Zrównuje Pani Stany Zjednoczone i Syrię pod rządami Baszara al-Asada? Bardzo odważne, powiem szczerze!
Powiem tak: przy niektórych ludziach czy środowiskach trzeba stosować bardziej radykalne metody. Nie jestem absolutnie za atakowaniem kogokolwiek, ale w pewnych okolicznościach trzeba mieć twardą rękę. A w tym przypadku sytuacja jest taka: jest ponad 70 proc. radykalnych muzułmanów, którzy wyznają wartości fundamentalne i chcą wprowadzić szariat, ograniczyć wolność i prawa człowieka we wszystkich aspektach, eksterminując przy tym resztę. Trzeba twardej ręki, żeby nad tym wszystkim zapanować i żeby utrzymać porządek. Uważam, że niektóre kraje, zwłaszcza kraje Bliskiego Wschodu, nie są gotowe na demokrację. Ludzie są tam wychowywani w systemie ideologicznym, którym jest islam, szariat. To ideologia bardzo nazistowska, totalitarna, łamie wszystkie prawa człowieka. Nie uważam, żeby osoby wychowane od małego w bardzo niebezpiecznej ideologii były w stanie w demokratyczny sposób rządzić krajem.

W czasie rządów Baszara al-Asada nie były łamane prawa człowieka?
Uważam, że były dużo mniej łamane. To była najlepsza opcja możliwa na tamten moment. Chrześcijanie się bardzo cieszyli. I bali się w dużo, dużo mniejszym stopniu niż dzisiaj. Jeżeli chrześcijanie byliby w stanie rządzić tym krajem samodzielnie, to bym tę opcję promowała. Chrześcijanie najbardziej przestrzegają praw człowieka, wartości chrześcijańskie mówią o miłości bliźniego jak siebie samego, i to jest najważniejsze.

Jaki procent mieszkańców Syrii to chrześcijanie?
Różne są dane, od 10 do 12 proc. Po kilkuletniej wojnie szacuje, że pozostało około 7 proc.

I wyobraża sobie Pani sytuację, kiedy krajem rządzą przedstawiciele 7 procent społeczeństwa?
Było 10 procent alawitów i rządzili krajem z chrześcijanami i innymi mniejszościami - to była koalicja grup bardziej liberalnych, które tworzyły rządy. Taka sytuacja była dużo lepsza. Na Bliskim Wschodzie albo mniejszości mają możliwość rządzenia, kontroli sytuacji, albo 30 procent społeczności czeka eksterminacja. Powiem pani tak: wiele milionów osób będzie cierpieć, wiele kobiet będzie cierpieć. I wiele osób jeszcze zginie. Życie nie jest czarno-białe, ma różne odcienie szarości. I musimy podejmować decyzje na podstawie tego, co mamy, a nie w oparciu o utopijne ideały.
Czyli nie jest Pani za tym, żeby sprowadzać do Polski muzułmanów?
Trzeba różnicować. W islam wpisują się także liberałowie, przez większość muzułmanów uznawani za niewiernych. Te dwie grupy trzeba oddzielić. Uważam, że liberalni muzułmanie i ci wszyscy, którzy promują prawa człowieka, powinny być wspierani tam, na miejscu. Podejrzewam, że jeśli chodzi o jazydów, oni tylko mówią, że są muzułmanami, żeby się chronić przez eksterminacją. Ukrywają swoje wartości i religię, sądzę, że zbudowaną na chrześcijaństwie. Uważam, że tej grupie trzeba także pomagać, zwłaszcza kobietom. Trzeba je wyrwać z tego piekła. Nie wiem, czy Polska jest dobrym krajem, żeby tu znalazły schronienie. W Niemczech są dużo większe społeczności jazydów.

A dlaczego Polska nie jest dobrym krajem?
Bo z jednej strony nie ma wsparcia społecznego i akceptacji społecznej dla przyjmowania osób zdefiniowanych jako muzułmanie. Poza tym trudno jest wyjaśnić zawiłości ich wyznania, a w Niemczech żyje 100 tys. jazydów, więc na pewno będzie im tam łatwiej. Tak czy inaczej jest to o wiele mniejsza grupa mniejszościowa niż chrześcijanie.

Pani nie jest za tym, żeby sprowadzać tu uchodźców, którzy są …
…fundamentalni w swoich poglądach?

Tak.
Nie, absolutnie nie!

