https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz gier

Janina Paradowska Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"
Czy to wszystko wydarzyło się naprawdę? - mają prawo zapytać obywatele Rzeczypospolitej bez względu na to czy są zwolennikami III RP czy też pukają już do bram IV-tej.

Czy to możliwe, by prezydent RP wygłaszał orędzie, by zapowiedzieć, że czegoś nie zrobi, bo akurat jego brat podpisał z Samoobroną i LPR punkt 4a dotyczący uzgadniania poprawek do ustaw? Czy to możliwe, aby prezydent RP trzymał w napięciu o godzinę dłużej polityków, przede wszystkim zaś ludzi, którzy jeszcze polityką się interesują, a nawet tych, którzy się nią nie interesują, ale trwają w przekonaniu, że głowa państwa ma im coś niezwykle ważnego do powiedzenia? Wydaje się to niemożliwe, ale jednak się zdarzyło. A świadczy to o tym, że w polskiej polityce pękają kolejne bariery, że obecny sposób sprawowania władzy zasadniczo różni się od tego, do czego przywykliśmy. To jest oczywiście opinia bardzo powściągliwa.
Po co było całe poniedziałkowe zamieszanie? Czy po to, co jest dziś najpowszechniej przyjmowanym wytłumaczeniem, że PiS chciało jeszcze bardziej upokorzyć swych koalicyjnych partnerów (poddanych? niewolników?)? Czy pakt stabilizacyjny rzeczywiście trzeszczał i tylko mistrzowska zagrywka braci Kaczyńskich uratowała go od całkowitego rozpadu? Czy też prezydent lub jego brat jednak uznał (przynajmniej na kilka godzin), że trzeba iść na wybory? W każdym z tych scenariuszy jest zapewne jakiś kawałek prawdy. Być może jest i cząstka prawdy w tym, że prezydent nie zawsze ma identyczne zdanie niż jego brat, prezes. Najkorzystniejsza dla prezydenta byłaby wersja, że rzeczywiście chciał skrócenia kadencji, bo nie podoba mu się koalicja zmontowana przez brata, bo szuka jakiejś możliwości otwarcia rozmów z PO i uważał, że z tego klinczu wyprowadzić można polską politykę przez nowe wybory. Niosą one wprawdzie sporo niebezpieczeństw, bo mało kto ich chce, ale kampania byłaby krótka, może rozgrzałaby wyborców, ktoś by wygrał, ktoś przegrał i choć sytuacja byłaby podobna, to jednak nieco odmienna. Wiele wskazuje na to, że w nowym parlamencie byłoby jednak mniej partii. Co nie oznacza, że byłoby łatwiej składać koalicję, gdyż złożenie w Polsce koalicji jest czynnością niesłychanie trudną.
Najmniej korzystną interpretacją jest ta, która wydaje się najbardziej prawdopodobna, a więc, że zapowiedź orędzia, kolportowanie przez ważnych polityków PiS informacji, że prezydent jest bliski podjęcia decyzji o skróceniu kadencji parlamentu, podgrzewanie atmosfery miało służyć szantażowi i wymuszeniu posłuszeństwa dwóch ugrupowań, co do lojalności których można mieć obawy. Rzecz jednak w tym, że ów słynny aneks, czyli punkt 4a niczego w umowie stabilizacyjnej nie zmienia. Jak trzeba było uzgadniać ustawy, tak je uzgadniać trzeba i ze sformułowania punktu 4 dokładnie wynika, że ani Samoobrona ani LPR nie mogły poprzeć propozycji na przykład Platformy.
Raczej więc nie chodziło o dodatkowy punkt, ale o publiczny spektakl, podczas którego Lepper z Giertychem mieli paść na kolana i błagać o łaskę. Można się śmiać, że to zrobili, można wspominać ich nietęgie miny z drwiną czy pogardą, tylko co z tego wynika? Że upokorzenie się Giertychowi należało choćby za wyczyny w orlenowskiej komisji śledczej, a Lepperowi za sejmowe wyczyny w poprzedniej kadencji? Tylko jak z takimi przeczołganymi politykami współpracować dalej? Teraz będą bardziej skłonni do odgryzienia się niż przed poniedziałkiem. Od początku wiadomo było, że pakt stabilizacyjny tak naprawdę grozi głównie destabilizacją. Mało kto jednak przewidział, że pierwszym destabilizującym będzie PiS.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska