- Eksport. Dlaczego nie da się bez niego żyć w biznesie? – to temat panelu , który 16 maja poprzedzi podsumowanie 20. „Złotej Setki Pomorza i Kujaw Gazety Pomorskiej”. No to dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że eksport pozwala rozwijać firmy i sprzedawać to, czego na polskim rynku mamy za dużo.
- Chodzi panu o żywność? Bo np. w produkcji drobiu czy niektórych owoców, mamy spore nadwyżki.
Nasza żywność liczy się nie tylko w Europie, bo polskie owoce i warzywa zdobywają choćby rynki azjatyckie. Kiedyś głównie importowaliśmy z Chin, dziś coraz więcej tam sprzedajemy (np. mleka w proszku). To bardzo obiecujący rynek.
- Jednak wzrost gospodarczy Chin jest najwolniejszy od 25 lat.
Kraje europejskie byłyby bardzo zadowolone, gdyby miały taki wzrost gospodarczy jak Państwo Środka. Poza tym ten kraj ma wciąż duże rezerwy walutowe i powiększającą się klasę średnią, która będzie coraz więcej kupować, więc warto tam eksportować.
- Najwięcej - aż ok. 80 proc. wartości eksportu - stanowiła w ub.r. sprzedaż do państw Unii Europejskiej, głównie do Niemiec.
Na rynku niemieckim wygrywamy tańszą siłą roboczą. Dzięki temu możemy zaoferować tańsze towary, no i odległość też ma znaczenie. Jednak bardzo niebezpieczne dla eksporterów są wypowiedzi polityków. Wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki powiedział, że kurs pomiędzy 4,2-4,5 zł/euro nie jest powodem do zmartwień i natychmiast zareagowali na to nasi kontrahenci. Zawsze tak jest, gdy złotówka słabnie. Kiedy się wzmacnia, to niechętnie z nami negocjują.
- Nasze firmy dużo eksportują także do Wielkiej Brytanii i Czech, choć handel z naszymi południowymi sąsiadami do łatwych nie należy. W Pradze nawet interweniowali polscy politycy.
Czesi bardzo chronią swój rynek, bo wiedzą, że jesteśmy dla nich dużą konkurencją. Nie zawsze robią to w dżentelmeński sposób - to fakt, ale tam ogromną rolę odgrywa patriotyzm konsumencki.
- Zmniejszył się za to handel z Ukrainą.
To efekt braku stabilizacji, firmy nie chcą ryzykować w handlu bezpośrednim. Biorą przedpłaty, zanim dostarczą towar lub - tak jak np. bydgoska Pesa - eksportują, jeśli mają gwarancje tamtejszych władz.
- Przedsiębiorca, który sprzedawał żywność do Rosji, stwierdził że lepiej, aby się politycy do handlu zagranicznego nie wtrącali, bo on „z Miszą potrafi się dogadać”.
To tak nie działa. Politycy powinni wspierać eksporterów, ale tak jak robi to kanclerz Angela Merkel. O wielkiej polityce wypowiada się w sposób zrównoważony, a niemiecka gospodarka jest dla niej najważniejsza. A Rosja jest bardzo ważnym rynkiem pozwalającym uzyskać większą wartość dodaną w eksporcie.
- Ważnym rynkiem jest także USA. Jeśli dojdzie do porozumienia w sprawie wolnego handlu, to więcej zyskamy, czy stracimy?
Niektóre polskie fimy mogą zyskać (np. te sprzedające nowe technologie), inne stracić (producenci żywności, nawozów rolniczych i innych energochłonnych branż).
- Wspomniał pan o nowych technologiach. Wśród uczestników rankingu "Złota Setka Pomorza i Kujaw" jest coraz więcej podmiotów zajmujących się np. tworzeniem gier komputerowych, programowaniem. W tej branży polskie firmy radzą sobie coraz lepiej.
Dynamika rozwoju w tej branży jest rzeczywiście duża, ale nie zapominajmy o tym z jakiego poziomu zaczynaliśmy. Praktycznie od zera!
- Niektóre firmy z Kujaw i Pomorza wciąż nie eksportują, choć ich towary systematycznie wyjeżdżają z Polski. Sprzedają tym, którzy np. handlują pod własnymi markami.
To bardzo niekorzystne zjawisko, bo zarabiają na tym pośrednicy, a nie nasze firmy. To także efekt słabości naszych służb konsularnych i polskiej polityki zagranicznej.
- Na szczęście coraz więcej podmiotów sprzedaje towary poza granice naszego kraju. Firmy mogą skorzystać ze wsparcia unijnego na eksport. Warto?
Oczywiście, że warto. Dzięki środkom unijnym, które dotąd były dostępne, polskie firmy rozwinęły eksport, stały się bardziej konkurencyjne.
