O powołanie młodzieżowej rady miejskiej wnioskowało stowarzyszenie Młodzi Demokraci. - Chcemy, żeby młodzi byli aktywni - tłumaczył Aleksander Libera, jeden z inicjatorów przedsięwzięcia. - Na pewno wprowadzą nieco świeżości, także do rozmów o strategii rozwoju miasta.
- Zanim uchwalimy, trzeba dołożyć do tego kalkulację kosztów - oponował Krzysztof Haliżak. - Ktoś musi zapłacić za prąd, za obsługę, za materiały kancelaryjne. Póki co w budżecie nie ma środków na finansowanie takiego ciała.
- Nie możemy się od młodzieży odcinać - apelował burmistrz Arseniusz Finster. - Może pojawi się tam jakiś młody Haliżak... Może nie będzie to gremium tylko słuchające, ale podpowiadające, co można zrobić. Ja chętnie będę się z nimi spotykał, za światło też zapłacę... Rękoma i nogami jestem za.
Przeczytaj również: Młodzieżowa Rada Miejska - sukces czy porażka?
Haliżak upierał się jednak, że młodzi powinni się przekonać, że wszystko ma swoją cenę, że "nie ma zupy za darmo". Ale burmistrz stanowczo stwierdził, że prądu rozliczać nie będzie, a na ewentualne szkolenia i seminaria znajdzie wsparcie u sponsorów. I sam też coś dołoży.
- Pan Krzysztof też pije kawę za pieniądze podatników - ripostował Libera. - A ja zapewniam, że wydatki na młodzieżową radę to nie są straszne koszty.
Wszyscy radni, poza Haliżakiem, uznali, że warto powołać młodzieżową radę miejską.
Teraz będzie czas na przygotowanie wyborów w szkołach. Młodzi Demokraci służą radą i pomocą, ale sami nie będą się angażować.