Bo?
Ponieważ muzułmanie fundamentalni mają swój sposób podbijania społeczeństw, które reprezentują inne od nich wartości, są dla nich obcymi.

I jaki to sposób?
Hidżra, czyli pokojowe zasiedlanie. Potem, w momencie dla siebie odpowiednim, podbijają ten teren.

Uważa Pani, że jeśli przyjedzie tu 10 tysięcy fundamentalistów, to podbije 38 milionowy naród?
Tak! Poza tym, ten dziesięć tysięcy może się szybko zwiększyć do kilkudziesięciu tysięcy. Ponadto nawet jeden zły człowiek może zamordować mnóstwo istnień. Proszę spojrzeć na Francję, tam już są tereny: "no go", czyli "nie wchodzić", bo policjanci nie gwarantują na nich bezpieczeństwa. I na tych terenach kobiety mogą być masowo gwałcone, mogą być na nich dokonywane różne zbrodnie i policja umywa ręce. Więc jeśli tyle są w stanie przeforsować we Francji: głosują, mają wpływ na politykę, walczą o prawa muzułmanów, to czemu nie mogą tego zrobić w Polsce? Nawet 10 procent społeczeństwa muzułmańskiego w danym państwie ma wpływ na politykę tego kraju. Tworzą takie regulacje, które pozbawiają ludzi praw.

Czyli uważa Pani, że islamiści chcą opanować Europę?
Tak. Każdy wierny wyznawca Mahometa uważa, że będzie pokój na świcie, kiedy opanuje wszystkich albo ich wyrżnie. Dlatego trwa eksterminacja wszystkich mniejszości na Wschodzie. Dlatego ludzie są krzyżowani, obcina im się głowy albo łaskawie się ich wypędza lub poniża w każdy możliwy sposób. W Koranie jest dokładnie napisane, co należy robić z niewiernymi: niewiernych trzeba mordować, krzyżować albo obcinać rękę i nogę naprzemiennie.

Ponoć tylko w tym roku napłynęło do Europy 500 tys. muzułmanów, wśród nich są pewnie także fundamentaliści. Pani zdaniem, będą chcieli teraz nami zawładnąć?
Tak, jak będzie to tylko możliwe. Będą wprowadzać szariat.

Więc co z uchodźcami robić? Wybijać? Topić?
Nie, nie! Po pierwsze 90 proc. osób, które przyjeżdżają do Europy, wyrzuca swoje dokumenty, żeby nie można ich było zidentyfikować. Można domniemywać, że wyrzucają te dokumenty dlatego, że mają coś do ukrycia. Gdyby to byli prześladowani chrześcijanie, myślę, że Europa by ich przyjęła. Moi chrześcijanie, żeby przyjechać do Polski, musieli mieć dokumenty. 75 proc. tych ludzi, którzy przyjechali do Europy, to młodzi mężczyźni, dodatkowo 16 proc. tych imigrantów, którzy napływają do Europy, to Syryjczycy. Przemytnicy, jeśli sprzedają lub podrabiają jakieś dokumenty, to robią z ludzi Syryjczyków, statystyka jest więc zawyżona. To nie jest 16 proc. Syryjczyków. Więc kto? Uważam, że Europa, przyjmując ich wszystkich jak leci, bez weryfikacji, zabiera pomoc tym, którzy tego naprawdę potrzebują, tym, których trzeba z Syrii wydostać, a daje miejsce emigracji zarobkowej i takiej, która może stanowić zagrożenie.
Czyli uważa Pani, że ci młodzi muzułmanie przyjeżdżają do Europy, żeby ją podbić?
Wielu z nich tak, wierni wyznawcy Mahometa na pewno.

To jaki ma Pani pomysł na uchodźców, proszę mi powiedzieć?
Po pierwsze - to nie są uchodźcy. Chodzi mi o te osoby, które przedostają się do Europy. Część z tych osób to są najeźdźcy. Bez wątpienia powinniśmy pomagać, ale tym najsłabszym, najbiedniejszym, którzy nie mają jak i za co przedostać się do Europy. Bo z jeden strony nie są na tyle bogaci. Z drugiej - wiele kobiet nie decyduje się na tego typu podróż z powodu gwałtów i prześladowań po drodze. Siedzą w Syrii, czekają aż przyjdzie ISIS, modlą się i mają ogromną nadzieję, że ich oszczędzą, jak będą grzeczni. Trzeba ratować osoby z terenów bezpośrednio zagrożonych, oczywiście z tych miejsc, z których uda je się wydostać, bo to niesłychanie ciężkie. Uważam, że powinniśmy udzielać tym ludziom wiz w uproszczonej formule, żeby mogły przedostawać się na teren Europy.

