O sprawie obszernie pisaliśmy 13 kwietnia 2018 r. w artykule „Profesor, studentki, asystentki i imperatyw Kanta”.
Czytaj tu:
Profesor, studentki, asystentki i imperatyw Kanta
Prof. Mirosław Żelazny, charyzmatyczny, ekscentryczny, wymagający, ale z pasją wyjaśniający studentom najtrudniejsze filozoficzne dylematy, w kłopoty wpadł wtedy, gdy kilka studentek zdecydowało się przerwać milczenie.
Sprawa trafiła do komisji antymobbingowej uczelni. Skargę złożyła jedna z pracowniczek uniwersytetu, która zarzuciła prof. Żelaznemu, że od ponad roku była przez niego molestowana seksualnie i mobbingowana. Do oświadczenia dołączyła opis działań profesora, a także maile i SMS-y od niego. W teczce ze skargą znalazły się również zeznania świadka takich zachowań oraz byłych i obecnych uczestników i uczestniczek studiów w Instytucie Filozofii UMK.
Były doktorant wspominał: - Byłem w Instytucie Filozofii 8 lat i każdego roku pojawiał się jakiś problem z profesorem. Sam widziałem, że na wykładach lubił a to skomentować biust studentki, a to przechwalać się, że sypia z młodszymi pracowniczkami. Wiele koleżanek się go bało, szczególnie słynnych zaproszeń do gabinetu. W węższym gronie oczerniał innych pracowników i pracowniczki. Pamiętam, że na początku byłem zszokowany takim zachowaniem, ale szybko zorientowałem się, że - moim zdaniem - istnieje powszechne przyzwolenie w instytucie na takie zachowanie prof. Żelaznego. Jego ulubionym hasłem, które słyszałem wielokrotnie na jego wykładach, było „Jestem profesorem, mnie nic nie można zrobić”.
Była studentka wspomina: - Na dyżurze profesor dotykał moich włosów i twarzy pod pretekstem założenia mi na głowę chusty. Chciał mi dać ją w prezencie. Pytał, czy jestem z kimś w związku. Autorytet i rola, jaką przypisywałam nauczycielowi akademickiemu, a także szacunek, którym darzyłam tę funkcję, runęły, kiedy doświadczyłam skandalicznego - według mnie - wykorzystywania władzy przez profesora jako kierownika studiów doktoranckich. Poniżał mnie i deprecjonował jako kandydatkę na studia doktoranckie. Zarzucał mi udział w nieodpowiedniej konferencji naukowej, współorganizowanej przez osoby, które uważał za swoich wrogów.
Profesor miał też pretensje o to, że studentka przyjaźni się z ludźmi, którzy są z nim w konflikcie. Dawał do zrozumienia, że powinna zerwać z nimi wszelkie stosunki. Albo jest z nim, albo przeciwko niemu. Ostatecznie kobieta zrezygnowała ze studiów doktoranckich.
- 17 stycznia komisja dyscyplinarna na wniosek rzecznika nałożyła na prof. Żelaznego karę nagany i 5-letni zakaz pełnienia funkcji kierowniczych - mówi prof. Marcin Czyżniewski, rzecznik UMK. - Orzeczenie jeszcze się nie uprawomocniło.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że komisja dyscyplinarna uznała prof. Żelaznego winnym wszystkich ośmiu zarzutów (różne składowe mobbingu i molestowania). Profesor ma 65 lat. Zgodnie z ustawą o szkolnictwie wyższym i tak nie może już pełnić żadnych funkcji kierowniczych. Czy kara więc jest karą?
- Postępowanie zostało wszczęte przed wejściem w życie nowej ustawy i musiało się toczyć do końca w oparciu o stare przepisy - dodaje prof. Marcin Czyżniewski. - Profesor Żelazny otrzymał karę nagany. Poza tym w toku postępowania został pozbawiony funkcji kierowniczych, a mógłby je pełnić, zgodnie z ustawą, bo ona dotyczy tylko nowego wyboru. Proszę pamiętać, że zgodnie ze starą ustawą nagana jest najwyższą karą przed zwolnieniem, dopiero nowa ustawa wprowadza więcej rodzajów kar.
Niewykluczone, że prof. Żelazny przestanie w ogóle pracować w Instytucie Filozofii.
