Zmianami w rządzie premier Marek Belka rzeczywiście zaskoczył wszystkich, choć zmiana zmianie nierówna. Minister finansów od dłuższego czasu sygnalizował, że rad byłby opuścić stanowisko, którym był wyraźnie zmęczony. Finanse to trudny resort nie tylko merytorycznie, ale także organizacyjnie. Tak naprawdę wymaga on bardzo wielkich zmian, by przezwyciężyć stare biurokratyczne przyzwyczajenia. Może nowy minister będzie miał więcej energii. Zmiana na stanowisku ministra zdrowia ma inny charakter. Dla przygotowania i uchwalenia ustawy zdrowotnej potrzeba więcej politycznej mocy niż miał Marian Czakański i nawet sam premier.
Odejście ministra zdrowia staje się prawie symbolem tego, czy możliwy jest rząd bezpartyjnych fachowców, konstrukcja tak bardzo wychwalana przez tych, którzy politykę postrzegają nie jako grę interesów i nieuchronne konflikty, ale jakąś wielką zgodę i wyłącznie merytoryczne dyskusje. Na merytoryczne dyskusje Czakański był bardzo dobry, na zbudowanie politycznego zaplecza za słaby. Rząd bezpartyjnych fachowców po prostu nie jest możliwy i perypetie byłego już ministra zdrowia pokazały to wyraźnie. Minister musi być politykiem, musi mieć polityczne poparcie. Marek Balicki je ma, co jeszcze nie przesądza, że będzie lepszym ministrem niż jego poprzednik i że więcej zrobi. Poparcia udziela mu, mimo rozlicznych wątpliwości, Socjaldemokracja Polski, i musi jej udzielić SLD, nawet jeżeli ta nominacja jest temu ugrupowaniu nie bardzo w smak.
Tak naprawdę nie w smak jest jednak SdPl, gdyż mimo wszystkich zaklęć to ugrupowanie weszło w koalicję rządową, zawarło z premierem umowę i teraz jeszcze wprowadziło do rządu bardzo ważnego ministra. To już konstrukcja koalicyjna, co jednak powoduje, że SdPl ma wyraźny, coraz wyraźniejszy kłopot z określeniem swojej pozycji na scenie politycznej i swojej separacji od SLD. Marek Borowski nie może się więc dziwić, że już dziś toczą się dyskusje o konieczności jednoczenia lewicowych ugrupowań, nawet jeżeli są to dyskusje przedwczesne. One po prostu będą wracać, bowiem wyraźnie widać, że podział nie przyniósł nowej jakości, nie jest pewne, czy ów długi marsz, o którym działacze SdPl coraz częściej mówią, też da rezultaty. W polityce tak już bywa, że pomysł albo okazuje się skuteczny, albo nie. Sporo znaków wskazuje, że pomysł podziału SLD nie ma dla wyborców oznak świeżości, że to jeszcze nie jest ta oferta, która może szybko zaistnieć w społecznej świadomości. Nie odbudowuje także swej pozycji SLD, ponieważ wyborcy nie nabrali przekonania, że ta partia się zmienia, że odrzuca stare grzechy. Po prostu oba lewicowe ugrupowania grzęzną i licytacją lewicowych postulatów (na razie w granicach rozsądku) nie zyskują poparcia. Oba stoją mniej więcej w tym samym miejscu i być może trzeba czekać na jakąś zupełnie nowa ofertę.
Zaczynał także grzęznąć rząd Marka Belki. Może teraz, gdy wyjaśnią się problemy z naprawą służby zdrowia, ten gabinet przyspieszy, a premier pokaże, że ma coś więcej do zaoferowania niż zaoferował dotychczas, że działa bardziej dynamicznie. Czeka na to nie tylko opinia publiczna, ale także ciągle jeszcze czekają ugrupowania lewicowe, które w istnieniu tego gabinetu widziały swe szanse na poprawę pozycji. Odnosiło się to bardziej do SLD, gdyż rząd postrzegany jest głównie jako rząd tej partii, ale także do SdPl, bez której głosów gabinet Belki by po prostu nie powstał. Teraz dzięki SdPl rząd się umacnia, co jednak nie musi skutkować umocnieniem się obu wspierających go ugrupowań.
Moc i niemoc
Janina Paradowska, "Polityka"