Udowodnienie, że dana osoba nie stanowi zagrożenia, leży w kwestii aplikantów. Najlepiej poprzez dokumenty chrztu i rekomendację duchownych. Wiem, że wiele osób nie uzyskało żadnej pomocy od ambasad, bo pojawiło się domniemanie, że nie wrócą do kraju. Wiele krajów nie chciało brać sobie na głowę problemu uchodźców, bo są zobowiązane do tego, żeby dawać im pomoc socjalną. Trzeba rozbudować politykę wizową, udzielać wiz humanitarnych, wiz pracowniczych, tak by uregulować ten proces. Chodzi przecież o to, żeby pomagać tym, którzy tego najbardziej potrzebują. I jeżeli jakiś kraj, jakieś społeczeństwa chcą z dobrego serca ich z tego piekła wyciągnąć, to żeby miały taką możliwość.

Wie Pani, że teraz będą tacy, którzy Pani zarzucą, że sprowadziła Pani tych Syryjczyków, zaistniała na chwilę w mediach, a teraz chce na tej fali dostać się do polityki?
Polityka mnie nie bawi, to nie jest nic fajnego. Wcześniej nikt nie wierzył, że uda mi się wydostać prześladowanych chrześcijan przy naszych polskich procedurach. Musiałam znaleźć rozwiązanie prawne, zebrać pieniądze na utrzymanie ludzi na rok, tranzyt, następnie dobijać się do polityków na spotkania, po braku reakcji, pójść do mediów. Przekonać polskie społeczeństwo do akcji, kolejno negocjować z rządem, a następnie przeprowadzić całą akcję w trybie pilnym. To był precedens w Europie, żadnej organizacji nie udało się zrealizować czegoś takiego wcześniej. Gdybym chciała się po prostu dostać się do polityki, to byłoby mnóstwo o wiele łatwiejszych sposobów.

To po co Pani do niej idzie?
Ponieważ mam misję do spełnienia i tylko dlatego do niej wchodzę. Za chwilę będzie po wszystkim. W obliczu takich zagrożeń, przed jakimi stanęła Europa, jeśli pilnie czegoś nie zrobimy, może dojść do masowej tragedii. Uważam, że skoro dostałam taką propozycję, powinnam ją przyjąć. Jeszcze dzień wcześniej się modliłam, nie wiedząc, co mnie czeka następnego dnia, prosiłam, żeby Bóg mnie prowadził w tym kierunku, w którym mam iść, nie wiedziałam, gdzie iść dalej. I myślę, że to jest jakaś odpowiedź na to pytanie, co mam robić. Powinnam współpracować z posłami, tworzyć programy, które będą dobre - dla Polaków, dla Europy i dla praw człowieka. Uważam, że to moja powinność, po prostu. A to, co sobie o tym ktoś pomyśli, zupełnie mnie nie obchodzi. Nie chcę z tego żadnych pieniędzy. Robię to, co muszę i co jest słuszne.

Czyli krótko mówiąc: ratuje Pani chrześcijan w Syrii i chroni Europę przez najeźdźcą?
Tak, chcę masowo pomagać ludziom, kobietom, chronić wartości europejskie i prawa człowiek, również te do życia. Gdyby Europa przyjęła 800 tys. chrześcijan, to byłoby piękne. I jeśli jestem w stanie nagłaśniając to, że chrześcijanie najbardziej potrzebują pomocy, im pomóc, to będę to robić. Moja praca, moja działalność ma wtedy sens. Oczywiście są kolejne etapy i problemy, których rozwiązanie leży mi na sercu, a przede wszystkim ochrona kobiet przed szariatem. Przede wszystkim tych, które znalazły się w islamie i nie mogą od niego uciec, są bite, gwałcone, poniżane, mordowane i okaleczane. One same nie mogą stanąć w swojej obronie, bo czeka je za to nieludzka kara.

***

Miriam Shaded: Chrześcijanie są prześladowani, wyrzucani za burtę przez muzułmanów

Źródło: TVN24/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Miriam Shaded: Muzułmanie-fundamentaliści, którzy dostali się do Europy, będą chcieli ją opanować - Portal i.pl

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska